poniedziałek, 11 lipca 2011

Posiadanie złota przez osoby fizyczne jest zabronione i należy je oddać do banku

Posiadanie złota przez osoby fizyczne jest zabronione i należy je oddać do banku

Autorem artykułu jest Joanna Wiejak



Polskę dotknęła nowa epidemia – gorączka złota. W NBP sztabki złota idą jak woda. Dla chcących kupić złoto mam jedną wskazówkę. Kupując chcesz się zabezpieczyć przed „ciężkimi czasami”. Ale zakupów powinnieneś koniecznie dokonać anonimowo!

Polskę dotknęła nowa epidemia – gorączka złota. W NBP sztabki złota idą jak woda. Kwartalny plan sprzedażowy w wysokości 30 kg został zrealizowany w mgnieniu oka.

Dla chcących kupić złoto mam jedną wskazówkę. Kupujący chcą się zabezpieczyć przed „ciężkimi czasami”. Ich pieniądze, więc mogą je wydawać zgodnie z własnym życzeniem. Ale zakupów powinni dokonywać anonimowo – ostrzega Jacek Pietkiewicz w najnowszym wydaniu tygodnika dla inwestorów CashFlow&You.

Kupujący są spisywani, a jeżeli tak jest, to musimy być świadomi, że zakup złota dokonany w ten sposób nie jest żadnym zabezpieczeniem, bo w „ciężkich czasach” (a właśnie z myślą o zabezpieczeniu się przed nimi dokonują ludzie tego zakupu) organa państwa bez problemu dojdą do kupujących i zażądają jego zwrotu (w najkorzystniejszym wypadku płacąc za złoto jakieś marne grosze).

Niemożliwe? A jak to było w latach 30. w USA? Rząd USA obwieścił, że posiadanie złota przez osoby fizyczne jest zabronione i należy je oddać do banku. W Niemczech można dokonywać zakupu złota anonimowo, aczkolwiek jednorazowo do określonej kwoty.

Czytałem nawet, jak zakopać złoto w ogródku, żeby go nie wykryły detektory firm, które będą go szukać wśród ludności na zlecenie organów państwowych. Można się z tego oczywiście śmiać, ale pamiętać trzeba o jednym: trzeba być konsekwentnym. Skoro kupujemy na „ciężkie czasy”, to kupujmy anonimowo i przechowujmy bezpiecznie. Inaczej cały pomysł z zakupem złota jest bez sensu.

Ponieważ zdołałem się (przynajmniej na razie) oprzeć gorączce złota, napiszę o czymś moim zdaniem ciekawszym, a co ponadto jest podobno przedmiotem największego pożądania przez kobiety. Ba, jest podobno ich największym przyjacielem.

Jakich kamieni najbardziej w dzisiejszych czasach pożądają kobiety? Otóż największą popularnością cieszą się diamenty. To one najczęściej wybierane są jako drogocenna ozdoba w pierścionkach zaręczynowych. Ale kamienie szlachetne to nie tylko mały dar serca od ukochanej osoby. To cieszące się coraz większym zainteresowaniem inwestycje, na nieraz bardzo poważne kwoty.

Diamenty występują dużo rzadziej niż złoto. Gdyby zgromadzić wszystkie diamenty, które wydobyto od czasów antycznych, można by utworzyć sześcian o długości boków 5,5 metra. Albo inaczej: od czasów antycznych wydobyto jedynie 680 ton.

Cena dobrze oszlifowanego diamentu, o dużej czystości i rzadkim zabarwieniu, może osiągnąć cenę nawet kilku milionów Euro. Bywają niesamowicie drogie, ale nie ma na świecie dwóch takich samych kamieni. Każdy może mieć inną wartość. Jacek Pietkiewicz w najnowszym artykule pisze o wadach i zaletach inwestowania w kamienie szlachetne oraz o tym, kto i w jaki sposób może zarobić np. na diamentach.

Pełna treść artykułu „Jak zarobić na diamentach?” dostępna jest w tygodniku elektronicznym CashFlow&You nr 38 (08/2008) z dnia 20-26.02.2008. Autor artykułu: Jacek Pietkiewicz, wydawca: e-ProfitSystem http://newsletter.cashflowandyou.pl.

---

Joanna Wiejak

- Kursy dla Inwestorów - Sposób na zyski i finansową niezależność >>
- Kuźnia Milionerów - Spełnij swoje finansowe marzenia >>


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Mieszkanie za darmo i 400 tysięcy na koncie

Mieszkanie za darmo i 400 tysięcy na koncie

Autorem artykułu jest Krzysztof Rutkowski



Jak wykorzystać instrumenty finansowe aby "zarabiać na kredycie"
W dzisiejszym świecie prawie z każdej strony jesteśmy bombardowani reklamami o pożyczkach i kredytach. Czy to w TV czy w Internecie wszyscy chcą nas przekonać niską ratą, prostymi zasadami, szybką pożyczką.

Rozumiem, że niektórym biedniejszym rodzinom może brakować pieniędzy na bieżące potrzeby i czasem korzystają z tych pożyczek, tłumaczą to sobie tym, że raty są niskie. A przecież można inaczej. Wystarczy rozpoznać w kilka sekund czy to jest opłacalne.
Ja przy wszelkiego rodzaju pożyczkach czytam tylko 1 zdanie. Ty też powinieneś. Interesuje nas tylko takie zdanie: RRSO – Roczna Rzeczywista Stopa Oprocentowania wynosi – i tutaj jest liczba określająca % o ile więcej będziemy musieli oddać po roku. Jeśli takiej informacji nie ma to domagaj się jej gdyż pożyczkodawca jest do tego zobligowany zgodnie z ustawą o kredycie konsumenckim z dnia 20 lipca 2001 roku. Tutaj mała dygresja spójrz na reklamy Providenta (chyba najdroższy pożyczkodawca w kraju) i poszukaj tego zapisu – ja go nie uświadczyłem. Jednak na ich stronie jest kalkulator pożyczkowy, w którym wyliczyłem RRSO dla pożyczki rocznej i kwoty 1000 zł (z obsługą domową) wynosi 71,43 % - czyli po roku musisz oddać 714 zł więcej przy pożyczce 1000 zł - zgroza! I pomyśleć, że są ludzie którzy w ten sposób pożyczają pieniądze a wystarczyłoby się trochę zastanowić jakie ogromne to są koszta. W większości tzw. pożyczek „ekspresowych” ta stopa jest w granicach 20-25%. Pomyśl jeśli pożyczasz 3000 zł na 20%/rocznie płatne w 36 ratach to rata miesięczna wyniesie 111,5 zł co daje do spłaty 111,5*36 = 4014 zł czyli 1014 zł więcej niż pożyczałeś! Czyli 1/3 wartości pożyczki powierzyłeś bankowi. Po co tracić pieniądze? A czy nie możnaby najpierw przeanalizować czy jest to nam niezbędne do życia – przeważnie nie jest gdyż większość takich pożyczek idzie na „luksusy” typu nowy sprzęt RTV, wycieczka. Chociaż jest to mała skala pożyczki i krótki jej czas to widać jak „wysysa” z nas pieniądze.

Wg mnie jedyny sensowny powód brania kredytu to nieruchomości gdyż są to najtańsze pieniądze na rynku. Kredyty hipoteczne oprocentowane są w granicach 6% rocznie czyli znacznie mniej niż kredyt konsumpcyjny – pyzatym można na nim zarobić w pewnych okolicznościach. Oto przykład. Przypuśćmy, że pochodzisz z niewielkiego miasta i posiadasz zdolność kredytową na kwotę 150000 zł oraz 10000 zł gotówki. Za taką kwotę będzie ciebie stać aby kupić 2 pokojowe mieszkanie na rynku wtórnym. Jeśli stać ciebie aby spłacić taki kredyt w 15 lat to rata miesięczna przy oprocentowaniu 6% wynosiłaby 1266 zł/mies. A przy 30 latach spłaty rata wyniesie 900 zł/mies. Moja propozycja jest taka – skoro stać ciebie na wydatek 1266 zł/mies to lepiej jest i tak wybrać kredyt na 30 lat a różnicę zainwestować np. w fundusz akcji wpłacając co miesiąc po 1266-900= 366 zł. Zakładając stopę zwrotu na poziomie 12% rocznie (średni zysk z giełdy – opisywałem to w poprzednim artykule) te 366 zł miesięcznie przez 30 lat da 1279156 zł co po odjęciu podatku da na czysto 1023325 zł. Ktoś może powiedzieć, że za 30 lat ten milion nie będzie tyle wart co dzisiaj i będzie miał rację. Zakładając roczną inflację na poziomie 3% ten nasz milion za 30 lat będzie wart tyle ile dzisiaj ok. 400 tysięcy zł

Dzięki tej metodzie po 30 latach masz spłacony kredyt na mieszkanie oraz około 400 tysięcy zł na koncie. Jeśli chcesz poznać znacznie więcej metod finansowania zakupu nieruchomości z minimalnym, lub zerowym wkładem zapisz się na kurs inwestowania w nieruchomości.

Krzysztof Rutkowski
http://aktywa.blogspot.com
Artykuł możesz publikować, kopiować, umieszczać na własnej stronie www ale nie wolno zmieniać w nim treści ani linków!
---

Artykuł pochodzi z bloga
http://aktywa.blogspot.com
na którym piszę o inwestycjach i dochodzeniu do wolności finansowej


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Giełda dla każdego – nowy pomysł prezesa GPW.

Giełda dla każdego – nowy pomysł prezesa GPW.

Autorem artykułu jest Tomasz Bar



Ledwo przycichły echa odważnych wypowiedzi prezesa GPW pod adresem analityków i dziennikarzy finansowych, a już pojawiają się pomysły propagowania giełdy wśród Polaków.
Ledwo przycichły echa odważnych wypowiedzi prezesa GPW pod adresem analityków i dziennikarzy finansowych, a już pojawiają się pomysły propagowania giełdy wśród Polaków.

Przypomnę tylko, że analitycy narazili się prezesowi Sobolewskiemu swoimi wypowiedziami podczas styczniowych spadków na rynku akcji. Zarzucał im wieszczenie bessy i krachu na giełdzie. Po części wręcz obarczono ich winą za gwałtowne spadki kursów akcji. Powstał plan powołania specjalnej rady, która ma czuwać nad tym, co analitycy przekazują do mediów. Pomysł wzbudził dużo kontrowersji o wolność słowa w mediach.

Plan popularyzacji giełdy wśród Polaków ma pomóc w zdobyciu zaufania do rynku kapitałowego i poprawić niedobry klima,t jaki zapanował po ostatnich dużych spadkach na GPW.

Pytanie - czy plan ma szansę się powieść?
Dane na temat krajowych inwestorów pokazują, że może być bardzo ciężko.
Jak wynika z danych domów maklerskich Polacy posiadają zaledwie ok. 240 tys. aktywnych rachunków maklerskich. To 25% ogółu istniejących rachunków. Jak łatwo policzyć jest to promil dorosłych Polaków. Wiele rachunków maklerskich pozostaje martwych, gdyż zostało otwartych dla jednej dużej oferty publicznej. Takich jak prywatyzacja banku PKO BP z 2004 r. Tyle tylko, że od tamtej pory przypadki dużych prywatyzacji można policzyć na palcach jednej ręki.

Działania nieco pod prąd?
Podczas, gdy TFI zastanawiają się jak zachęcić Polaków do powrotu do tej formy inwestowania a banki walczą o klientów coraz wyższym oprocentowaniem, prezes giełdy proponuje masowe zakupy akcji. To bez wątpienia odważny krok. Akcje mają również coraz większą konkurencję w postaci produktów strukturyzowanych, które pozwalają zarabiać nawet podczas spadków na rynku akcji. Wartość aktywów zgromadzonych w lokatach strukturyzowanych sięga już kilkunastu miliardów złotych i rośnie.

Duże prywatyzacje sposobem na przełamanie niechęci Polaków wobec GPW.
Wydaje się, że prezes Ludwik Sobolewski właśnie dzięki dużym ofertom chce przyciągnąć rodaków do giełdy. Ostatnia duża prywatyzacja miała miejsce blisko 1,5 roku temu. Akcje dystrybutora prasy Ruch cieszyły się wówczas sporym wzięciem. Reaktywacja planów prywatyzacyjnych spółek Skarbu Państwa miałaby zapewnić giełdzie napływ nowych i przede wszystkim dużych ofert. Właśnie duże firmy mają szansę zwrócić uwagę szerokiego grona drobnych inwestorów. Pomimo rekordowej ilości debiutów w ostatnich dwóch latach, większość ze 120 debiutujących spółek, było spółkami o bardzo małej kapitalizacji. Tym samych ich debiuty przeszły bez większego echa i pozostawały w kwestii zainteresowania wąskiego grona inwestorów.

Czy Polacy zrażeni ostatnimi spadkami na rynku i stratami jakie ponieśli inwestując w funduszach inwestycyjnych ruszą do zakupów na GPW?
O tym czy tak będzie, a przede wszystkim czy nie będzie to jednorazowy zryw, przekonamy się już za kilka tygodni. Pierwsza duża spółka z portfela Ministerstwa Skarbu może się pojawić na parkiecie przed wakacjami.

Z planów GPW jakie dotarły do prasy wynika również, iż trwają prace nad programem edukacji z zakresu inwestowania na giełdzie. Lepiej późno niż wcale; każde działanie o charakterze edukacyjnym będzie mile widziane. Głód wiedzy jest ogromny, o czym świadczyło zachowanie drobnych inwestorów podczas ostatnich spadków. Brak wiedzy i poddawanie się emocjom mogą drogo kosztować. Owczy pęd zamiast chłodnej kalkulacji może wyrządzić więcej szkód, niż wynikałoby z rzeczywistej sytuacji panującej na rynku.
---

http://www.FinanseOsobiste.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Pułapki lokat terminowych

Pułapki lokat terminowych

Autorem artykułu jest Tomasz Bar



Ostatnie kilka miesięcy to prawdziwy wyścig banków po pieniądze klientów. Lokaty terminowe po okresie 2-3 lat pewnego zapomnienia wracają do łask.
Ostatnie kilka miesięcy to prawdziwy wyścig banków po pieniądze klientów. Lokaty terminowe po okresie 2-3 lat pewnego zapomnienia wracają do łask.

Dzieje się tak za sprawą kilku czynników:
- boomu na kredyty, który zmusza banki do zwiększania bazy depozytów, z których następnie udziela kredytów,
- podwyżek stóp procentowych dokonywanych przez Radę Polityki Pieniężnej, za którymi zmuszone są podążać banki, aby zatrzymać u siebie klientów i przyciągnąć nowych,
- obaw o koniunkturę na giełdzie, która wpływa na wycenę jednostek funduszy inwestycyjnych.
Jak w tym wszystkim odnajduje się klient? Wydawać się może, że banki zabiegają o względy klienta jak nigdy wcześniej. Prawda jest jednak nieco inna. Dziś wybranie lokaty terminowej okazuje się wyzwaniem. Jak sobie z tym radzić? O tym wszystkim poniżej.

10-15 lat temu lokata terminowa była prostym produktem. Wpłacało się określoną sumę na wcześniej ustalony okres np. rok, po czym otrzymywało się naliczone odsetki. Klient musiał się liczyć z utratą większości odsetek w przypadku zerwania lokaty przed terminem. Wszystko wydawało się jasne i klarowne. Minęły jednak lata, podczas których przybyło zarówno banków, jak i dynamicznie rozwinął się rynek produktów finansowych. Dla klientów przyzwyczajonych do lokat z połowy lat dziewięćdziesiątych wybór lokaty dziś oznacza bieg z przeszkodami, co przekładając na język bankowy oznacza odnalezienie się w gąszczu pułapek oznaczonych słynną małą gwiazdką (*). Ilość czynników, które mają wpływ na ostateczną atrakcyjność lokaty, rośnie z roku na rok. Niektóre banki idą tak daleko w swojej kreatywności, że ich ofertą zainteresowała się Komisja Nadzoru Finansowego. Dlatego m.in. warto poznać podstawowe cechy lokat, ich ograniczenia, pułapki, aby nie być zdanym tylko na siebie i na wszechobecne reklamy przedstawiające dany produkt jako najlepszy.

Czytajmy warunki i regulamin lokaty, nim zdecydujemy się ją założyć. Mało kto zapewne przyzna się, że studiuje informacje na temat warunków lokaty. Warto to jednak robić. W dobie internetu jest to znacznie łatwiejsze, niż jeszcze 10 lat temu. Dziś informacje o produkcie można znaleźć nie tylko na stronie internetowej banku czy TFI, ale również na portalach finansowych czy w prasie. Ich lektura może dostarczyć wielu informacji co do rzeczywistej atrakcyjności produktu. Można spotkać różnego rodzaju rankingi i oceny sporządzane przez specjalistów.

O tym, że warto wczytać się w niuanse warunków lokaty, przekonali się niedawno klienci banku PKO BP przy okazji subskrypcji Max Lokaty. Reklamą lokaty zainteresowała się Komisja Nadzoru Finansowego. Okazało się bowiem, że lokata zawiera pułapki, które znacznie zmniejszają jej atrakcyjność.

Sprawdź punkty kluczowe przyszłej lokaty:
- czas trwania lokaty. W obecnej sytuacji korzystniejsze są lokaty 1 miesięczne, ewentualnie kwartalne. Zakładanie lokat na rok będzie atrakcyjne, gdy zakończy się cykl podwyżek stóp procentowych dokonywany przez Radę Polityki Pieniężnej. Zdaniem wielu analityków nastąpi to po osiągnięciu przez główną stopę procentową poziomu 6%. W połowie lutego b.r. było to 5,25%.
- wysokość oprocentowania. Najważniejsze co trzeba sprawdzić, to czy bank daje takie samo oprocentowanie bez względu na zdeponowaną kwotę, czy je różnicuje. Często bowiem spotkać można tzw. oprocentowanie progowe. Oznacza ono tyle, że np. dla kwoty 1000 zł – 3000 zł otrzymamy 4,25%, dla kwoty 3000 zł – 5000 zł – 4,75%, a dopiero dla kwoty powyżej 5000 zł – 5,25%. Taki sposób naliczania odsetek znacznie zmniejsza zyski z lokaty.

W związku z trwającym cyklem podwyżek stóp procentowych możemy też podjąć dość nietypową decyzję, a mianowicie zamiast na lokacie, oszczędności trzymać na koncie oszczędnościowym. Za takim rozwiązaniem przemawia fakt, że oprocentowanie na koncie niewiele ustępuje najwyżej oprocentowanym lokatom, a przy okazji zachowujemy dużą swobodę dostępu do oszczędności. Podwyżki stóp procentowych sprawiają, że obecnie założona lokata za pół roku może nie być już tak atrakcyjna. Poza tym jej zerwanie skutkuje zazwyczaj utratą części naliczonych odsetek.

Przykład lokaty, w której wyjątkowo wysokie oprocentowanie zaczyna się i kończy na materiałach reklamowych:

Lokata progresywna (dynamiczna) – zwykle reklamowana jako niezwykle wysoko oprocentowana. W rzeczywistości realne oprocentowanie lokaty wcale nie odbiega od oferty konkurencji, a nawet bywa niższe. Kluczem lokaty progresywnej jest oprocentowanie rosnące wraz z czasem jej trwania. W każdym kolejnym miesiącu jest nieco wyższe, aby na sam koniec osiągnąć poziom znacznie wyższy niż średnia rynkowa. Problem w tym, że uśredniając oprocentowanie takiej lokaty, otrzymamy dużo mniej, niż zapewnia nas reklama.

Przykładem takiej lokaty była wprowadzona w 2007 roku lokata progresywna Banku Millennium. Bank w reklamach podawał informację, że oprocentowanie lokaty sięga aż 10%. Zapomniał tylko dodać, że 10% jest naliczane w ostatnim, 12-tym miesiącu jej trwania, a wcześniej jest o ponad połowę niższe. Na plus lokaty progresywnej można zaliczyć sposób naliczania odsetek w przypadku zerwania lokaty. Dzięki przyjętej formie podziału lokaty na części, proporcjonalnie do okresu jej trwania, bank naliczy nam odsetki za okres, który minął. Np. zrywamy lokatę w piątym miesiącu jej trwania. Bank naliczy nam odsetki za 4 miesiące, według obowiązującej w tym okresie stopy procentowej.

Przykład lokaty, w której poza nobilitującą nazwą trudno doszukać się korzyści, biorąc pod uwagę dostępne usługi Private Banking, Asset Management.

Lokata rentierska – mało popularna i niezbyt atrakcyjna. Jej charakterystyczną cechą jest sposób naliczania odsetek. W odróżnieniu od klasycznych lokat, w których naliczone odsetki są kapitalizowane, czyli doliczane do kwoty lokaty w przypadku lokaty rentierskiej pozostają do dyspozycji klienta. Przykładowo klient zakłada roczną lokatę na 100 tys. zł oprocentowaną na 6% rocznie. Co miesiąc może otrzymywać odsetki, czyli 0,5% od kwoty 100 tys. zł (6%/12mcy), co da mu 500 zł odsetek do dyspozycji. Nie jest to wiele.

Lokata rentierska nie daje więc efektu procentu składanego, co jest istotnym atutem wszelkich form oszczędzania. Procent składany polega na dodawaniu już naliczonych odsetek do sumy lokaty i dalszym jego naliczaniu w kolejnych okresach.

Trudno wskazać dla kogo takie rozwiązanie jest szczególnie atrakcyjne. Wydaje się, że dla banku idealnym klientem do założenia lokaty rentierskiej jest klient z dużymi oszczędnościami rzędu 1 mln zł i więcej, a dodatkowo o bardzo konserwatywnym podejściu do oszczędzania i nieufny wobec nowinek. Taki klient chce mieć na koniec każdego miesiąca określoną kwotę do dyspozycji i jeśli ją otrzyma, więcej go nie interesuje. Pomimo, że konkurencja i rozwój usług finansowych dla zamożnych klientów oferuje rozwiązania pozwalające zarobić na tym samym kapitale 2-3 razy więcej.

Lokaty na 2-3 lata kuszą wyjątkowo wysokim oprocentowaniem
Podczas, gdy większość banków licytuje się na wysokość oprocentowania dając 4,5%, 5%, 5,5%, inne idą o krok dalej i dają nawet 7%. Tyle tylko, że na 2 lub 3 lata zamiast na rok. W dodatku ze stałą stopą procentową, co skutecznie zabezpiecza bank przed ewentualną podwyżką oprocentowania w odpowiedzi na podwyżki stóp procentowych dokonywane przez NBP.
Takie dwuletnie lokaty oferują np. Getin Bank i AIG Bank. Toyota Bank poszedł jeszcze dalej oferując lokatę na 6,35%, ale aż na 3 lata. Z całą pewnością do klientów przemawia wysokość oprocentowania. 7% wobec 4,5% czy 5% jakie oferują inne banki robi wrażenie.

Należy jednak zawsze pamiętać, iż jedną z ważniejszych kwestii obok samego oprocentowania jest dostępność do środków. Decydując się na lokatę 2-3 letnią mamy niejako związane ręce. Nie dość, że możemy stracić na tym, że w międzyczasie będą rosły stopy procentowe, a wraz z nimi oprocentowanie lokat u konkurencji, to w razie zerwania lokaty stracimy znaczną część odsetek.

Mam nadzieję, że powyższy tekst pomoże dokonać wyboru lokaty, ale przede wszystkim uniknąć wielu przykrych niespodzianek.
---

http://www.FinanseOsobiste.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Sztuka podpisywania umowy przedwstępnej

Sztuka podpisywania umowy przedwstępnej

Autorem artykułu jest Tobiasz Maliński



Ludzie boją się nieruchomości, dlatego wybierają papiery wartościowe, które są sterylne. Nieruchomości nie posiadają tak dużej płynności jak papiery wartościowe, ale są o wiele bardziej dochodowe. Być może wiele osób chętnie zajęłoby się nieruchomościami, ale brak im odpowiednich podstaw, przez brak których nieruchomości wzbudzają po prostu strach. Zupełnie nie potrzebnie, bo można się skutecznie zabezpieczyć przed różnymi czynnikami ryzyka.
Umowa przedwstępna jest nieodzownym dokumentem, który należy sporządzać, gdy w grę wchodzi kupno lub sprzedaż nieruchomości. Co prawda z podpisaniem umowy przedwstępnej wiążą się dodatkowe koszty notarialne, natomiast wielkość strat, które strony umowy mogą ponieść, jest w tym przypadku ograniczona.

Jeśli pierwszy raz spotykasz się z terminem umowy przedwstępnej, wyjaśnię Ci czym ona jest. Otóż, w umowie takiej, strony uczestniczące w transakcji zobowiązują się do realizacji warunków transakcji określonych w umowie przedwstępnej w wyznaczonym momencie w przyszłości. Innymi słowy, umowa przedwstępna nie powoduje faktycznego kupna/sprzedaży nieruchomości, stwarza natomiast pewien obowiązek w przyszłości. Obowiązkiem tym jest podpisanie umowy przyrzeczonej kupna/sprzedaży i dopiero ta umowa jest faktycznym przypieczętowaniem transakcji. Z jakiego powodu należy, zatem podpisywać umowę przedwstępną?

Sprawa jest jasna – w celu uzyskania kredytu bankowego. Wiadomo przecież, że jeśli nie dysponujemy wystarczającymi środkami na pokrycie zakupu nieruchomości, musimy udać się do banku w celu zaciągnięcia kredytu. Bank natomiast musi być pewny, że transakcja, którą będzie finansował dojdzie w przyszłości do skutku. Banki udzielają kredytów hipotecznych właśnie na podstawie umów przedwstępnych.

Umowę przedwstępną można tak naprawdę sporządzić na zwykłej kartce papieru, jednak jest to dalece ryzykowne posunięcie. W przypadku jakichkolwiek nieścisłości, umowa taka nie będzie posiadać wystarczającej mocy prawnej, aby chronić strony. Żeby mieć pewność, co do skuteczności i ważności dokumentu, należy taką umowę podpisywać w obecności notariusza. Należy pamiętać, że notariusz jest tylko osobą uprawnioną do potwierdzenia notarialnego takiej umowy, a nie do jej sporządzania czy redagowania. To od stron podpisujących umowę zależy co będzie ona zawierać.

W przypadku, gdy umowa przedwstępna zawiera uchybienia prawne lub zapisy niezgodne z prawem, strony zawsze mogą się odwołać do odpowiedniej instancji. Najtrudniejsze jest zabezpieczenie się przed wszystkimi możliwymi ewentualnościami, które mogą spotkać nabywcę nieruchomości. Jest to możliwe, ale wymaga dokładnego przeanalizowania sytuacji. Co, zatem powinno się znaleźć w umowie przedwstępnej?

Po pierwsze należy zwrócić uwagę na trzy kwestie. W pierwszej kolejności należy zbadać prawo własności nieruchomości. Bardzo wiele osób pozostaje we wspólnocie majątkowej z małżonkiem, dlatego w takim przypadku potrzebna jest zgoda obu małżonków na sfinalizowanie transakcji. Inną pułapką może być posiadanie takiego prawa przez krewnych lub rodzinę. Również i tutaj muszą oni wyrazić zgodę na kupno/sprzedaż nieruchomości. Trzecią kwestią jest własność w gruncie. Sprzedający powinien udostępnić do wglądu akt własności lokalu. Często okazuje się tak, że kupujący nabywa dom, a własność w gruncie pozostaje w rękach jakiegoś krewnego sprzedającego, co może wywołać w przyszłości niepotrzebne komplikacje.

Po zbadaniu omówionych kwestii można przejść do analizowania nieujawnionych zobowiązań (o ile istnieją). Punktem wyjścia powinna być księga wieczysta, ale tylko punktem wyjścia. Błędem jest opieranie się wyłącznie na informacjach w niej zawartych, gdyż niektóre informacje nie są wpisywane do księgi, a czasem mogą zostać wpisane w czasie między wydaniem wpisu z księgi, a zawarciem transakcji. Należy zażądać od sprzedającego oświadczenia, że nie toczy się żadna egzekucja z nieruchomości. Jeśli sprzedający jest osobą fizyczną prowadzącą działalność gospodarczą musi on oświadczyć, że nie zalega z podatkami oraz z należnościami wobec ZUS-u. W przypadku, gdy do nieruchomości przynależą dodatkowe pomieszczenia (piwnica, garaż, miejsce parkingowe), trzeba zażądać okazania tytułu do dysponowania tymi pomieszczeniami. Ponadto oświadczenia zbywcy nieruchomości powinny zawierać informacje o braku posiadania tytułów prawnych do nieruchomości przez osoby trzecie, tzn. braku osób zameldowanych w danej nieruchomości, a przebywających np. w zakładzie karnym, albo w szpitalu. Na koniec sprzedający powinien oświadczyć, że nie zalega z płatnościami czynszowymi oraz z należnościami wobec dostawców mediów. Warto też zaznaczyć w umowie przedwstępnej wyposażenie, które przechodzi na własność nabywcy. W treści dokumentu muszą znajdować się również zapisy mówiące o konsekwencjach niedotrzymania umowy przez jedną ze stron.

Sporządzenie doskonałej umowy przedwstępnej jest nie lada sztuką i wymaga pomocy specjalisty. Nikt jednak nie wyręczy Cię całkowicie ze sporządzenia takiej umowy. Nawet prawnik będzie chciał wiedzieć, co dokładnie ma się w tej umowie znajdować, czego Ty od takiej umowy oczekujesz. Jego zadanie sprowadza się do kontroli prawnej poprawności dokumentu i ewentualnie propozycji korzystniejszych zapisów. Przed wizytą u eksperta powinieneś zatem sam się zastanowić nad treścią dokumentu, który podpiszesz u notariusza.

---

Rzetelne źródło informacji inwestycyjnych
www.hyip-inwestycje.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Kontrakty terminowe, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują

Kontrakty terminowe, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują

Autorem artykułu jest Tobiasz Maliński



"Duży stres przeżywało 8251 inwestorów w pierwszych dziesięciu miesiącach 2007 r. na rynku kontraktów terminowych na indeks WIG20. Wszyscy ponieśli w tym okresie stratę. Zarobkiem mogło pochwalić się tylko 4484 (35%) graczy wynika z danych, które na ostatniej konferencji CEE Derivatives Forum ujawnił przedstawiciel Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych." Czy tak musi być dalej?
Początkujący spekulant zazwyczaj stawia pierwsze kroki na rynku kasowym. Nie ma zbyt dużej wiedzy o pochodnych instrumentach finansowych i rynkach, na których takimi instrumentami się obraca. Bardzo często wychodzi się z założenia, że derywaty są wysoce ryzykowne, a bez odpowiednich umiejętności można stracić fortunę. Czy to prawda?

Niestety zachowanie spekulantów potwierdza regułę, że każdy wygrać może, ale i tak musi przegrać. Jest to zarazem tytuł artykułu, który pojawił się w lutowym numerze Forbesa. Autor stwierdził, że "dźwignia finansowa wbudowana w kontrakty terminowe kusi inwestorów, którzy marzą o szybkim bogactwie. Najnowsze dane dowodzą jednak, że większość z nich traci pieniądze". Szkoda, że takie mity znajdują niezłą pożywkę wśród wystraszonego tłumu.

Liczby mówią za siebie, to prawda, ale nie można generalizować. To, że większość spekulantów traci nie jest spowodowane niewidocznym fatum, które działa tak, aby zawsze wyjść "na swoje". Takie komentarze przypominają mi trochę zasadę mówiącą, że kasyno zawsze wygrywa choćby gracz starał się ze wszystkich sił. To nie kasyno wygrywa lub rynek, to chciwość i brak cierpliwości odnoszą zwycięstwa nad człowiekiem. Spekulanci tracący czas i pieniądze na rynkach terminowych nie potrafią przeciwstawić się pokusom, które rodzą się w ich głowach, dlatego będą tracić. Forbes napisał również, że "inwestor instytucjonalny nie zmienia zdania z dnia na dzień..., nie może sobie pozwolić, aby emocje wpływały na jego decyzje. Za plecami ma sztab ludzi, którzy nadzorują i rozliczają jego działalność". Jest to główny powód powodzeń instytucji w obrocie kontraktami terminowymi. Każda decyzja jest rozważana ze wszystkich możliwych stron zanim zostanie podjęta. Innymi słowy - czynnik ryzyka powodowanego przez emocje zostaje maksymalnie zminimalizowany przez szereg organów nadzoru.

Czy pojedynczy spekulant ma, zatem szanse z instytucjami? Ma i to całkiem spore. Musi jednak włożyć więcej wysiłku w pracę nad kontrolowaniem swoich emocji i pokus. Muszę przyznać, że opanowanie emocji targających człowiekiem podczas zachodzących zmian na rynkach jest dość trudne jednak nie niemożliwe. Wystarczy, żeby każdy wypracował sobie zestaw własnych zasad inwestycyjnych i ich się trzymał. Łatwo się mówi prawda? Przestrzeganie ustalonych zasad na początku jest trudne....bardzo trudne. Jednak z czasem stosowanie się do nich staje się coraz łatwiejsze. Nigdy nie jest tak, że wchodzi się na rynek lub wychodzi z niego ze 100% pewnością siebie. To jest tylko rynek i zawsze trzeba mieć ten fakt na uwadze. Poniżej prezentuję zestaw zasad, który powinien pomóc nowicjuszom w wypracowaniu własnych bądź zastosowaniu poniższych:

1. Nigdy nie dopuszczaj do wezwania do uzupełnienia depozytu zabezpieczającego (Margin Call).
2. Ustal jaki będzie termin Twoich inwestycji - czy będziesz daytraderem, swingtraderem czy może będziesz spekulował w dłuższych terminach. Bezwzględnie trzymaj się swojego wyboru.
3. Wypracuj własne metody wejścia i wyjścia z rynku.
4. Określ na początku przygody z kontraktami terminowymi wielkość zajmowanej pozycji w odniesieniu do wielkości posiadanego kapitału.
5. Graj z trendem, pozwól zyskom rosnąć i tnij jak najszybciej straty, jeśli uznasz, że rynek "skręca" trwale tam gdzie nie powinien.

Jeśli przed pierwszą inwestycją spiszesz na kartce zasady pamiętaj, aby bezwzględnie się ich trzymać. Najlepiej zawieś je w widocznym miejscu, abyś mógł w chwilach słabości podbudować się na duchu. Nawet najlepsi gracze odczuwają czasami brak zaufania do swoich własnych zasad, więc i Ty go będziesz odczuwać, tym bardziej na początku. Pamiętaj, aby kontrolować chciwość i strach w momentach zmian trendów. Nie jest problemem zarabiać podczas trwania wzrostów lub spadków. Największe emocje dochodzą do głosu podczas odwracania się trendów. Wtedy należy najbardziej trzymać swoje emocje na wodzy, bo inaczej pociągną Cię na dno. Na rynku terminowym de facto nie istnieje pojęcie wyjścia z rynku, bo można przebywać na nim cały czas i zarabiać. Tutaj mówi się o zajęciu pozycji przeciwnej w odpowiednim momencie, którego wyczucie jest czasami nie lada wyzwaniem.

Bardzo ważnym aspektem spekulacji jest odpoczynek. Powinieneś robić sobie przerwy szczególnie po udanych "misjach". Zbyt często spekulanci po zarobieniu bardzo dużych sum są rozochoceni swoimi zwycięstwami i stają się tym samym zbyt pewnymi siebie. Nadmierna wiara we własne umiejętności powoduje, że wcześniej zarobione pieniądze "idą z dymem". Tak jak Twoja kondycja fizyczna nigdy nie będzie jednakowo dobra, tak samo Twoja kondycja spekulacyjna ulega zmianom i musisz je uwzględnić.

Bardzo ubolewam nad istnieniem stereotypów w myśl, których ludzie uważają, że można zarabiać na rynku terminowym, ale tylko nieliczna grupa "wtajemniczonych" to potrafi. Nic bardziej błędnego. Każdy może zarabiać na kontraktach terminowych, jeśli tylko zapanuje nad samym sobą i zapozna się z analizą techniczną. Tutaj nie potrzeba nadzwyczajnych umiejętności. Wystarczy przeciętna inteligencja i chęć do rozwoju.
---

Zastanów się co możesz zrobić dziś, aby mieć lepsze jutro www.hyip-inwestycje.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dywersyfikacja porfela inwestora

Dywersyfikacja porfela inwestora

Autorem artykułu jest Marcin Bielicki



Artykuł prezentuje podstawowe sposoby dywersyfikacji portfela inwestycyjnego zmniejszające ryzyko poniesienia strat.
Ponad cztery lata hossy przyzwyczaiły ludzi do tego, że inwestycją dającą największy zysk są akcje. Od końca 2002 do końca 2007 roku wartość środków ulokowanych w TFI wzrosła z 22,7 mld PLN do ponad 134 mld PLN, w tym wartość środków w funduszach akcji i zrównoważonych z 2,7 mld PLN do niemal 75 mld PLN na koniec 2006 roku . Jednak wszystko, co dobre, kiedyś się kończy i obecna sytuacja na GPW pokazuje, że choć akcje faktycznie w przeciągu ostatnich pięciu lat przyniosły wciąż wysoką stopę zwrotu, to jednak ich wahania cen mogą powodować znaczne spadki w portfelu przeciętnego inwestora, a nawet narażać go na straty w przypadku, gdy zainwestował „na górce”. Jak zbudować portfel, aby uniknąć przykrych strat, a nawet na nich zarobić? O tym właśnie postaram się napisać.

Naczelną zasadą inwestora powinna być dywersyfikacja portfela aktywów. Należy przez nią rozumieć taki dobór składników portfela, aby jego odchylenie standardowe (oczekiwany rozrzut wartości wokół średniej stopy zwrotu) było jak najmniejsze. Mówiąc jaśniej – inwestor powinien dobierać do portfela składniki, których wartości nie są ze sobą skorelowane i rosną i spadają w różnych fazach cyklu koniunkturalnego. Taką dywersyfikacją nie jest podział aktywów między fundusze akcji spółek z WIG20 i fundusze akcji małych i średnich spółek, gdyż wszystkie one są ze sobą w znacznym stopniu skorelowane, a ich spadki i wzrosty następują w tych samych lub zbliżonych fazach cyklu, zaś różnią się jedynie zakresem. Co zatem jest dywersyfikacją? O tym poniżej:
- pierwszym ze sposobów jest podział na cześć agresywną (akcje) i chroniącą kapitał (obligacje, bony skarbowe, rachunki oszczędnościowe, lokaty). Podczas koniunktury akcje przyniosą wysoką stopę zwrotu, zaś instrumenty zabezpieczające kapitał z powodu niskich stóp procentowych będą przynosiły zyski zapewne tylko nieznacznie przekraczające inflację (z nabywaniem obligacji także wiąże się ryzyko poniesienia strat, w szczególności w przypadku nabycia obligacji o stałym oprocentowaniu w przypadku rosnącej inflacji pod koniec okresu koniunktury, ale jest to temat na inny artykuł). Z kolei w okresie recesji, gdy inflacja, a co za tym idzie stopy procentowe, są duże, bezpieczna część portfela przynosi wysoką nominalną stopę zwrotu (oczywiście realna stopa jest zbliżona do realnej stopy w okresie koniunktury) rekompensując straty wynikające ze spadków na giełdzie. Taka konstrukcja portfela opiera się na zasadzie „wygładzania krzywej dochodowości”, czyli minimalizacji strat kosztem zmniejszenia zysków – jest ona stosowana chociażby przez OFE, które konstrukcję portfela mają określoną ustawowo (zgodnie z ustawą o organizacji i funkcjonowaniu funduszy emerytalnych mogą one inwestować przede wszystkim w akcje, obligacje, depozyty bankowe i certyfikaty inwestycyjne). Czy jest ona skutecznym zabezpieczeniem przed spadkami? Moim zdaniem oszczędza ona tylko poważniejszych skoków ciśnienia, ale mniejsze straty są równoważone słabszymi zyskami i w długim okresie inwestor zarobi mniej na takim portfelu, niż na składającym się w 100% z akcji.
- poprzednia propozycja zakładała, że portfel inwestora może składać się w 100% z papierów wartościowych (akcji i obligacji). Innym sposobem zdywersyfikowania portfela jest ulokowanie części środków w aktywa niebędące papierami wartościowymi. Takimi aktywami mogą być surowce i monety kolekcjonerskie. Oczywiście aby zabezpieczyć się na surowcach nie trzeba kupować ich fizycznie na rynku kasowym (spot) – zamiast tego można otworzyć pozycję na kontrakcie terminowym lub (w przypadku złota) kupić monety bulionowe emitowane przez bank centralny, których wartość z reguły odpowiada dokładnie wartości złota (niektóre monety bulionowe mają dodatkowo pewną wartość kolekcjonerską). Nie polecam otwartych funduszy inwestycyjnych o profilu surowcowym – nie inwestują one bezpośrednio w surowce (ustawa o funduszach inwestycyjnych nie pozwala im na to), ale w spółki sektora surowcowego, tak więc nie chronią one w pełni przed skutkami dekoniunktury na rynku akcji. Jeśli chodzi o numizmaty, to na ich cenę składa się wartość kolekcjonerska, wynikająca z ich rzadkości, urody (która jest wartością subiektywną) i mody, oraz wartość kruszcu, z którego są zrobione. Tak więc cena ich jest w pewnym stopniu skorelowana z ceną surowców. Obecnie można zauważyć znaczne zwiększenie zainteresowania monetami kolekcjonerskimi, co powoduje znaczny wzrost ich cen (na aukcjach internetowych jeszcze niewyemitowane monety są już sprzedawane po cenach kilkukrotnie większych od ceny emisyjnej) i – w odpowiedzi na rosnący popyt – zwiększenie nakładów, w związku z czym byłbym ostrożny w kupowaniu monet na rynku wtórnym, gdzie osiągają one ceny bazujące w znacznym stopniu na emocjach. Natomiast dobrym rozwiązaniem jest kupowanie ich na rynku pierwotnym w jednym z oddziałów NBP lub w ramach abonamentów w internetowych sklepach numizmatycznych.
- Do sposobów dywersyfikacji należy zaliczyć także dużo bardziej wyrafinowane metody, trudno dostępne lub wręcz nieosiągalne dla przeciętnego Kowalskiego. W kategorii premium znajdują się inwestycje w sztukę i wino, a także gra na rynku terminowym na kontraktach i opcjach. Wszystkie te metody wymagają dużej wiedzy inwestycyjnej i niemałych pieniędzy, w szczególności jeśli chodzi o sztukę. Wychodząc już zupełnie poza rynek inwestycyjny można do sposobów dywersyfikacji zaliczyć także własny biznes lub tantiemy z tytułu praw autorskich – moim zdaniem elementem dywersyfikującym portfel jest wszystko, co nie jest ze sobą skorelowane.
Budując zdywersyfikowany portfel należy pamiętać przede wszystkim o tym, że dywersyfikacja zgodnie z nazwą oznacza ulokowanie kapitału w kilka różnych kategorii aktywów. Znajduje tu w pełni potwierdzenie zasada, iż nie należy wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka. W okresie prosperity na rynku akcji dobrze jest obok akcji kupować numizmaty, podczas boomu na rynku mieszkaniowym rozwijać własny biznes, a w czasie recesji buszować po parkiecie giełdowym w poszukiwaniu okazji. Gdy ceny rosną, wtedy jest już za późno na duży zysk. Dlatego nie bójmy się kupować, gdy inni sprzedają – kiedyś to się nam opłaci.

---

Marcin Bielicki, Dyrektor DM Fio, Makler Papierów Wartościowych http://www.fio.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak osiągnąć lepsze wyniki od zarządzających funduszami?

Jak osiągnąć lepsze wyniki od zarządzających funduszami?

Autorem artykułu jest Joanna Wiejak



Jak w łatwy sposób osiągnąć lepsze wyniki od zarządzających funduszami, płacąc przy tym dużo mniej? Dzisiaj, kiedy mamy łatwy dostęp do Internetu, każdy może szybko uzyskać potrzebne informacje. Zarządzający funduszem stracili w ten sposób przewagę nad pozostałymi uczestnikami rynku.

Czy nie byłoby korzystniejsze dla naszego portfela porzucenie złudzeń związanych z zarządzaniem aktywnym? Tygodnik dla inwestorów CashFlow&You w najnowszym wydaniu sprawdza, czy istnieje łatwy sposób, aby inwestując na giełdzie osiągnąć lepsze wyniki od zarządzających funduszami?

Zdradzę Państwu kulisy prac zespołów zarządzających i powiem, że ze strachu osiągnięcia znacznie gorszych wyników niż indeks, zarządzający starają się obecnie maksymalnie wzorować na indeksach. A to wszystko za „skromną” opłatą ok. 5% prowizji na „Dzień Dobry” i 4% rocznie „za zarządzanie”.

Jakie to wszystko ma znaczenie dla inwestora? Pochylmy się nad biednym zarządzającym, powiedzmy mu kilka jakże bardzo mu w takiej chwili potrzebnych słów otuchy i ... zastanówmy się, czy nie lepiej wybrać zarządzanie pasywne kupując indeks (oszczędzając przy tym na prowizji przy zakupie i na opłacie „za zarządzanie” ok. 4% rocznie)?

Statystyka jest nieubłagana i pokazuje, że inwestowanie zgodnie z wartościami biblijnymi „Wiara, Nadzieja, Miłość” w starciu z indeksowaniem jest skazane na niepowodzenie. W zasadzie jest tylko jedna wada takiego rozwiązania: jest wielce prawdopodobne, że dzięki indeksowaniu osiągniemy lepsze wyniki i to przy mniejszych kosztach, ale na pewno z tego tytułu nie dostaniemy wynagrodzenia zarządzającego funduszem. Nie odkrywam w tym momencie Ameryki. Podobne przemyślenia stają się udziałem coraz większej liczby inwestorów na świecie. Nie jest dziełem przypadku płynięcie coraz większego strumienia pieniędzy do funduszy ETF. A za naszą zachodnią miedzą jest już naprawdę w czym wybierać.

Czy wiedzą Państwo, że zarówno inwestorzy indywidualni, jak i instytucjonalni mają bardzo niewielkie szanse na bycie lepszym od indeksu, który powinien stanowić dla nich benchmark?

Chciałbym przestrzec przed jeszcze jedną nieuczciwością stosowaną przez FIO aktywnego zarządzania (choć same fundusze twierdzą coś zgoła innego i stawiają proponowane przez siebie warunki jako wyjątkowo uczciwe). Na czym polega ów nieuczciwy chwyt?

Pełna treść artykułu „Jak osiągnąć lepsze wyniki od zarządzających funduszami
płacąc przy tym dużo mniej?” dostępna jest w tygodniku elektronicznym CashFlow&You nr 41 (11/2008). Autor artykułu: Jacek Pietkiewicz, wydawca: e-ProfitSystem http://newsletter.cashflowandyou.pl.

---

Joanna Wiejak

- Zobacz, jak zostać profesjonalnym inwestorem >>
- Przyjdź i spełnij swoje finansowe marzenia >>


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Procent składany, ważniejszy niż wybór inwestycji

Procent składany, ważniejszy niż wybór inwestycji

Autorem artykułu jest Piotr Baca



Kierować się emocjami czy rozumem ( 90% emocje to co robimy 10% racjonalne myślenie) Taki przykład Strach przed utrata, wycofanie 5mld zł z funduszy w styczniu 2008r.

Procent składany, ważniejszy niż wybór inwestycji
wzór

Przykład obliczony za pomocą wzoru
100zł co miesięcznie przez 10lat co daje nam 12000zł wkładu
Stopa zwrotu załóżmy ze 20% w skali roku. Wynik 32 743.72zł.

Przykład 2: Wystarczy wpłacać 10zł miesięcznie przez 40 lat do jakiegoś funduszu inwestycyjnego a będziemy mieć na emeryturę 1.356.000 - PONAD milion złotych zakładając 20% w skali roku

Zachęcam wszystkich do systematycznego oszczędzania. To się opłaca, poczekajcie tylko troszkę na efekty. Czas to pieniądz. 

Wybór Funduszu Inwestycyjnego.

Co do wyboru.

Nie da się wybrać raz na zawsze Funduszu rynki raz rosną raz spadają.

Można zastanawiać się jaki fundusz najlepiej wybrać, ale to jest tak na prawdę wróżenie z fusów..
Wyniki jakie osiągały poszczególne fundusze w czasie gdy na nie patrzymy są juz przeszłością i zarządzający nimi nie dadzą nam gwarancji ze podobnie dobre wyniki osiągną w przyszłości.

Jak to działa


Emocje( 90% emocje to co robimy 10% racjonalne myślenie) Taki przykład Strach przed utrata, wycofanie 5mld zł z funduszy w styczniu 2008r. przez ludzi to jest strach przed strata, bali się i gospodarka się załamała nie wiedzą ludzie, że na rynku kapitałowym raz jest hossa raz bessa. Każdy tylko patrzy na to ile ma w Funduszu na sumę zł, nie patrzą natomiast na jednostki, a to właśnie jednostki są najistotniejsze. Może się tak okazać, że wpłacimy przez rok 10000zł do funduszu i będziemy mieć mniej na końcu roku (bessa). Co nie znaczy, że musimy już sprzedawać, ja w takim momencie sam bym kupował jeszcze. Mógłbym nabyć więcej za mniejsze pieniądze. Po jakimś czasie(hossa) moje jednostki byłyby warte więcej.
W momencie jak coś kupujemy to się bogacimy.

Niestety większość osób nie zdaje sobie sprawy w jaki sposób działa magia procentu składanego. Ja zacząłem od lutego z kwotą 500 zł. miesięcznie. Zakładając, że mam dopiero 22 lata, to myślę że za 10 lat taka fortunka zapewni mi finansową wolność i czerpanie pełnej radości z życia. Jeśli będzie trzeba poczekać kilka lat dłużej, to też nie będę płakał z tego powodu

Trzeba obserwować świat i dokonywać zmian na bieżąco. Wg mnie warto siadać i robić podsumowanie i korektę swoich inwestycji raz na rok-dwa.

Wtedy podsumować co się udało, popatrzeć na zagrożenia i przestawić na inne (jak trzeba).

Jak najlepiej

Podział na 3-5 inwestycji jest dość dobry .
Posiadanie wysoko zdywersyfikowanego zestawu aktywów zmniejsza ryzyko portfela zwiększając w tym czasie zyski. Stare jak świat przysłowie mówi nie wkładaj jaj do tego samego koszyka.
Generalnie metoda portfelowa nie polega na tym aby co chwila się gdzieś przenosić.
Każdy kto nie zapina ekonomicznego pasa bezpieczeństwa wypadnie przez okno.

Jeśli Twój portfel jest dostatecznie zdywersyfikowany to nie straci on wartości nawet podczas krachu.

Strategia

-określamy strategię na najbliższy czas - rok, dwa, 5 - wg uznania.
-potem raz na rok/dwa robimy korekty - bardziej przewidując niż reagując na to co się dzieje.
-okresowe spadki nie są niczym złym jeżeli wiemy jak mogą wyglądać

Trzeba poznać swój charakter, dynamikę, zmienność rynku. No i czy mogę spać po swoich pomysłach.
Warto zagrać w kilka gier internetowych na wirtualnych pieniądzach.

No i czy mogę spać po swoich pomysłach.Warto zagrać w kilka gier internetowych na wirtualnych pieniądzach. SuperFund - przyszłość inwestowania
Wszyscy wiedzą jak to z giełdą naszą bywa.

Od kilku miesięcy wpłacam pieniądze do tego funduszu i z czystym
sumieniem mogę powiedzieć wszystkim, że jest to bardzo dobry wybór.

Funduszem tym zarządzają komputery. Jest to fundusz inwestujący w rynki towarowe typu kawa, cukier, kukurydza, stal, waluty, zboże, opierający się na kontraktach
terminowych.

Zysk zawsze niezależnie od koniunktury giełdowej, jest funduszem nieskorelowanym z giełdą.
To znaczy że idzie swoją drogą niezależnie od sytuacji na giełdzie.

Zauważyłem pewną regułę max +20% min - 20%.

W takiej sytuacji przy moim zakupie ju. po spadkach myślę, że spokojnie średnio przyjmując można robić 30% - taki pewny zysk na niepewne czasy. 2 miesiące temu kupowałem ju. po 100zł a teraz stoją 135zł .. 35%


& Blog - jak osiągnąć niezależność finansową
Twoja droga do wolnoiści finansowej- niezależność finansowa

Pozdrawiam i życzę dużych zysków,
Piotr Baca

---

& Blog - jak osiągnąć niezależność finansową Twoja droga do wolnoiści finansowej- niezależność finansowa


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wykształcenie to inwestycja która zwraca się przez całe życie

Wykształcenie to inwestycja która zwraca się przez całe życie

Autorem artykułu jest Piotr Baca



Wykształcenie to inwestycja która zwraca się przez całe życie. Stare porzekadła mówią, że za naukę się płaci, ale jednocześnie nauka popłaca. Świat twoich finansów i twoja wiedza oraz umiejętności nabyte w trakcie nauki są ściśle ze sobą związane. Wykształcenie finansowe jest bardzo dobrą i...

Wykształcenie to inwestycja która zwraca się przez całe życie

Stare porzekadła mówią, że za naukę się płaci, ale jednocześnie nauka popłaca. Świat twoich finansów i twoja wiedza oraz umiejętności nabyte w trakcie nauki są ściśle ze sobą związane.

Wykształcenie finansowe jest bardzo dobrą inwestycja, a potwierdzają to zarobki w przyszłości.

Pamiętaj, że jakość twojego wykształcenia to najważniejszy czynnik, który zadecyduje o tym, jaką będziesz wykonywał pracę i ile będziesz zarabiał.

Czy już teraz rozumiesz, że powodzenie finansowe jest wynikiem inwestowania w swoje wykształcenie, w rozwój unikalnych umiejętności.

Zainwestuj tylko 10 minut w rozwój swojej świadomości finansowej poprzez zapoznanie się z zawartością tego serwisu internetowego - proponowana wiedza uchroni Ciebie przed popełnieniem wielu dramatycznych w skutki finansowe błędów i pozwoli Tobie w pełni świadomie podejmować kluczowe w skali życia decyzje finansowe.

Pozwól że zasugeruje Ci na jakie kluczowe dla Twojej przyszłości finansowej pytania powinieneś sobie koniecznie odpowiedzieć:

• Jak bardzo ambitne cele finansowe posiadasz?
• Z ilu źródeł czerpiesz dochody?
• Jak często bywasz uczestnikiem szkoleń finansowych
• Ile w ciągu roku czytasz książek inspirujących oraz rozwijających Twoje umiejętności biznesowe?
• Pracujesz za pieniądze, czy też pieniądze pracują dla Ciebie?
• Czy zaplanowałeś już swoje działania finansowe na najbliższe 2, 5, 10 lat?
• Czy wiesz już czym będziesz zajmował się na emeryturze?
Odpowiedzi na powyższe pytania powinieneś udzielić przede wszystkim sobie samemu. Każda z udzielonych przez Ciebie odpowiedzi otwiera, lub zamyka Twoje szanse na sukces finansowy.
Nie lekceważ tych pytań, lecz przeczytaj je ponownie i szczerze sobie na nie odpowiedz.

Pozdrawiam i życzę dużych zysków, Piotr Baca





---

& Blog - jak osiągnąć niezależność finansową

Twoja droga do wolnoiści finansowej- niezależność finansowa


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 10 lipca 2011

Jak zarabiać na towarach rolnych

Jak zarabiać na towarach rolnych

Autorem artykułu jest Michał Ziętal



Instytucje finansowe nie dają inwestorom wytchnienia. Jest nowa okazja do zarobku – zboża i inne płody ziemi uprawnej. Przyjrzyjmy się wspólnie, czy, mimo kilkuletnich już wzrostów, warto wejść na ten rynek, a jeśli tak to jak zrobić to skutecznie. Na początku spójrzmy jak wygląda ob...

Instytucje finansowe nie dają inwestorom wytchnienia. Jest nowa okazja do zarobku – zboża i inne płody ziemi uprawnej. Przyjrzyjmy się wspólnie, czy, mimo kilkuletnich już wzrostów, warto wejść na ten rynek, a jeśli tak to jak zrobić to skutecznie.

Na początku spójrzmy jak wygląda obecna sytuacja na rynku roślinnych płodów rolnych i zastanówmy się dlaczego ten „temat inwestycyjny” pojawia się coraz częściej w mediach oraz ofercie instytucji finansowych. Jedną z przyczyn jest niedomagający rynek akcji i potrzeba znalezienia efektywnych alternatyw. A rynek surowców, w tym produktów rolnych, jest właśnie taką alternatywą. W dodatku bardzo dobrą. Ceny surowców rolnych rządzą się własnymi prawami, co przejawia się w ich niskiej korelacji z cenami akcji. Dla przykładu – podczas gdy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy indeksy akcji amerykańskich S&P500 oraz NASDAQ straciły odpowiednio 5,5 i 3,5 proc., cena kukurydzy na Chicago Board of Trade wzrosła o 30, soi o 100, a pszenicy o 126 proc.. (stan na 29 lutego 2008).

Bez dwóch zdań to wyniki działające na wyobraźnię. Pieprzu całej sytuacji dodaje fakt, że cenom tych oraz wielu innych surowców rolnych jeszcze bardzo daleko od ich historycznych rekordów sprzed ponad 30 lat w ujęciu realnym (po uwzględnieniu inflacji, w tym przypadku amerykańskiej – surowce są zawsze wyceniane w dolarach). Oczywiście nie jest powiedziane, że ceny dobiją do ówczesnych „realnych” poziomów, chociażby ze względu na mnogość czynników, które miały wpływ na ten rynek wtedy i obecnie. Jednocześnie mogą sugerować pewien potencjał w nich tkwiący. Ku uciesze inwestorów i przerażeniu konsumentów.

ws11031
Źródło: Deutsche Bank

Przyczyną rozpoczętych około trzy lata temu wzrostów jest szybko rosnący popyt przy stosunkowo stałej i trudnej do zwiększenia podaży, bo choć efektywność produkcji rośnie, to jednak ograniczona powierzchnia ziemi uprawnej nie pozwala na swobodne zaspokojenie rosnących potrzeb konsumpcyjnych ludności. Tutaj szczególną rolę odgrywają pędzące gospodarki Azji. Wzrost zamożności ich obywateli przekłada się bowiem bezpośrednio na tamtejsze nawyki żywieniowe na czele z rosnącym spożyciem mięsa. Obecnie przeciętnych Chińczyk zjada 60 kg mięsa rocznie, co stanowi 60 proc. średniej światowej. Ta luka stanowi kolejny argument za wzrostem popytu na zboża, które, jak wiadomo, stanowią główną część zwierzęcej „diety”. Przyjmuje się, że do wyprodukowania jednego kilograma wieprzowiny potrzeba trzech kilogramów ziarna.

Innym czynnikiem istotnie wpływającym na popyt na zboża (konkretnie kukurydzę i soję) jest ich wykorzystanie do produkcji biopaliw, która z roku na rok rośnie. Dla przykładu 60 proc. całej światowej produkcji kukurydzy w 2007 roku zużyto właśnie do produkcji etanolu w Stanach Zjednoczonych. Jest to efekt rozpoczętego w 2005 roku programu mającego na celu redukowanie zużycia ropy naftowej cechującej się trzema przypadłościami – rosnąca ceną, negatywnym wpływem na środowisko i koniecznością jej importu (bezpieczniej uprawiać swoje własne paliwo na polu niż kupować je np. od Arabii Saudyjskiej).

Powyższe czynniki popytowe nie mogą pozostać bez wpływu na kształtowanie się cen zbóż, które w ciągu najbliższych kilku lat są skazane na wzrosty. Jednocześnie trzeba uważać na zbyt daleko idące generalizacje i nie wkładać wszystkich płodów rolnych do jednego worka, jeśli chodzi o ich atrakcyjność inwestycyjną. Dobrze natomiast wyszukiwać te ze szczególnie dobrymi perspektywami, do których należy np. bawełna. Podaż spada z powodu przerzucania się farmerów na bardziej dochodowe… kukurydzę, soję i pszenicę. W 2007 roku powierzchnia uprawy bawełny zmalało o 14% w porównaniu do roku poprzedniego. W 2008 przewidywany jest jeszcze większy spadek areału. Jednocześnie nic nie zapowiada spadku popytu na ten surowiec. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę niską cenę bawełny w tym momencie, łatwo przewidzieć, co będzie się z nią działo w najbliższym czasie.

Co może zrobić polski inwestor chcący zrekompensować sobie rosnące wydatki na codzienne zakupy z pomocą inwestycji na rynku towarów rolnych? Jeszcze do niedawna mógł zrobić bardzo niewiele. Obecnie wachlarz możliwości ciągle jest dość wąski, ale jednak.

Amatorzy mocnych wrażeń mogą „zagrać” na kontraktach terminowych na poszczególne surowce. Będzie to wymagać otworzenia specjalnego rachunku, w którymś z domów maklerskich dających taką możliwość. Zanim jednak zdecydujemy się na ten krok, dobrze najpierw dogłębnie zapoznać się z tematem, bo brak zrozumienia mechanizmów rządzących inwestowaniem w kontrakty (na czele z działaniem dźwigni finansowej) z dużym prawdopodobieństwem doprowadzi do bardzo bolesnych efektów. Zdecydowanie odradzam tą formę inwestowania drobnym inwestorom prywatnym. Są oni bowiem doskonałym źródłem zysku dla tych większych, mających dostęp do istotnych informacji i fachową wiedzę.

Zalecam skierować się raczej ku funduszom inwestycyjnym i lokatom strukturyzowanym. W przypadku funduszy na naszym rynku dostępne są póki co tylko fundusze surowcowe „ogólne”, tzn. takie, w których portfelu surowce rolne stanowią tylko pewną część, najczęściej na równi z innymi skarbami natury typu surowce energetyczne czy metale szlachetne. Należą do nich np. BPH FIZ Dochodowych Surowców, SKARBIEC - Rynków Surowcowych, Idea Surowce Plus FIO oraz Schroder AS Commodities dystrybuowany przez Fortis Bank. W każdym przypadku warto dowiedzieć się, w jaki sposób fundusz inwestuje na rynku surowców. Pożądanym sposobem są wspomniane wyżej kontrakty terminowe (w tym przypadku nie ma się czego obawiać, bo w naszym imieniu handlują nimi fachowcy z funduszu). Równie dobrze fundusz może lokować powierzone mu pieniądze w akcjach związanych z rynkiem surowców, w tym np. producentów żywności. W takim przypadku na wyniki funduszu wpływ ma nie tylko kształtowanie się cen danych surowców, a raczej sytuacja na rynku akcji. Tym samym taki fundusz nie jest najlepszym wehikułem inwestowania w surowce rolne.

Wreszcie polscy inwestorzy indywidualni mają do dyspozycji coraz szerszą ofertę lokat strukturyzowanych opartych na rynku surowców rolnych, które mogą być tylko częścią koszyka instrumentów, na którym oparta jest lokata (podobnie jak w przypadku wspomnianych wyżej funduszy) albo stanowić jego całość. Przy inwestowaniu w struktury należy przede wszystkim dobrze zrozumieć, w co tak naprawdę inwestujemy, od czego będzie zależał nasz zysk i w jaki sposób zostanie on ustalony. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości – pytajmy dystrybutora i drążmy temat, dopóki nie uzyskamy jasnej i rzetelnej odpowiedzi.

Jedną z ważnych kwestii, które mogą mieć istotny wpływ na nasz zarobek jest konstrukcja wykorzystanego w danej lokacie indeksu. (Bo to właśnie na indeksach odzwierciedlających zmiany cen różnych surowców oparte są lokaty strukturyzowane.) „Drobnym” technicznym niuansem jest to, w jaki sposób dany indeks radzi sobie z kwestią rolowania kontraktów terminowych. Jest to procedura wynikająca z konieczności „przesiadania” się na kolejne serie kontraktów w trakcie trwania naszej, z reguły kilkuletniej, inwestycji. Może to mieć pozytywny lub negatywny wpływ na rentowność dla inwestora w zależności od tego, czy kolejne serie są tańsze czy droższe. W większości przypadków do tworzenia struktur oferowanych w Polsce wykorzystywane są indeksy działające „mechanicznie”, które nie niwelują zbędnych strat ani nie inkasują dodatkowego zysku dla klienta. Lepszym rozwiązaniem są indeksy „inteligentne”, które ów proces potrafią zoptymalizować.

Ponadto, jak w przypadku wszystkich lokat strukturyzowanych, zwróćmy uwagę na rzetelność prezentowanych wyników historycznych, ewentualne opłaty „za wejście” i wysokość opłat za wcześniejsze zakończenie inwestycji (oczywiście im niższe tym lepiej).

Pamiętajmy, że rynek surowców rolnych jest bardzo zmienny. Nierzadkie są przypadki wzrostów ceny np. o 15 proc. w ciągu tygodnia poprzedzone podobnym spadkiem w ciągu miesiąca. Wobec powyższego inwestycje w płody rolne należy traktować długoterminowo. Roczny lub dwuletni horyzont inwestycyjny to zdecydowanie za krótko. Nie można też przesadzać z udziałem towarów rolnych w całości naszego portfela inwestycyjnego – ok. 10-15 proc. to właściwy limit.

Podsumowując – zboża i inne płody rolne mogą być dobrym sposobem na urozmaicenie naszych inwestycji. Róbmy to jednak z rozwagą, dokładnie analizując i na chłodno oceniając różne oferty, z dystansem podchodząc do marketingowych zabiegów. Oszczędzi nam to zbędnych rozczarowań.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Fundusze Inwestycyjne dla niewtajemniczonych

Fundusze Inwestycyjne dla niewtajemniczonych

Autorem artykułu jest Krzysztof M.



Fundusze inwestycyjne lokują kapitał uczestników w odpowiednio dobrane instrumenty finansowe (np.: akcje, waluty, obligacje). Dzięki zgromadzeniu znacznego kapitału, zarządzający funduszami (Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych) realizują korzystne inwestycje, których wynikiem jest pomnażanie powierzonych środków.
Fundusze inwestycyjne lokują kapitał uczestników w odpowiednio dobrane instrumenty finansowe (np.: akcje, waluty, obligacje). Dzięki zgromadzeniu znacznego kapitału, zarządzający funduszami (Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych) realizują korzystne inwestycje, których wynikiem jest pomnażanie powierzonych środków.

Najbardziej popularnym typem funduszy są tzw. otwarte fundusze inwestycyjne, które można podzielić na kilka grup głównych:

Fundusze akcji są to fundusze, których polityka inwestycyjna zakłada inwestowanie głównie w instrumenty o podwyższonym ryzyku inwestycyjnym (akcje). Udział akcji w portfelu może wynieść 100%, ale zazwyczaj nie przekracza 90%. Ten typ funduszy jest obarczony bardzo wysokim ryzykiem inwestycyjnym. Ten typ funduszy może przynieść wysokie zyski w okresie wzrostów na giełdzie, ale może jednak powodować wahania wartości jednostek uczestnictwa funduszu w okresie spadków.

Fundusze obligacji są to fundusze, których polityka inwestycyjna zakłada inwestowanie aktywów w średnioterminowe oraz długoterminowe instrumenty dłużne, głównie emitowane lub gwarantowane przez Skarb Państwa lub NBP. Duża część funduszy obligacji lokowana jest w bony skarbowe. Fundusze te charakteryzują się niskim ryzykiem finansowym, ale należy pamiętać że takie ryzyko istnieje, gdyż ceny długoterminowych obligacji mogą się silnie zmieniać – rosną w przypadku spadku stóp procentowych i spadają, gdy stóp procentowe idą w górę.

Fundusze gotówkowe, pieniężne są to fundusze które inwestują w:
a. papiery dłużne krótkoterminowe lub lokaty bankowe, których maksymalny termin zapadalności nie przekracza roku;
b. instrumenty dłużne o zmiennym oprocentowaniu i terminach zapadalności dłuższych niż rok, z zastrzeżeniem, że charakteryzują się one ryzykiem stopy procentowej nie wyższym niż w przypadku instrumentów dłużnych o terminach wykupu nie przekraczających roku.

Fundusze te charakteryzują się niskim stopniem ryzyka inwestycyjnego i stanowią doskonałą formę lokaty w okresie dekoniunktury na rynku akcji.

Fundusze hybrydowe dzielą się na fundusze:
a. stabilnego wzrostu - udział akcji w aktywach nie przekracza 40%;
b. zrównoważone - udział akcji w aktywach wynosi od 40% do 60%;
c. alokacji aktywów - udział akcji oraz udział papierów o stałym dochodzie w ich aktywach może kształtować się w szerokich przedziałach, zazwyczaj nie węższych niż 20%-80%.

Istnieje hipoteza, że w dłuższej perspektywie czasu fundusze hybrydowe mogą przynosić zyski równe bądź nawet wyższe od funduszy akcji, ponieważ te ostatnie są całkowicie uzależnione od wartości giełdowych indeksów. Niemniej jednak należy pamiętać, że fundusze hybrydowe posiadają ograniczone możliwości amortyzowania dekoniunktury na akcje. W przypadku znaczących strat na akcyjnej części portfela, maleją też szanse na to, że pozostałe inwestycje zdołają skutecznie nadrobić straty poniesione na akcjach.

Fundusze inwestycyjne mogą być doskonałą formą lokaty kapitału. Ze względu na ich różnorodność mogą stanowić ciekawą alternatywę dla lokat bankowych. W dłuższej perspektywie czasu zyski z funduszy, mogą znacznie przekroczyć zyski z lokat bankowych.
---

www.SerwisFinansowy.biz


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

W poszukiwaniu złotego portfela

W poszukiwaniu złotego portfela

Autorem artykułu jest Michał Ziętal



Cena złota wyrażona w rośnie praktycznie nieprzerwanie od 2001 roku. W styczniu 2008 przekroczyła dotychczasowy rekord 850 dolarów za uncję ustanowiony w 1980 roku. To „wydarzenie” odbiło się szerokim echem w mediach i obudziło w wielu inwestorskie instynkty. Czy obecna gorączka złota...
Cena złota wyrażona w rośnie praktycznie nieprzerwanie od 2001 roku. W styczniu 2008 przekroczyła dotychczasowy rekord 850 dolarów za uncję ustanowiony w 1980 roku. To „wydarzenie” odbiło się szerokim echem w mediach i obudziło w wielu inwestorskie instynkty. Czy obecna gorączka złota jest rzeczywiście uzasadniona? A jeśli tak, to jak najlepiej na niej skorzystać?

W ferworze sensacyjnych wiadomości o kolejnych rekordach można łatwo zapomnieć, że cena złota podawana jest najczęściej w dolarze amerykańskim, a ten od połowy 2001 roku traci na wartości. W efekcie, jeśli spojrzymy na cenę złota wyrażoną w złotych, to pnie się ona do góry, ale już mniej stromo. W okresie od 20 września 2000 do 30 stycznia 2008 cena złota w dolarach wzrosła o prawie 240 proc.. To sama cena wyrażona w złotych wzrosła już tylko o ok. 80 proc. czyli ok. 8,5 proc. rocznie. Przyzwoicie, ale na pewno nie rewelacyjnie, jeśli weźmie się pod uwagę, że nie było to pewne 8,5 proc. rocznie, bo cena złota mogła przecież ukształtować się zupełnie inaczej.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że inwestowaniem w złoto warto się zainteresować. Można to robić na wiele sposobów – począwszy od najbardziej tradycyjnego czyli bezpośredniego zakupu kruszcu po nowoczesne instrumenty finansowego, których zyskowność zależy od kształtowania się ceny złota. Niestety dostępność tych ostatnich w Polsce w porównaniu do rozwiniętych rynków jest dosyć skromna i ogranicza się do kilku funduszy inwestycyjnych oraz produktów strukturyzowanych opartych na indeksach złota.

Złoto w czystej postaci

Motywem kupowania złota w najczystszej postaci (sztabek, monet czy ewentualnie biżuterii) i może być chęć zabezpieczenia „paru groszy” na czarną godzinę. Może wydawać się to staroświeckie i niezbyt bezpieczne, ale to jedyny sposób, aby tego typu kolekcja w pełni spełniała takie zadanie.

Najlepiej do tego celu nadają się sztabki i monety. W tej drugiej grupie znajdują się obiekty o dodatkowej wartości kolekcjonerskiej – ich cena z reguły jest znacznie wyższa niż faktyczna wartość złota. Jeśli nie mamy chęci ani możliwości zgłębiania numizmatycznych tajników bezpieczniej będzie wybrać tzw. sztabki lokacyjne, których koszty bicia są relatywnie najniższe, a liczba nielimitowana.

Na zakupy możemy udać się m.in. do Narodowego Banku Polskiego, Raiffeisen Banku oraz wielu firm, których oficjalna lista opublikowana jest na stronie NBP. Można udać się również do kantorów czy skorzystać z aukcji internetowej. Jednak w obu przypadkach wskazana jest dogłębna znajomość tematu i umiejętność oceny, czy oferowany towar jest oryginalny. Tym samym nie polecam tych kanałów dystrybucji raczkującym „poszukiwaczom złota”.

Fundusze inwestycyjne

Jedną z alternatyw bądź uzupełnieniem dla inwestycji bezpośrednio w czysty kruszec mogą być fundusze inwestycyjne mniej lub bardziej związane z rynkiem złota. Jednym z nich jest, działający od 16 października 2006, Investor Gold FIZ. Fundusz inwestuje w kontrakty terminowe na metale szlachetne (poza złotem – srebro, platyna i pallad) oraz akcje spółek z tego sektora. Od początku działalności jego wartość wzrosła o 65,4 proc. (stan na 31 stycznia 2008). Dla porównania złoto w tym samym okresie złoto zdrożało o 55,8 proc. w dolarach i 22,61 proc. w złotych, co czyni ten fundusz inwestycją „surowcową” godną rozważenia.

Certyfikaty inwestycyjne funduszu dostępne są tylko w subskrypcjach (ostatnia miała miejsce w maju 2007 r.), a wykupy odbywają się co miesiąc. Bardziej płynnym funduszem związanym z rynkiem złota jest dokładnie o rok młodszy Superfund SFIO Subfundusz Gold. Od 17 października 2007 do końca stycznia 2008 zyskał 13 proc. (wzrost wartości złota w tym okresie to 22 proc. w dolarach i 13 proc. w złotych). Innym funduszem o dużo dłuższej historii, bo działającym już od 1994 roku, ale w Polsce dostępnym od niedawna jest MLIIF World Gold Fund inwestujący w akcje spółek związanych przede wszystkim z wydobyciem metali szlachetnych, w tym kopalni złota.

Produkty strukturyzowane

Tu jedynym dostępnym w ciągłym obrocie na GPW produktem jest certyfikat strukturyzowany Raiffeisen Centrobanku Gold Open-End Index Certificate odzwierciedlający cenę złota. Certyfikat notowany jest na GPW od 13 września 2007. Od tego momentu do 31 stycznia 2008 zyskał 16,7 proc. podczas gdy cena złota w PLN wzrosła w tym czasie o 17,5.

Inną formą produktów strukturyzowanych są te w formie polisy ubezpieczeniowej oferowane podczas ograniczonych czasowo subskrypcji. Obecnie subskrybcje produktów związanych z rynkiem złota prowadzą firmy NWAI i Goldenegg. Oferowana przez nie „Złota struktura” to na dobrą sprawę ten sam produkt różniący się minimalną kwotą wejścia (100 tys. PLN w NWAI, 10 tys. PLN w Goldenegg) oraz tym, że Goldenegg pobiera 1 proc. opłaty dystrybucyjnej. Lokata oparta jest na indeksie JP Morgan Gold Excess Return Index odzwierciedlającym kształtowanie się cen kontraktów terminowych na złoto.

Konstrukcja indeksu sprawia, że jego wartość rośnie nieco wolniej niż cena złota ale bardzo wiernie za nią podąża. Inwestycja ta daje natomiast 100 proc. ochrony wpłaconego kapitału pod warunkiem zakończenia jej po czterech latach. Na podstawie symulacji historycznych wiadomo, że analogiczna czteroletnia inwestycja startująca w dni robocze w okresie od 3 stycznia 2000 do 7 stycznia 2008 dałaby 53,78 proc. zysku. Jest to wartość po tzw. ubruttowieniu i maksymalnym, 115-procentowym wskaźniku partycypacji we wzroście indeksu. Ta sama stopa zwrotu netto, przy średnim współczynniku partycypacji (tj. 105 proc.) wynosi 38,4 proc.

Wielką zaletą lokat strukturyzowanych jest brak ryzyka kursowego. Inwestor, która wpłaca złotówki ma szansę zarobić dokładnie tyle o ile zdrożało złoto w dolarach. W efekcie nie straci na ewentualnym dalszym spadku kursu amerykańskiej waluty.

Kontrakty terminowe na złoto

Samodzielne inwestowanie w kontrakty terminowe (w tym na złoto) to wyższa szkoła jazdy. W efekcie wykorzystania tzw. lewarowania można dysponując relatywnie małymi kwotami (kilka tysięcy dolarów) zarobić dużo i bardzo szybko. Oczywiście nie ma róży bez kolców – ten sam mechanizm działa w drugą stronę, sprawiając, że na kilku transakcjach możemy pożegnać się z pokaźnym majątkiem. Grę na kontraktach można w uproszczeniu porównać do zakładów bukmacherskich. Zakładamy się z innymi uczestnikami rynku o to, czy cena złota spadnie czy wzrośnie i o ile.

Mogłoby się wydawać, że nie ma nic prostszego, jednak ta „zabawa” wymaga opanowania sporej wiedzy teoretycznej i praktycznej. Tu poza literaturą fachową, polecamy materiały ze stron internetowych Giełdy Papierów Wartościowych (www.gpw.pl > Edukacja > Materiały Edukacyjne > Kontrakty terminowe), Fundacji Edukacji Rynku Kapitałowego (www.ferk.pl) oraz poszczególnych domów maklerskich. Ponieważ na polskiej giełdzie nie są notowane kontrakty terminowe na złoto trzeba zapewnić sobie dostęp do rynków zagranicznych. Taką możliwość dają niektóre domy maklerskie. Wymagane jest otwarcie rachunku instrumentów pochodnych (odrębnego od rachunku papierów wartościowych) i podpisanie umowy o prowadzenie rejestru zagranicznych instrumentów finansowych.

Perspektywy

Kilka tygodni temu niektórzy analitycy wieścili rychłe przebicie psychologicznej bariery 1000 USD za uncję. Był to czas szczytu negatywnych emocji giełdowych, nizin kursu dolara i perturbacji z dostawą energii w RPA (jeden z główny dostawców złota). Wszystkie te czynniki „złagodniały”, a cena złota oscylowała i oscyluje nadal wokół 900 USD.

Jej dalsze kształtowanie zależeć będzie od relacji podaży i popytu. Podaż złota jest względnie stała - nowych kopalni nie uruchamia się z dnia na dzień, a ilość złota uwalniania z rezerw banków centralnych jest ograniczona umową Central Bank Gold Agreement. Tym samym cena zależeć będzie od popytu. Ten z kolei można rozbić na „rzeczywisty” i spekulacyjny. Wielkość popytu „rzeczywistego”, który generowany jest przez branżę jubilerska, elektroniczną i dentystyczną, jest również łatwa do oszacowania i rośnie w przewidywalnym niewielkim tempie.

Okazuje się zatem, że właściwie jedynym czynnikiem wpływającym w krótkim okresie na cenę złota są oczekiwania spekulantów znajdujące odzwierciedlenie w ich działaniach na rynku. Te z kolei lubią się szybko i niespodziewanie zmieniać. Póki co gorączka nieco zmalała, a cena ustabilizowała. Co będzie dalej? Uśredniając prognozy analityków największy banków inwestycyjnych na świecie otrzymujemy średnioroczną cenę złota oscylującą wokół 950 dolarów za uncję w ciągu najbliższych trzech lat, co w praktyce oznacza stabilizację na poziomie niewiele wyższym niż obecny.

W dłuższym terminie złoto może oczywiście zyskiwać. Należy jednak zauważyć, że w ostatnich 2-3 latach stało się instrumentem coraz bardziej zmiennym – mamy dynamiczne wzrosty i głębokie korekty. Nie można już więc mówić o złocie jako „bezpiecznej przystani” (safe haven). Nadal jest to jednak dobre uzupełnienie portfela z uwagi na ujemną korelacją z rynkiem akcji – w czasie bessy złoto z reguły zyskuje na wartości (przykład do druga połowa 2007 roku).
---

Michał Ziętal
Wealth Solutions - Lokaty strukturyzowane


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dolar niezupełnie upadły

Dolar niezupełnie upadły

Autorem artykułu jest Bartosz Stawiarski



Od czasu swojej rekordowej siły z 2000 r. dolar stracił względem euro połowę wartości, natomiast względem złotówki deprecjacja sięga 55 proc. Za znaczną część tego ruchu odpowiada nie tylko systematyczne niszczenie reputacji "zielonego" przez amerykańskie władze monetarne, ale także materializujące się widmo recesji za Atlantykiem....
Od czasu swojej rekordowej siły z 2000 r. dolar stracił względem euro połowę wartości, natomiast względem złotówki deprecjacja sięga 55 proc. Za znaczną część tego ruchu odpowiada nie tylko systematyczne niszczenie reputacji "zielonego" przez amerykańskie władze monetarne, ale także materializujące się widmo recesji za Atlantykiem. Jednak pośród wzbierających lamentów nad upadkiem dolara może on niebawem powrócić do odrabiania strat.

Ostatnie trzy kwartały dosadnie dowodzą, że rozkwit amerykańskiego bogactwa był równie wirtualny, co zyski większości dawno już upadłych dotcomów. Finansowy domek z kart się sypie tak samo jak ceny tamtejszych domów, a raptowne cięcia stóp dolarowych przez FED noszą znamiona paniki. Oba te procesy są powiązane zależnością przyczynowo-skutkową i powiększają skalę odwrotu od amerykańskiej waluty. Osobną reperkusją pikującego dolara jest nasilenie spekulacji na giełdach towarowych, gdzie szybujące ceny surowców przemysłowych i rolnych wprawiają zwykłych konsumentów w konsternację. Jednak patrząc na kursy niektórych walut wschodzących, nasuwa się przypuszczenie, że odwrócenie tej wieloletniej tendencji jest jeśli nie w toku, to już bardzo blisko.

Waluty rynków wschodzących: sprzeczne sygnały

Przytoczmy kilka przykładów. Turecka lira w ciągu 5 lat do początku br. umocniła się do dolara o 30 proc., wszak w minionym kwartale osłabła o ok. 12 proc. (z rekordowego 1,15 do 1,30). Tym samym kurs zbliżył się w okolice długiej konsolidacji z 2005/06 r. Ścieżką aprecjacji o identycznej skali podążał od 2003 r. koreański won, który od jesieni ubr. oddał 10 proc. ze swojej zdobyczy. Ostatnie osłabienie można tłumaczyć silnym uzależnieniem koreańskiej gospodarki od eksportu skierowanego właśnie na kulejący rynek amerykański. Ukrócenie apetytu na ryzyko bodaj najmocniej widać po słabości południowokoreańskiego randa. Waluta ta straciła wobec dolara niemal 30 proc. w ciągu pół roku i jest wyceniana podobnie jak 5 lat temu.

W dwóch spośród trzech przytoczonych przypadków utrzymuje się znaczny dyferencjał lokalnych stóp procentowych względem stopy dolarowej. Główna stopa turecka wynosi obecnie 15,25 proc., koreańska 5 proc., natomiast w RPA jest to 11 proc. Śmiesznie niskie 2,25 proc. w dolarze (realnie przecież ujemne w obliczu inflacji około 4 proc. - więc jaki jest sens oszczędzać w USA?) zdawałoby się zachęcać do carry trade. Pomimo tego od kilku miesięcy ma miejsce ostrożna ewakuacja z pozycji tych walut na korzyść dolara. Zatem eksploatowany przez część analityków argument o poszukiwaniu zyskowniejszych aktywów poza USA wydaje się jałowy, gdyż nie uwzględnia globalnego przesunięcia akcentów w relacji ryzyko-stopa zwrotu. Poza tym, wspólnym i nadrzędnym zagrożeniem dla wszystkich gospodarek staje się inflacja.

Jednocześnie wciąż dobrze radzą sobie waluty środkowoeuropejskie, kwotowane w okolicach rekordów dekady. Do wytłumaczenia siły złotego służy ten sam argument, który już nie działa dla innych omówionych walut: oczekiwanie na podwyżki stóp złotowych zwiększy dyferencjał. Tylko ciekawe, że czeska korona dająca kupon porównywalny z dolarowym, pozostaje równie silna co złoty. Sprawa rosnącego deficytu obrotów bieżących w Polsce zeszła na plan dalszy. Póki co nikt się nie przejmuje również zawirowaniami na Węgrzech. Czyżby się więc rozpoczęła długoterminowa gra pod wejście naszego regionu do strefy euro? Może to być przedwczesny i przesadny optymizm, zważywszy restrykcyjne kryteria konwergencyjne i... rosnące ryzyko spekulacyjnego ataku walutowego.

Widmo ataku walutowego: przykład Islandii

Załamanie funta brytyjskiego w 1992 r. zostało przykurzone mgłą zapomnienia, podobnie jak zapaść rubla i walut azjatyckich 10 lat temu. Co ciekawe, jakaś immanentna pamięć doznanego szoku tkwi w zachowaniu tureckiej liry. Od kryzysu w 2001 r. zmienność notowań tej waluty pozostaje wysoka, a okresy stabilizacji są przerywane skokowymi deprecjacjami o dużej sile. Swoją negatywną rolę może tu pełnić systematyczne rozpływanie się fatamorgany w postaci wizji wejścia do strefy euro.

Ku przestrodze przed możliwymi atakami na waluty środkowoeuropejskie warto się przyjrzeć jednemu współczesnemu przypadkowi. Chodzi o casus położonej na peryferiach Europy malutkiej i niemal nieobecnej w mediach Islandii. Gospodarka tego kojarzonego z przetwórstwem rybnym kraju przeszła znaczną transformację. Udział sektora usług finansowych i nieruchomości w PKB Islandii wzrósł z 17 do 26 proc. w latach 1998-2006. Na miano tygrysa kraj zasłużył sobie również śmiałą ekspansją firm, które odważnie weszły w mariaże w Skandynawii. Boomowi towarzyszył gigantyczny wzrost aktywów bankowych do 10-krotności wartości PKB w 2006, a deficyt obrotów bieżących skoczył do 16 proc. produktu. Ta nierównowaga stała się pożywką do agresywnej gry na spadek lokalnej waluty. W najnowszej odsłonie tych niepokojów, od listopada 2007 korona straciła do dolara niemal 30 proc. (kurs z 60 ISK skoczył do 78). Od pewnego czasu w górę szybują koszty zabezpieczenia przed niewypłacalnością firm (credit default swaps). Sytuacja stała się na tyle dramatyczna, że pod koniec marca władze monetarne musiały uciec się do podwyżki stóp do poziomu 15 proc. celem odbudowania zaufania do waluty. Inflacja osiągnęła 8,7 proc., czyli najwyższą wartość od 6 lat.

Za atak obwiniane są fundusze hedgingowe, które dążą do maksymalizacji swoich zysków na fali negatywnej propagandy. Na rynkach finansowych nie ma miejsca na sentymenty, a w obecnej niepewnej sytuacji globalnej turbulencje mogą wybuchnąć w pozornie spokojnym miejscu od przysłowiowej iskry. Poszukiwanie pól do spekulacyjnych zagrań na wielką i wielce szkodliwą ekonomicznie i społecznie skalę może się nasilić również dlatego, że wszystkie możliwe bąble spekulacyjne, które nadmuchano po 2000 r. w zasadzie już pękły. Niektórym graczom pozostaje więc chwycić się mniej czystych zagrywek, podobnych do tej na funcie w 1992 r.

Wnioski

Podsumowując, radosne delektowanie się długotrwałym trendem wzrostu wartości złotego (zwłaszcza wobec dolara, choć także i euro) rodzi złudne poczucie spokoju. Argumentem technicznym wspierającym oczekiwanie dalszego osłabiania dolara jest stare powiedzenie "trend is your friend". Jednak każdy trend kiedyś się kończy, a oznaką jego schyłku są coraz bardziej nerwowe ruchy cen. Rosnąca inflacja w Polsce jest nie tylko wynikiem dwucyfrowej dynamiki płac, ale też zbyt długiej indolencji rodzimych władz monetarnych. Równolegle ze wzrostem wynagrodzeń spada konkurencyjność naszej gospodarki. Nieliniowy charakter zjawisk gospodarczych może spowodować gwałtowną reakcję na pozornie niezbyt negatywne dane.

Chęć ataku na złotówkę i waluty regionu stanie się nieodparta w chwili wejścia do korytarza wahań ERM2. Należy wątpić, by po takim wzmocnieniu względem euro był to atak w tym samym kierunku, tzn. dalsze masowe kupowanie złotówki. W tym kontekście ewentualne odwrócenie trendu na eurodolarze tym bardziej faworyzuje walutę amerykańską.

Zbyt silne euro nie pomaga gospodarkom europejskim, a coraz powszechniejsze kłopoty na rynkach nieruchomości (Irlandia, Hiszpania, kraje nadbałtyckie z walutami powiązanymi z pieniądzem unijnym) stanowią presję na osłabienie EUR wobec USD. Podobnie jest z funtem brytyjskim w obliczu początku bessy na tamtejszych nieruchomościach i faktu, że zadłużenie Brytyjczyków przekracza wielkość rocznego PKB. To wszystko, pomimo fundamentalnych i już zdyskontowanych czynników osłabiających dolara, przybliża koniec jego trendu spadkowego wobec większości walut (jen i chiński juan to zupełnie osobny rozdział).

Jeśli mamy przytoczyć argument o różnicach w stopach procentowych, to wkrótce może się okazać, że USA będą zmuszone zaciskać politykę monetarną równie gwałtownie, co do niedawna ją luzowały. Pola do obniżek stóp w USA już dawno nie ma i dalsze brnięcie w zaparte może przybliżyć definitywny upadek reputacji Bena Bernanke i całego FED. Przepis na prawdziwe wyleczenie z amerykańskiego kryzysu tkwi w konieczności rewizji tamtejszego systemu finansowego, włącznie z: 1) dopuszczeniem upadłości kilku najbardziej nierozważnych instytucji finansowych (banki, fundusze hedgingowe), które same muszą zapłacić za swoje błędy; 2) zaostrzeniem mechanizmów kontrolnych (to na szczęście już ma miejsce); 3) lepszą koordynacją działań władz monetarnych wraz z likwidacją podatności ich członków na wszelkie naciski. Wtedy będzie duża szansa na triumfalny powrót dolara. Resztę pozostawmy rynkom, gdyż nadmierny interwencjonizm może tylko powiększyć skalę problemów.
---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Lokata sprzeda wszystko

Lokata sprzeda wszystko

Autorem artykułu jest Maciej Kossowski



Kilka lat temu kupiłem wódkę Eristoff z załączonym kieliszkiem, a całkiem niedawno wędzonego łososia w przymusowym towarzystwie łososiowych kabanosów. Łączenie dwóch towarów to strategia tak stara jak sam handel. Ostatnio zawitała także do świata finansów.
Kilka lat temu kupiłem wódkę Eristoff z załączonym kieliszkiem, a całkiem niedawno wędzonego łososia w przymusowym towarzystwie łososiowych kabanosów. Łączenie dwóch towarów to strategia tak stara jak sam handel. Ostatnio zawitała także do świata finansów.

Zasada jest prosta: rzecz lepsza, bardziej chodliwa czy bardziej zakorzeniona w świadomości klientów ma ciągnąć sprzedaż nowości, produktu o wyższej marży czy wręcz bubla który się nie sprzedaje.

Jeszcze niedawno hitem było sprzedawanie funduszy (akcji, zrównoważonych) za pomocą lokat bankowych na zasadzie: 10 proc. na lokacie (z reguły przez 3 lub 6 miesięcy) pod warunkiem wpłaty połowy pieniędzy do funduszu. Nadal aktywnie działa w ten sposób Bank Millennium. Krytykowałem tę metodę – uważam że prowadzi do sytuacji, gdy inwestorzy kupują nie to co chcą (misselling). Ostatnio lokatę wykorzystano także jako wabik przy sprzedaży produktu strukturyzowanego, a „wynalazcą” tej techniki jest Open Finance. Mamy więc banery reklamujące lokatę 8 proc. przez 3 lata. Warunkiem uzyskania takich parametrów jest wpłata 10 000 zł na polisę strukturyzowaną (łącznie trzeba wpłacić 20 000 zł).

Ze strony www OF o konstrukcji produktu niczego specjalnego się nie dowiemy (jedyna podpowiedź to przypisy). Na podstawie tych szczątkowych informacji zakładam, że część „nielokacyjna” tego produktu oparta jest o indeks BNP Paribas Millennium (notowania można znaleźć tutaj). Indeks był już wykorzystany przez kilka instytucji finansowych (Commercial Union, Bank Millennium, BZ WBK) do tworzenia „struktur” – żadna się go nie wstydziła. Chociaż może nie: BZ WBK zmienił mu nazwę – prawdopodobnie po to by nie budzić skojarzeń z konkurencyjnym bankiem. Tak czy inaczej, Open Finance uznał że lepiej sprzeda się lokata na 8 proc. z doczepionym produktem strukturyzowanym niż to drugie, solo. Nie wiem jaka jest partycypacja w zmianie tego indeksu w przypadku OF. Inwestor z pewnością powinien jednak porównać ofertę OF z konkurencją pod tym względem – skoro nadarza się rzadka na rynku „struktur” okazja.

PS. O tym produkcie pisał już na swoim blogu Grzegorz Zalewski. Szczególnie drażniło go określanie produktu strukturyzowanego „lokatą”. W tym akurat nie ma nic zdrożnego – „lokata” nie jest terminem zastrzeżonym dla banków. Mówimy przecież o lokacie kapitału, którą może być np. zakup gruntu. Jednocześnie lokata to określenie zrozumiałe dla inwestorów, a „produkt strukturyzowany” czy „strukturyzowana polisa inwestycyjna” brzmią już znacznie gorzej. Oczywiście niektóre lokaty strukturyzowane nie mają nic wspólnego z lokatami w „bankowym” rozumieniu – mogą dawać np. szansę na 100 czy 200 proc. zysku przy gwarancji rzędu 80 proc. wpłaconego kapitału. Jest to więc inwestycja z zupełnie innej kategorii. Jeśli jednak inwestor skuszony określeniem lokata zajrzy na stronę z informacją o tego typu produkcie to z zapewne szybko ucieknie do banku, który da mu pewne 6 czy 7 proc. W przypadku Open Finance nie jest to już takie oczywiste – spora część klientów kupi bezpieczną i zyskowną lokatę plus coś jeszcze, czego nie zrozumieją. I to może być główny zarzut pod adresem produktu: lokata + „lokata”.

PS2. Swoją drogą być może inwestor wolałby mieć 6 czy 6,5 proc. na lokacie i wyższą partycypację (oraz - chociaż to marzenie ściętej głowy - jawne, możliwie niskie koszty) we wzroście indeksu? Oczywiste jest, że dotacja do oprocentowania lokaty bierze się z marży wbudowanej w produkt strukturyzowany - gdyby ta marża była mniejsza parametry "struktury" mogłyby być lepsze.
---

Maciej Kossowski Wealth Solutions - Produkty strukturyzowane


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Rolna hossa z haczykami

Rolna hossa z haczykami

Autorem artykułu jest Maciej Kossowski



Kupuję temat inwestycyjny pod tytułem: surowce rolne. Fundamenty dla wzrostów są silne: trzeba nakarmić ludzi, zwierzęta i… samochody (biopaliwa), a wody i odpowiednich gruntów jest coraz mniej (choćby z uwagi na industrializację).
Kupuję temat inwestycyjny pod tytułem: surowce rolne. Fundamenty dla wzrostów są silne: trzeba nakarmić ludzi, zwierzęta i… samochody (biopaliwa), a wody i odpowiednich gruntów jest coraz mniej (choćby z uwagi na industrializację).

Towary rolne – przede wszystkim pszenica – drożeją co prawda dosyć dynamicznie od pewnego czasu. Jeśli jednak porównamy skalę tych wzrostów do analogicznych „rajdów” w przeszłości (za ostatnie kilkadziesiąt lat) okaże się że jesteśmy blisko średniej. Tymczasem surowce takie jak ropa, miedź w ostatnich kilku latach pobiły wszelkie rekordy jeśli chodzi o skalę i czas trwania trendów wzrostowych (miedź +570 proc. w okresie od listopada 2001 do maja 2006!). Wśród towarów rolnych tylko pszenica drożała ostatnio nieco silniej niż kiedykolwiek w historii. Jeszcze bardziej „byczo” prezentuje się sytuacja cen płodów rolnych w ujęciu realnym (po uwzględnieniu inflacji) – gdyby miały sięgnąć swoich „realnych” szczytów wówczas np. soja musiałaby zyskać jeszcze 240 proc. a bawełna 375 proc. Słowem: rynek bardzo obiecujący.

Na szczęście mamy w Polsce już kilka produktów finansowych opartych na zbożach, a więc pszenicy, soi, kukurydzy (ewentualnie z dodatkami metali szlachetnych jak w MultiBanku czy „wody” jak w przypadku Citibanku). Jak zwykle w takich sytuacjach rzecz rozbija się o „technikalia”. Inwestowanie w te towary (i we wszystkie surowce) polega na kupowaniu kontraktów terminowych. Kontrakty mają określoną datę wygaśnięcia. W przypadku towarów rolnych najbardziej płynne są te kontrakty które „pożyją” jeszcze kilka do kilkunastu miesięcy. Jeśli więc inwestycja ma trwać np. 3 lata niezbędne będzie tzw. rolowanie kontraktów, czyli zmiana kontraktu który ma wkrótce wygasnąć na nowy, świeży. Na takiej operacji można osiągnąć stratę lub zysk. Stratę, gdy w miarę wydłużania terminu zapadalności kontrakty są coraz droższe (efekt contango) lub zysk, gdy jest odwrotnie (backwardation). Przy czym sytuacja z cenami kontraktów może się zmieniać dosyć dynamicznie – zależnie od popytu, stanu zapasów, oczekiwań rynku itp. Dodatkowy zysk osiągany na rolowaniu kontraktów (w przypadku backwardation) określany jest jako positive roll yield i sięga nawet 20 proc. rocznie.

Praktycznie wszystkie banki inwestycyjne mają już specjalne indeksy które starają się inkasować (na rzecz klientów/inwestorów) ten dodatkowy zysk ewentualnie minimalizować straty jeśli kontrakty są w contango (a straty te mogą sięgać kilkunastu procent w skali roku). To jedna z najlepszych form inwestowania w surowce - rolne w szczególności. Wystarczy porównać wyniki Indeksów z optymalnym rolowaniem z tymi gdzie rolowanie jest wykonywane w stały, z góry ustalony sposób.

Mam wrażanie, że w Polsce inwestorzy w ogóle nie uświadamiają sobie tej kwestii. W efekcie większości produktów które pojawiają się na rynku nie wykorzystuje indeksów z optymalnym rolowaniem (jednym który widziałem była lokata Deutsche Banku – AgroIndex). Przy czym podejrzewam że nawet w Deutsche Banku nie tłumaczy się klientom różnicy miedzy inwestowaniem w pasywnie rolowane kontrakty rolne a takim „inteligentnym” indeksem. Tymczasem różnica jest fundamentalna. Analiza może być dla klientów ciężkostrawna ale ostatecznie chodzi o po prostu o to czy zarobią więcej czy mniej w przypadku bardzo realnej „rolnej hossy”.
---

Maciej Kossowski Wealth Solutions - Produkty strukturyzowane


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Giełda Papierów Wartościowych: rozwój czy regres?

Giełda Papierów Wartościowych: rozwój czy regres?

Autorem artykułu jest Bartosz Stawiarski



Warszawska giełda aspiruje do miana głównego rynku kapitałowego Europy Środkowej i Wschodniej. Miernikiem jej rozwoju stała się liczba nowych debiutów oraz rosnąca kapitalizacja spółek notowanych na parkiecie przy ul. Książęcej.
Warszawska giełda aspiruje do miana głównego rynku kapitałowego Europy Środkowej i Wschodniej. Miernikiem jej rozwoju stała się liczba nowych debiutów oraz rosnąca kapitalizacja spółek notowanych na parkiecie przy ul. Książęcej. Imponujący wygląd wznoszących wykresów tych dwóch statystyk za ostatnie lata utwierdza wiele wysoko postawionych osób w poczuciu odniesienia epokowego sukcesu. Jednak bardziej wnikliwa analiza różnych aspektów funkcjonowania rodzimej giełdy i instytucji z jej otoczenia czytelnie dowodzi zastoju, a nawet regresu.

Zacznijmy od rzeczy pozytywnych i przez to chętnie eksponowanych w mediach finansowych i biznesowych. W 2006 r. na GPW zadebiutowało 38 spółek, w tym 6 zagranicznych. Ubiegły rok przyniósł prawdziwy wysyp ofert publicznych. Uplasowano wówczas akcje aż 81 przedsiębiorstw na kwotę 15,4 mld zł, ustanawiając historyczny rekord. Szczycono się przy tym, że pod względem liczby debiutów Warszawa ustąpiła w Europie miejsca jedynie Londynowi. Kapitalizacja warszawskiej giełdy przejściowo osiągnęła nawet kwotę biliona złotych, zrównując się z wartością rocznego PKB. Kilkusetprocentowe stopy zwrotu z głównych indeksów, licząc od 2003 r. do połowy 2007 r., eksponowano na wszystkie możliwe sposoby. Jednym z niewątpliwych ubiegłorocznych sukcesów było stworzenie niszowego segmentu NewConnect, na którym dziś gości już 36 spółek.

Patrząc natomiast za kulisy tych sugestywnych statystyk odkrywamy zgoła inny świat. Równoległy świat egzystujący niczym po drugiej stronie lustra, przemilczany być może dlatego, że sukcesów w nim jak na lekarstwo, natomiast porażek - owszem, co nie miara. Przedstawmy kilka tych kumulujących się bolączek, z którymi dotychczas się nie zmierzono, a które od dawna uciskają nasz rynek kapitałowy niczym niewidzialny i źle skrojony gorset.

Inwazja spółek niepłynnych, groszowych i śmieciowych

Bardzo łatwo udowodnić, że "imponujący" rozkwit polskiego rynku kapitałowego mierzony liczbą notowanych spółek jest w dużej mierze mitem. Pomimo obecności na GPW niemal 350 emitentów mamy do czynienia ze sztucznym tłumem. Płynność około 100-150 spółek jest tak znikoma, że prawie nikt się nimi nie interesuje, gdyż nie ma szans na wejście i wyjście choćby z kilkutysięcznej inwestycji bez znacznego wahnięcia kursem. Zainteresowanie nowymi walorami trwa przez pierwsze kilka dni po debiucie, po czym na rynku wtórnym rozpoczyna się panowanie bezkresnego giełdowego letargu.

Wraz z nastaniem bessy minęła moda na emisje z prawem poboru, których same zapowiedzi generowały spekulacyjne eksplozje kursów. Powoli wysycha strumień nowych ofert na rynku pierwotnym, gdyż dziś nie ma szans na zebranie z rynku takich pieniędzy, jak np. rok temu. Silnie przetrzebione zasoby "fool money" nie wchłoną również ofert spółek, które mimo fatalnej kondycji wyciągają rękę po kapitał (wcześniej sparzono się m. in. na Toora, Tras Tychy). Jednocześnie nadużywa się operacji splitu, co prowadzi do księgowych dziwactw. Można bowiem znaleźć akcje kwotowane poniżej 20 groszy, a kapitał akcyjny emitentów dzieli się na ponad miliard walorów.

Dopiero niedawno pojawiły się odgórne zapowiedzi walki z narosłym zaśmieceniem polskiego parkietu. Władze Giełdy zapowiadają uruchomienie z końcem marca tzw. Listy Alertów, w której sklasyfikowane będą spółki zagrożone upadłością, niepłynne oraz groszowe. Powstaje pytanie, czy zamiast uzdrawiać istniejące aberracje nie lepiej było zawczasu nie dopuścić do nadmiernej liberalizacji dostępu do parkietu dla takich podmiotów?

Przejdźmy do kapitalizacji polskiej giełdy. Jeśli bliżej przyjrzeć się jej strukturze, to wspomniany bilion zł również jest mocno naciągany. Debiut samego Unicredit odpowiada bowiem za jednorazowy skok o 270 mld, a obrazu statystycznej fikcji dopełnia śladowy obrót walorami włoskiej grupy finansowej w Warszawie. Podobnie jest w przypadku kilku zagranicznych emitentów, m. in. z branży budowlanej. Wcześniejszy skok kapitalizacji o niemal 70 mld zł miał miejsce przy okazji debiutu czeskiej grupy energetycznej CEZ, choć w jej przypadku obrót bywa przyzwoity. Zatem po odliczeniu nie grzeszących płynnością walorów zagranicznych i uwzględnieniu erozji cen wskutek bessy o jedną trzecią (licząc od rekordów WIG) z szumnego biliona nie pozostaje nawet połowa. Czyli ten aspekt sukcesu również jawi się jako nadmuchany przez krzywe zwierciadło kreatywnej statystyki.

Zastój na rynku terminowym

Dla ugruntowania satysfakcji zainteresowanych kręgów z "prężnego rozwoju" rodzimego rynku kapitałowego również i w segmencie instrumentów pochodnych dyskusyjne sukcesy upiększa się liczbami. Eksponuje się jeden (i chyba jedyny) pozytywny element funkcjonowania derywatów. Mianowicie, jako chwytliwy miernik postępu cytuje się rekordowy wolumen i wartość transakcji zanotowanych na kontraktach indeksowych w 2007 r. Tutaj jak zwykle prym niepodzielnie wiodą futures oparte na indeksie WIG20, tymczasem poza nimi... praktycznie nie dzieje się nic.

Naświetlmy ten wielotorowy zastój. Od czasu, gdy po kilkuletnich przygodach z warrantami przeforsowano wreszcie w 2003 r. start opcji na GPW, ich animacja niezmiennie pozostawia wiele do życzenia. Nie chodzi tu tylko o kwestię niskich wolumenów i dużych "widełek" cenowych, ale również o często nawracające od niemal roku okresy dużej zmienności kursów. W takich sytuacjach działanie animatorów ustaje. Opcje akcyjne umarły śmiercią naturalną z racji innego zaniechania, jakim jest konsekwentny brak możliwości krótkiej sprzedaży akcji (kluczowej dla hedgingu wystawianych pozycji, gdyż z kolei obrót futuresami akcyjnymi od lat pozostaje mizerny).

Obiektywnie można także dostrzec nieliczne pozytywy. Takowymi są: ujednolicenie mnożnika dla kontraktów akcyjnych na poziomie 100 oraz wprowadzenie futures i opcji z dłuższymi (sięgającymi roku) terminami wygaśnięcia. Teoretycznie daje to możliwości budowania ciekawych strategii typu calendar spread, jednak ich efektywność hamuje wspomniana animacyjna niemoc i koło się zamyka.

Szumnie zapowiadany już w 2002 r. debiut certyfikatów podobnych do kontraktów futures, ale opartych o indeksy Nasdaq100 oraz DJEurostoxx50 początkowo kilkukrotnie przekładano. Następnie go zaniechano, argumentując rezygnację wycofaniem się jednego z zagranicznych podmiotów ze współpracy przy wprowadzaniu tych ciekawych instrumentów. Nieliczni niezłomni próbują swoich sił poza GPW, grając na walutowych i surowcowych kontraktach różnic kursowych CFD, oferowanych przez kilka wyspecjalizowanych platform handlu.

Jednocześnie nawet te nieliczne instrumenty finansowe, które mamy do dyspozycji na giełdzie, wedle zbiorowej opinii stały się poletkiem bezkarnych manipulacji dla wąskich grup "lepiej poinformowanych", co naraża indywidualnych inwestorów na znaczne straty.

Czas się obudzić

Pośród nakreślonych powyżej, naciąganych sukcesów zarysowała się inna i bardzo brzemienna w skutki niemoc. Instytucje nadzoru rynku kapitałowego od lat wykazują (najdelikatniej mówiąc) opieszałość w zwalczaniu i ściganiu kryminalnych praktyk dokonujących się na polskim parkiecie i w jego otoczeniu. A nazbierało się tego wiele.

Za tzw. poznańską WIRR-ówkę sprzed dekady nikogo nie skazano. Autorom machinacji na kontraktach terminowych z 4 lutego 2004 r. również włos z głowy praktycznie nie spadł, pomimo "oskubania" kilkuset inwestorów indywidualnych na kwotę 5 mln zł. Rok 2006 przyniósł upadek Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej i wyparowanie z kont inwestorów ponad 300 mln zł. Na paranoję zakrawa fakt, że jeden z autorów tej ostatniej afery przyczynił się do kolejnej wielkiej machinacji, mianowicie w Interbrok Investment (tym razem wyciekło pół miliarda zł).

Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze nierzadkie i równie wątpliwe zagrywki podmiotów tytułowanych w mediach "arbitrażystami", rzeźbiących poziom zamknięcia WIG20 wedle własnego uznania. Na takie sztuczne ustawianie kursów generujące kolejne milionowe straty u wielu inwestorów, również machnięto ręką.

Gdzie w tych sytuacjach były instytucje nadzoru mające dbać o przejrzystość polskiego rynku kapitałowego i organa ścigania tych wielkich przestępstw? W mediach jeszcze brzmią echa "rekordowego dla polskiej giełdy roku 2007", pomimo że tamten okres już dawno minął. Czas wreszcie zakończyć spoczywanie na laurach i zacząć budować podwaliny pod prawdziwy, długoterminowy rozwój.
---

Bartosz Stawiarski Wealth Solutions - Lokaty strukturyzowane


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl