wtorek, 3 stycznia 2012

6 sposobów na testowanie systemu inwestycyjnego

6 sposobów na testowanie systemu inwestycyjnego.

Autorem artykułu jest Rafał Wysocki



Jeżeli interesujesz się inwestowaniem na giełdzie i jeżeli Twoim celem jest zarabianie, prędzej czy później zainteresujesz się tematem testowania systemu. Przy czym "system inwestycyjny" oznacza tu zbiór zasad kiedy kupujesz, kiedy sprzedajesz i ile kupujesz.

Większość wskaźników i oscylatorów nie da zarobić na giełdzie. Te które dadzą, trzeba używać inaczej, niż to się powszechnie podaje. Tak samo ogólna wiedza książkowa nie działa. Nie oszukujmy się. To jest jednym z powodów, dlaczego tylko co 10 inwestor zarabia. Do której grupy chcesz należeć?

Koniecznym staje się, abyś przed prawdziwym inwestowaniem sprawdzał swoje metody inwestycyjne. Musisz wiedzieć jaki dają zysk, jakie mogą generować straty i jak często te dwa wyniki występują. Opieranie się na informacjach jedynie zasłyszanych zawsze doprowadzi twój rachunek inwestycyjny do bankructwa.

Badanie, testowanie, analiza. Nazwij to jak chcesz. Zawsze robisz to na danych historycznych, ale na zrobienie tego masz kilka możliwości.

Po pierwsze: Ręczna robota.
Oglądaj wykresy w programie do analizy. Rysuj linie, zaznaczaj miejsca i poziomy. Zaznaczaj wszystkie potrzebne elementy swojego systemu. Następnie musisz zliczyć sytuacje kiedy zarabiasz, sytuacje kiedy tracisz. Policz zarabiane i tracone kwoty. Wylicz, czy twoja metoda daje zyski, czy jest tylko mitem.

Sposób ten jest do zastosowania zawsze. To jego podstawowa zaleta. Da się nim testować wszystkie założenia bez względu na to, czy dadzą się zaprogramować, czy nie. Ma jednak poważne wady. Po pierwsze jest bardzo pracochłonny, a po drugie podlega poważnemu błędowi. Ocenie człowieka.

Oko ludzkie i mózg są zawodne i mają niestety tendencję do przekłamań. Po pierwsze łatwo coś pominąć gdy zginie w dużej ilości danych. Po drugie - mózg ludzki ma w naturze poszukiwanie wzorców. Dlatego dopasowuje z niezwykłą łatwością to co widzi do swoich przekonań. Bardzo poważna wada.

Wyeliminować te wady można jedynie zlecając zadania komputerowi. Tu otwiera się większa liczba możliwości.

Po drugie: Niech komputer będzie twoimi oczami.
Skoro człowiek łatwo pomija lub przekręca to co widzi, zleć komputerowi znajdowanie ważnych elementów twojego systemu. Niech komputer odnajduje te miejsca i poziomy. Zrobi to z pewnością idealnie precyzyjnie i nie musi się zastanawiać "czy te świece zachodzą na siebie, czy tam jest malutka luka?". On to ma policzone i zdecydowane w ciągu ułamka sekundy. Także wyeliminujesz w ten sposób subiektywność, ale wciąż pozostanie Ci problem pracochłonności. Jeżeli komputer wskazuje jedynie miejsca i poziomy, a Ty i tak musisz liczyć samodzielnie zyski i straty - dalej masz masę roboty.

Jednak pozostanie na tym etapie prawdę mówiąc nie ma sensu. Skoro już masz niemal zaprogramowany system, dodajesz do niego jedynie obliczanie transakcji i możesz przejść do kolejnych czterech metod.

A kolejne metody otwierają przed tobą świat,
o którym większość inwestorów nawet nie ma pojęcia.

Po trzecie: Udawane handlowanie, czyli backtest.
Najprostsza wersja testu automatycznego. Wykonuje ona całą pracę człowieka z poprzednich punktów. Komputer bierze dane historyczne i symuluje, że przy pomocy Twojego systemu dokonywał transakcji. Dzięki temu widzisz efekty stosowania swojej metody. Ilość danych statystycznych zawsze przewyższy to co przygotujesz ręcznie. A to jest dopiero początek możliwości.

Po czwarte: Szukaj najlepszego rozwiązania, czyli optymalizacja.
Drugi etap polega na automatycznym znajdowaniu najlepszych parametrów. Jeżeli np. inwestujesz prostym systemem na przecięcia średnich, musisz zdecydować, jakie długości (okresy) tych średnich stosujesz. Robiąc zwykły backtest musisz zdecydować jakie średnie użyć i widzisz wynik inwestowania. Możesz zmienić średnie i porównać, czy wynik ten się poprawi. Jednak nie jesteś w stanie sprawdzić w taki sposób tysięcy możliwości. I tu z pomocą przychodzi optymalizacja. Jest to po prostu backtest przeprowadzany wielokrotnie w celu znalezienia dla Ciebie poszukiwanych parametrów. Ten rodzaj testu wnosi już dużo więcej wiedzy, choć i on ma wady. Choćby problem przeoptymalizowania o którym piszę tutaj.

Po piąte: Test wszystkich testów, czyli walk-forward.
Wyeliminowuje on w dużym stopniu wady optymalizacji. Prawdziwe życie z systemem polega na tym, aby znaleźć najlepsze parametry i z nimi inwestować. Jednak co pewien czas należy poszukiwać tych wartości od nowa. Charakter rynków się zmienia, zmieniają się emocje inwestorów, więc system też musi się dopasowywać. Walk-forward symuluje właśnie takie prawdziwe życie na danych historycznych. Bierze fragment danych, przeprowadza na nich optymalizację, a na następnym fragmencie inwestuje. Po tym znowu się zatrzymuje, optymalizuje i ponownie wraca do inwestowania. Tak przechodzi przez całe dostępne dane jakbyś to Ty osobiście podejmował decyzje miesiąc po miesiącu, czy tydzień po tygodniu.

Jednak pomimo, że walk-forward nazywa się testem wszystkich testów, jest jeszcze jeden etap ponad nim. Na dodatek etap ten trzeba wykonać osobiście.

Po szóste: Korona Himalajów dla inwestora, czyli optymalizacja walk-forwardu.
Choć brzmi to paradoksalnie, walk-forward też trzeba zoptymalizować. Nie znam programu, który by to zrobił za Ciebie. Sam walk-forward ma bowiem parametry i trzeba podjąć decyzję co do jego zasady działania. Najprościej mówiąc, trzeba zdecydować jak długie okresy ma brać on do optymalizacji i jak długo ma potem inwestować. Czy optymalizować na danych z miesiąca, czy z całego roku? A może zawsze na danych od początku notowań? Jak często to robić? Co tydzień, czy co miesiąc? A może raz do roku? Walk-forward musi mieć to podane. Musi wiedzieć jak kroczyć prze kolejne lata danych historycznych. Tu liczy się znajomość rynku, liczy się rodzaj instrumentu w jaki inwestujesz. Jego zmienność, dźwignia, czy jest trendowy, a nawet jakie wykazuje obroty. Ten element możesz też oczywiście testować przeprowadzając kilka walk-forwardów z różnymi ustawieniami.

W tych wszystkich testach pozostaje jeszcze dużo wiedzy do zgłębienia. Choćby stabilność systemu, prawdopodobieństwo bankructwa, drawdown systemowy itd. Jednak bez zaprogramowanego systemu niemożliwe będzie wykonanie któregokolwiek z opisanych tu kroków oprócz pierwszego.

---

Chcesz zbudować własny system inwestycyjny?
Zobacz więcej na http://zobacz.CzarodziejAFL.pl/

Akcje, Kontrakty FW20, DAX, S&P500, Forex.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

6 sposobów na łatwiejsze pisanie systemu inwestycyjnego w AFL

6 sposobów na łatwiejsze pisanie systemu inwestycyjnego w AFL

Autorem artykułu jest Rafał Wysocki



Programowanie jest przyjemne kiedy nie jest zajęciem nudnym. Kiedy nie musisz żmudnie siedzieć i zapamiętywać. Kiedy wiesz, że zaprogramować można niemal wszystko. Wtedy nawet najtrudniejsze zadanie staje się wyzwaniem sprawiającym radość. Wydaje się, że taki stan jest możliwy dopiero, gdy znasz dany język programowania a pamięć.

Aby jednak osiągnąć taki stan, trzeba wyrobić sobie przede wszystkim odpowiednie podejście. Oczywiście doświadczenie bardzo przyspiesza pisanie, ale już zdobywanie tego doświadczenia może być przyjemnością, gdy stosujesz się do odpowiednich zasad. Zobacz jak wyglądają te zasady dla kodów systemów pisanych w AFL w programie Amibroker.

Po pierwsze: Zapomnij o pamięci.

Podstawowy błąd wywołujący znudzenie i zniechęcenie, to nauka języka programowania na pamięć. Nie ucz się na pamięć funkcji i procedur! Wystarczy, że wiesz gdzie szukać wiedzy w momencie kiedy jej potrzebujesz. Zapamiętanie przychodzi z praktyką i bardzo często wystarczy jednokrotne użycie funkcji w pisanym kodzie, aby ją zapamiętać. Gdy będziesz siedzieć nad opisami funkcji jak nad materiałem do "wkucia" - będzie nieprzyjemnie. Zapoznaj się tylko z tym co jest dostępne w sposób ogólny. Oczywiście. Początkowo pisanie kodu będzie szło przez to wolniej, ale będzie ono dla Ciebie dużo przyjemniejsze.

Po drugie: Uruchom wyobraźnię.

Musisz wiedzieć co chcesz uzyskać. Opisowo. Nie chodzi tu o to, żeby w Twojej głowie był już gotowy kod. Chodzi o to, żeby w Twojej głowie powstawało wyobrażenie tego co trzeba zrobić. "Narysuję linię po minimach", "Góra tej formacji będzie poziomem kupna, a dół będzie negował sygnał. Więc od tego miejsca muszę znać poziom maksimum formacji i jej minimum, a następnie muszę sprawdzić które z nich pierwsze zostało przecięte przez cenę zamknięcia".

Po trzecie: Ułatwiaj sobie poszukiwania.

Kiedy zaczynasz pisać nazwę procedury lub funkcji, wciśnij Ctrl-space. Otworzy się okienko podpowiedzi, gdzie zobaczysz wszystkie słowa kluczowe pasujące do tego co już wpisane. Przykładowo kiedy jeszcze nic nie jest wpisane, zobaczysz wszystkie dostępne słowa kluczowe. Wystarczy jednak, że zaczniesz pisać, np. "plo" i w okienku będzie wszystko co zaczyna się na plo.

Plot
PlotForeign
PlotGrid
PlotOHLC
i tak dalej

Przeszukaj listę klawiszami strzałek góra/dół i naciśnij enter, gdy już coś wybierzesz. W miarę pisania kolejnych liter lista będzie się zawężać. Zawsze możesz też kasować wprowadzone litery i wtedy lista będzie się rozszerzać.

Po czwarte: Używaj pomocy do wpisywanych parametrów.

Gdy wpiszesz już nazwę funkcji lub procedury otwórz od razu po niej nawias, np. "Plot(". Nie może być przed nim spacji. Musi do nazwy przylegać. Pokaże się wtedy podpowiedź z parametrami. Najczęściej ich nazwy sugerują już o co z danym parametrem chodzi. Możesz wpisywać kolejne wartości aż do nawiasu końcowego ")". Jeżeli jednak klikniesz myszką lub np. naciśniesz niechcący ESC podpowiedź zniknie. Na dzień dzisiejszy jest tylko jeden sposób aby ją ponownie przywołać. Wróć do nawiasu otwierającego "(", skasuj go i wpisz jeszcze raz. A potem strzałką w prawo (nie kliknięciem myszy) wróć do pisania parametrów.

Po piąte: Szukaj łatwo dostępnej wiedzy.

Jeżeli nie rozumiesz któregoś parametru, lub nie masz pewności jak działa dana funkcja, najedź na nią kursorem i wciśnij F1. Otworzy się tak zwana pomoc kontekstowa. W okienku zobaczysz opis danej funkcji, co robi, czy wymaga parametrów, jakie to są parametry, oraz czy zwraca jakieś wartości. Opis ten jest znacznie bogatszy od samych podpowiedzi z wcześniejszych sposobów.

Po szóste: Poszukuj szerzej i wzoruj się.

Oprócz pomocy kontekstowej warto też zaglądać na stronę

http://www.amibroker.com/guide/afl/afl_index.php?m=2

Znajdziesz tam listę wszystkich funkcji i procedur podzieloną na kategorie. Po pierwsze ułatwia to szukanie. Kiedy potrzebujesz funkcji matematycznej zaglądasz do „Math functions”. Kiedy potrzebujesz obliczać średnią kroczącą, zaglądasz do „Moving averages” itd. Oprócz podziału znajdziesz tam zawsze najbardziej aktualny opis danej funkcji. Dodatkowo, pod opisem znajduje się lista programów w których ta funkcja została użyta. Te programy znajdują się na forum amibrokera i służą wymianie doświadczeń pomiędzy użytkownikami. Jest to nieocenione źródło do podglądania gotowych rozwiązań.

Programuj swój system z pasją i radością :)

---

Chcesz zbudować własny system inwestycyjny?
Zobacz więcej na http://zobacz.CzarodziejAFL.pl/

Akcje, Kontrakty FW20, DAX, S&P500, Forex.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dajcie mi mocną dźwignię, a poruszę giełdę. Czyli o lewarowaniu słów kilka.

Dajcie mi mocną dźwignię, a poruszę giełdę. Czyli o lewarowaniu słów kilka.

Autorem artykułu jest Rafał Wysocki



Ta parafraza słów Archimedesa pasuje jak ulał do wielu początkujących inwestorów. Dlaczego tylko początkujących? Bo inwestor wyznający tą zasadę ma dwa wyjścia ...

Albo straci pieniądze, przestraszy się giełdy i zrezygnuje, albo wyciągnie wnioski i zmieni podejście. Wtedy dopiero ma szanse zostać inwestorem skutecznym i doświadczonym.

Czym jest dźwignia finansowa zwana potocznie lewarowaniem?

Wyobraź sobie pewien walor giełdowy. Kosztuje on 25000zł a Ty płacisz za niego jedynie 5%, czyli 1250zł. Jednak zarabia dla Ciebie na rynku całe 25000. Świetna sprawa!

Wystarczy policzyć zyski. Gdy ten walor zarobi tylko 10%, tobie przybędzie w portfelu 2500zł, czyli tak naprawdę dwa razy więcej niż inwestujesz. To fascynuje. Działa na wyobraźnię i rozbudza emocje. Takim instrumentem są na przykład kontrakty FW20.

Jednak inwestor bez doświadczenia zapomina najczęściej o drugiej stronie tego medalu. Skoro zarobienie 10% powoduje zysk 2500zł to trzeba pamiętać, że strata 10% powoduje stratę 2500zł. W takim razie zamiast posiadanej inwestycji początkowej 1250zł twoje konto jest wyzerowane i masz jeszcze dodatkowo 1250zł długu.

Dalej podoba Ci się taka perspektywa? To boli i taka nauka jest kosztowna. Znacznie lepiej przyswoić sobie wady dźwigni bez ponoszenia tej ceny.

Co w takim razie zrobić, jeżeli instrument posiada dźwignię?

Metoda jest jedna i jest ona tak prosta, że aż budzi sprzeciw. Bez względu na to jak duży lewar masz do dyspozycji, tylko ty decydujesz w jakim stopniu go użyjesz. Oczywiście żadne biuro maklerskie czy broker nie daje Ci narzędzia do zmniejszania dźwigni. Jednak zawsze możesz zrobić to we własnym zakresie.

Skoro za walor płacisz 5% masz dźwignię x20. Aby uzyskać mniejszą dźwignię x5 musisz zainwestować 20% kapitału zamiast wymaganych 5%. Oznacza to, że na pojedynczy kontrakt z powyższego przykładu przeznaczasz 5000zł. Złą wiadomością jest to, że biuro maklerskie pobierze na depozyt wciąż 1250zł. Pozostałe 3750zł zabezpieczasz drugim depozytem - mentalnym. Powstaje on tylko w Twojej głowie. To Ty musisz wiedzieć, które pieniądze już są zarezerwowane i pod żadnym pozorem nie możesz ich użyć do innych zleceń.

Właśnie dlatego jest to trudne. Wymaga to planowania a następnie polegania na sobie. Wymaga żelaznego trzymania się przyjętych zasad i realizowania planu pomimo, że głos wewnętrzny Ci mówi: "Przecież jak mam 5000 to mogę kupić 4 kontrakty a nie 1. Przecież moje pieniądze mają zarabiać, a nie leżeć na rachunku". Słuchanie lub ignorowanie tego głosu odróżnia właśnie inwestorów początkujących od doświadczonych.

---

Chcesz zbudować własny system inwestycyjny?
Zobacz więcej na http://zobacz.CzarodziejAFL.pl/

Akcje, Kontrakty FW20, DAX, S&P500, Forex.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak zrobić system inwestycyjny który zarabia ponad 100% dziennie?

Jak zrobić system inwestycyjny który zarabia ponad 100% dziennie?

Autorem artykułu jest Rafał Wysocki



Budujesz system i wciąż testujesz wprowadzane zmiany. Twój system jednak wciąż przeplata zyski ze stratami. Co z tego, że zyski są znacznie wyższe od strat. To przecież denerwujące, że czasami coś się traci. W dodatku zarabia tak mało ...

Dodajesz wtedy kolejne filtry i warunki. Czy to dodatkowe badanie średnich, czy może jakieś wskaźniki, oscylatory. Jeżeli swój system programujesz na komputerze, skomplikowanie obliczeń prawie nie ma znaczenia. Mikroprocesor i tak da wyniki w ułamku sekundy.

Dodatkowo posiadając dane historyczne możesz jednym kliknięciem dobrać najlepsze parametry dla użytych funkcji. Jakie okresy średnich sprawdzały się najlepiej? Z ilu okresów liczony ROC lub Momentum dały by najlepszy zysk? Klikasz na przycisk, włączasz optymalizację i już. Gotowe. Twój system idealny może iść na podbój giełdy. Jak policzysz procent składany, to jeszcze w tym roku przejmiesz finanse całego świata :)

Oczywiście już wiesz, że Cię wkręcam.

Posłuchaj pewnej ciekawostki.
Ponieważ ten artykuł jest w Internecie zakładam, że znasz format JPG. Zapisuje się w nim zdjęcia. Robi tak wiele aparatów fotograficznych, a także jest on najbardziej popularny na stronach www (do fotografii). Otóż wyobraź sobie, że zdjęcie - czyli bardzo, naprawdę bardzo duża ilość kolorowych punktów - jest zapisywane jako zbiór funkcji cosinus. W dużym uproszczeniu. Dokładniej używa się tam podziału na sektory i tak zwanej transformaty cosinusowej, ale nie chodzi tu o podstawy matematyczne. Ma być prosto.

Otóż wyobraź sobie teraz, że Ty, Twoja ciocia i reszta rodziny dajecie się opisać za pomocą pewnej liczby funkcji cosinus. Razem ze stołem, kwiatami i całym obiadem. Fantastyczne, nieprawdaż?

I teraz porównaj sobie ilość informacji i jej złożoność kiedy patrzysz na zdjęcie w wysokiej rozdzielczości, oraz kiedy patrzysz na wykres giełdowy.

Giełda jest znacznie prostsza!

Nie ma tej skali barw. Jest tylko cena. Nie ma nawet tej ilości punktów. Zdjęcie 12 mega pikseli odpowiadało by danym giełdowym minutowym WIG20 za okres 92 lat, a nawet więcej.

Czy widzisz już więc, że możliwe jest takie opisanie rynku, aby system odwzorował go niemal dokładnie? Tylko, że prawda jest taka, że system taki prawdopodobnie już następnego dnia zacznie przynosić gigantyczne straty.

Analiza wykresów ma na celu przewidywanie przyszłości za pomocą tego co już było. Jest to oczywiście poszukiwanie wzorców. Jest to sprowadzanie giełdy do statystyki. Giełda to emocje i reakcje ludzi. Są one w pewnym stopniu powtarzalne. Jednak tylko jako pewne uogólnienie. Nie jest możliwe absolutnie precyzyjne przewidzenie zachowań, bo w prawdziwym życiu występuje zbyt dużo czynników zmiennych.

Dlatego kiedy budujesz system

Bardzo dobrze gdy sprawdzasz jak sobie radził. To jest podstawa zarabiającego inwestora. Optymalizowanie pewnych współczynników też jest Ok.
Powinien on natomiast mieć ich mało. Amibroker na przykład pozwala na optymalizację nawet 10 parametrów. To jest gruba przesada. Najlepiej skonstruować system z jednym, dwoma parametrami. Trzy lub cztery też jeszcze są dopuszczalne, zależy do czego one służą. Jednak pięć lub więcej jest już moim zdaniem przesadą. Zawsze wtedy zadaj sobie pytanie. Chcesz mieć system, czy fotografię rynku?

A straty ze wstępu? Są nieuniknione. Ważniejsze jest na ile są głębokie, ile wynosi Twój tak zwany Draw Down % na systemie. Czy jest on do przyjęcia dla Twojej psychiki.

Pamiętaj, że gdy system nie ma w ogóle strat - należy trzymać się od niego jak najdalej. Szukaj sprawnej maszyny, nie fotografii.

---

Chcesz zbudować własny system inwestycyjny?
Zobacz więcej na http://zobacz.CzarodziejAFL.pl/

Akcje, Kontrakty FW20, DAX, S&P500, Forex.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dobry moment na kupno mieszkania w Bydgoszczy

Dobry moment na kupno mieszkania w Bydgoszczy

Autorem artykułu jest Patrycja Szambowska



Bydgoszcz od kilku lat przeżywa dynamiczny rozwój pod wieloma względami: od infrastruktury przez edukację po kulturę. Miasto stało się atrakcyjnie dla inwestorów, studentów i pracowników, co warunkuje kolejne etapy rozkwitu. Czy to wystarczy, by kupić tam korzystnie mieszkanie?

Mieszkania_w_BydgoszczyOd dawna wiadomo, że inwestowanie w nieruchomości to stabilna i dość pewna forma przyszłościowego lokowania pieniędzy. Wiele osób nabywa nieruchomości, by je potem wynajmować firmom lub osobom prywatnym i czerpać z posiadanego lokalu tak zwany bierny dochód. Przyjmuje się, że jeśli ktoś ma środki i szuka pewnej inwestycji, powinien rozważyć zakup nieruchomości. Czy pod tym względem Bydgoszcz jest już atrakcyjnym miejscem na inwestycje nieruchomościowe?

Bydgoszcz leży w północnej Polsce, na Kujawach, nad Brdą i Kanałem Bydgoskim. W mieście od dawna działają uczelnie wyższe, co sprawiło, że zyskało ono miano istotnego ośrodka akademickiego w regionie. W Bydgoszczy aktywnie działa teatr, filharmonia i opera, są dostępne liczne muzea, kluby muzyczne, organizowane są wydarzenia kulturalne, koncerty i wiele innych. Rokrocznie do miasta przybywają nowi studenci, którzy warunkują rozwój miasta w kierunku edukacyjnym, rozrywkowym itp. Miasto silnie inwestuje w rozbudowę i remonty dróg, rewitalizację terenów zielonych, rozwój największego parku w Polsce – Myślęcinka, ponosi też inne inwestycje w kierunku np. powstawania nowych galerii handlowych, osiedli mieszkaniowych i wielu innych. Na uwagę zasługuje także bydgoskie, nowoczesne lotnisko. Dzięki temu, że miasto „żyje” stało się atrakcyjne inwestycyjnie – w Bydgoszczy są obecne znane marki, koncerny, biurowce.

Jak widać, Bydgoszcz staje się atrakcyjna, zadbana, dobrze skomunikowana, tworzy dobre perspektywy nauki i pracy a przy tym – uwaga – cena ładnego mieszkania w Bydgoszczy jest wciąż na przyzwoitym poziomie! Ceny nieruchomości ustabilizowały się i nic nie wskazuje na to, by miały radykalnie podnieść się lub spaść w najbliższym czasie. To dobra perspektywa dla kupujących, ponieważ mogą liczyć na przyjazne ceny i stabilną, pewną inwestycję.

---

Patrycja


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 2 stycznia 2012

IPO - zarób więcej niż na lokacie!

IPO - zarób więcej niż na lokacie!

Autorem artykułu jest zombi



Zarabiać więcej niż na lokacie, wykorzystywać swoje oszczędności do zyskownych inwestycji , pomnażać swoje pieniądze, a co najważniejsze robić to samemu bez pośredników i bez dodatkowych opłat - czy to w ogóle możliwe ?

Większość z nas kojarzy zwrot "IPO" z tzw. rynkiem pierwotnym i chyba słusznie. Często możemy słyszeć o kupnie mieszania czy też o kupnie akcji interesującej nas spółki na rynku pierwotnym czyli jeszcze przed debiutem na Giełdzie Papierów Wartościowych. To właśnie wtedy mamy do czynienia z "dziewiczą" ofertą , w której jako piersi możemy uczestniczyć i odkrywać wszelkie plusy i minusy takiej transakcji, licząc jednocześnie na ponadprzeciętny zysk. Sam skrót IPO pochodzi od zwrotów Initial Public Offering i oznacza nic innego jak pierwszą publiczną ofertę np. spółki akcyjnej.

Jak przebiega IPO

Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy interesująca nas spółka postanawia po raz pierwszy przeprowadzić sprzedaż swoich akcji, które wyemituje lub które już posiada. Cały mechanizm sprzedaży akcji zostanie przeprowadzony w procesie tzw. publicznej subskrypcji.

Dzięki publicznej subskrypcji wszyscy zainteresowani kupnem takich akcji będą mogli się na nie zapisać bezpośrednio w domu maklerskim lub przez internet. Natomiast wszystkie terminy co do zapisów, przydziału akcji i ich debiutu na GPW zostaną umieszczone i podane do informacji w specjalnym harmonogramie , w którym znajdować się będą min. takie informacje jak: ustalenie ceny maksymalnej jednej akcji, termin publikacji prospektu i ewentualnych aneksów, datę rozpoczęcia przyjmowania zapisów od inwestorów indywidualnych i instytucjonalnych , terminy zakończenia zapisów na akcje, planowany termin przydziału akcji, podanie przewidywanego terminu pierwszego dnia notowania akcji na GPW.

Jednak aby cały proces ruszył i aby akcje zostały wprowadzone do obrotu najpierw spółka musi sporządzić prospekt emisyjny. Często przygotowanie takiego prospektu spółka zleca wyspecjalizowanej firmie, która wykonuje go w zamian za określony % z pieniędzy pozyskanych przez spółkę. Jednak to jeszcze nie koniec , przygotowany prospekt musi jeszcze zostać zatwierdzony przez KNF, po tym zabiegu pozostaje jeszcze jego publikacja. Dopiero spełnienie tych wszystkich wymogów umożliwia spółce zadebiutowanie na GPW.

Jakie spółki zamierzają zadebiutować na GPW

O tym, że rynek kapitałowy, a w szczególności GPW rozwija się bardzo szybko świadczyć może zainteresowanie jakie wzbudza wśród firm, taka forma pozyskiwania kapitału. W latach 2005-2009 na GPW zadebiutowało blisko 200 spółek . Należy zaznaczyć, że większość debiutujących spółek dała zarobić akcjonariuszom więcej niż zarobiliby na lokatach. Z ostatnich zakończonych sukcesem debiutów można wymienić Giełdę Papierów Wartościowych i PZU, które dały ponad 10% stopę zwrotu z zainwestowanego kapitału.

o do planowanych ofert publicznych to na uwagę zasługuje Polkomtel. Jednak przyszłość debiutu operatora sieci PLUS ostatnio stanęła pod znakiem zapytania. Z informacji jakie docierają do rynku , wynika, że według głównych akcjonariuszy lepszym rozwiązaniem byłby inwestor branżowy. Przypomnijmy, że głównymi akcjonariuszami są KGHM, PGE oraz PKN Orlen. Na chwilę obecną wiadomo że operatorem komórkowym zainteresowani są Zygmunt Solorz-Żak, TeliaSonera, oraz fundusze inwestycyjne Blackstone i Black-Rock. Szacowana wartość Polkomtela to ok 16-18mld zł.

Interesującą ofertą może okazać się debiut na GPW Zespołu Elektrowni Pątnów - Adamów - Konin, którego główny akcjonariusz Skarb Państwa (50%), również zaczął rozważać taki scenariusz. Poza Skarbem Państwa , udziałowcem jest również Elektrim (kontrolowany przez Zygmunta Solorza-Żaka) , który posiada 47% akcji i kontrolę operacyjną. W 2009r ZE PAK odnotował zysk na poziomie 500mln zł , co tylko zwiększa atrakcyjność publicznej oferty tej spółki, która może odbyć się jeszcze w tym roku.

Kolejną ciekawą spółką może okazać się Bank Pocztowy. W tym przypadku do emisji publicznej i debiutu na GPW może dojść pod koniec 2011r.

W najbliższym okresie możliwy jest debiut NOVA KBM, oferta czeskiego banku może odbyć się jeszcze w II kwartale tego roku. Nie można również zapomnieć o planach debiutu TGE - Towarowej Giełdy Energii, która mogłaby zadebiutować jeszcze we wrześniu tego roku. W przypadku sektora finansowego , pojawiła sie informacja o możliwości debiutu na GPW, jednego z czołowych Domów Maklerskich jakim jest DM BOŚ. Oferta ta miałaby być przeprowadzono dopiero w 2012r.

Rynek pierwotny w przypadku spółek akcyjnych , stwarza ciekawą alternatywę inwestycyjną i pozwala na lokowanie kapitału w papierach wartościowych, które jak dotąd w trakcie debiutów na GPW, w większości przypadków okazywały się zyskowne.

---

Investorsi.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zlecenia stop - który rodzaj stosujesz?

Zlecenia stop - który rodzaj stosujesz?

Autorem artykułu jest Rafał Wysocki



Prawidłowa ochrona kapitału, zlecenia stop? Łatwo powiedzieć, ale z wykonaniem już może być gorzej. Każda składowa systemu inwestycyjnego może mieć wiele rozwiązań. Zlecenia ochronne można zrobić dobrze lub źle. Zanim jednak zaczniesz je stosować, musisz poznać jakie ich rodzaje masz do wyboru.

Najczęściej używany i w zasadzie obowiązkowy jest stop kwotowy. Jest to cena lub wartość punktowa przy której przyznasz się do błędu i zamkniesz inwestycję. Wszystko w celu ograniczenia straty.

Pierwszy poziom stop musisz znać zanim złożysz zlecenie i zainwestujesz w jakiś walor. Może on wynikać z rozpiętości formacji świecowej, może wynikać z wysokości kanału trendowego, może także wynikać z poziomu, gdzie zanegowany zostanie setup Price Action. Metod otwierania pozycji jest dziesiątki lub setki. Bez względu jednak na metodę wejścia na rynek, początkowy poziom stop musi wynikać właśnie z tej metody.

Ma on jednak pewną cechę wspólną. Zawsze jest wyznaczony na stałym poziomie i jego podstawowym zadaniem jest ochrona kapitału w wypadku błędu, lub tak zwanego zanegowania sygnału. Jego poziom musi logicznie wynikać z użytej metody inwestycyjnej, aby działał w sytuacjach, kiedy będzie naprawdę niezbędny.

To jest stop początkowy. Takie pierwsze zabezpieczenie na wypadek niepowodzenia. Jednak każdą inwestycję rozpoczynasz dla zysku. W momencie kiedy zaczyna ona ten zysk przynosić, logiczną konsekwencją jest przesuwanie poziomu stop. Przesuwasz go tak, aby chronił również Twój świeżo zarobiony kapitał. I tu pojawiają się schody...

Pewnik jest tylko jeden. Zlecenie ochronne goni cenę tylko gdy ta podąża w kierunku większych zysków. Natomiast gdy cena się cofa - zlecenie stop cofać się nie ma prawa. Stoi w miejscu, tam gdzie zostało ostatnio ustawione.

Jednak jaką przyjąć metodę na przesuwanie go za ceną?

Po pierwsze możesz utrzymywać stop w stałej odległości. Czy to punktowej lub kwotowej, czy procentowej. Będzie to wtedy prosty trailing stop. Załóżmy, że masz kupione kontrakty FW20 przy cenie 2150pkt i stop na 2120pkt. Gdy kontrakty wzrosną do 2170, stop powinien być już na 2140 (wciąż 30 punktów poniżej). Analogicznie dla akcji zastosuj stop procentowy. Masz akcje kupione po 20zł i stop 10% niżej - na poziomie 16zł. Gdy cena wzrośnie do 30zł stop powinien znaleźć się na 24zł

Druga metoda to stop podążający za rynkiem wg formacji. Np wg reguł zachowania trendu. Trend wzrostowy to kolejne wyższe dna i wyższe szczyty (zarówno teoria Dowa jak i np. Price Action). Skoro taka jest definicja, spadek rynku poniżej ostatniego dna zwiastować może zmianę trendu. Przesuwaj więc stop blisko pod kolejne nakreślone wyższe dna

Oczywiście taki stop może opierać się na dowolnych innych formacjach. Choćby na lukach, długich świecach, czy kolejnych wsparciach i oporach wynikających ze zniesień.

Trzecim rodzajem stop jest stop w odległości wyliczanej z różnych wzorów. Tu moim ulubionym rodzajem są stopy wynikające ze zmienności. Mają one tą właściwość, że po szybkich i gwałtownych ruchach rynku zostawiają więcej miejsca na ewentualną korektę. Natomiast gdy rynek pogrąża się w stagnacji, zbliżają się bardziej do wykresu. Osobiście polecam Ci dodawać taki stop do budowanego systemu, nawet jako stop dodatkowy. W wielu przypadkach poprawia to skuteczność zarabiania.

To były podstawowe stopy kwotowe.

Teraz jeszcze przedstawię Ci drugi rodzaj działania zleceń stop. Nazwę je n-barowe. Polegają one na tym, że zamyka się transakcję po określonej liczbie słupków. Obojętne, czy będzie to np. 5 dni, czy będzie to 12 słupków minutowych.

Najczęściej używa się ich w sytuacji niezdecydowania rynku, jako stop warunkowy. Kupujesz walor i ustawiasz zwykły stop kwotowy (opisywany wcześniej). Jeżeli zaczniesz zarabiać, podążasz za rynkiem podnosząc ten pierwszy stop. Wtedy stop n-bar jest wyłączany. Może jednak się zdarzyć, że rynek nie może się zdecydować i znajdzie się np. w ciasnej konsolidacji. Wciąż osiągasz tylko lekki zysk lub lekką stratę. Wchodzi wtedy do akcji stop n-bar i zamyka transakcję np. po tygodniu.

Jako ciekawostkę powiem Ci jeszcze, że można zbudować system który zamyka pozycję bezwarunkowo po określonej ilości słupków. Nie patrzy wtedy czy jest zarobek, czy nie. Zamyka np. po 3 godzinach zawsze. Mimo wszystko system taki może zarabiać. Wystarczy określić statystyczny czas trwania trendu. Jednak jest to metoda sprzeczna z zasadą "ucinaj straty i pozwól rosnąć zyskom".


Znasz już podstawowe rodzaje zleceń stop. Pozostaje jeszcze oczywiście kwestia ich skuteczności. Stop ustawiony zbyt blisko będzie wyrzucał Cię z rynku często, powodując małe straty, ale dotkliwe ze względu na ich ilość. Stop ustawiony zbyt daleko zadziała znacznie rzadziej, ale też znacznie mocniej Cię zaboli.
Dlatego właśnie, aby znaleźć tą optymalną metodę i odległość trzeba testować wszystko przed użyciem. Można to zrobić ręcznie z kartką i długopisem, choć bardzo łatwo tu o pomyłki. Najlepiej zrobić to za pomocą komputera.

Gdy już zaprogramujesz swój system, test wykonasz w kilka chwil. I tyle samo zajmie Ci sprawdzenie jaki wpływ mają drobne modyfikacje.

---

Chcesz zbudować własny system inwestycyjny?
Zobacz więcej na http://zobacz.CzarodziejAFL.pl/

Akcje, Kontrakty FW20, DAX, S&P500, Forex.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zobacz jak zbudujesz sobie automatyczny system inwestycyjny z klocków

Zobacz jak zbudujesz sobie automatyczny system inwestycyjny z klocków.

Autorem artykułu jest Rafał Wysocki



System inwestycyjny jest pojęciem szerokim. Wystarczy, że znasz swoje zasady zarządzania kapitałem, zajmowania pozycji i potem zamykania jej. No może nie całkiem. Jeszcze musisz mieć w sobie przekonanie by ten scenariusz realizować. Braku zdecydowania możesz pozbyć się tworząc system automatyczny. I tutaj pojawia się ...

Pojawia się temat programowania. Jeżeli dobrze programujesz w jakimkolwiek języku programowania, poznanie kolejnego - giełdowego - zajmie Ci najwyżej kilka dni.

Co ma jednak zrobić osoba nie związana z programowaniem? W skrajnym przypadku - humanista - który postanowił inwestować na giełdzie i chce robić to z automatem?

Jako informatyk związany od wielu lat z giełdą jestem na 100% pewien - każdego można nauczyć programowania systemów. Może to wymagać cierpliwości, może wymagać wielu tygodni na przyswojenie liniowego sposobu myślenia. Ale się da.

Czy jednak zawsze musi to być skomplikowane?

Otóż wyobraź sobie, że są też narzędzia, w których składasz system inwestycyjny niczym z klocków. Niezbędna jest jedynie podstawowa znajomość język angielskiego. No i oczywiście musisz wiedzieć opisowo jak Twój system ma działać.

W Amibrokerze w najnowszych wersjach pojawiło się narzędzie "AFL Code Wizard", które jest właśnie takim budowniczym. Włączysz je klikając przycisk z różdżką w górnym pasku narzędziowym.

W nim zdefiniujesz kolejno

Otwórz pozycję długą gdy... (Enter Long when...)
Zamknij pozycję długą gdy... (Exit Long when...)
Otwórz pozycję krótką gdy... (Enter Short when...)
Zamknij pozycję krótką gdy... (Exit Short when...)

Aby dodawać warunki wystarczy użyć przycisku [ Add Item ] i wizualnie tworzysz regułę.

Aktualna cena zamknięcia ma być nad średnią prostą z 25 okresów? Wyklikujesz z dostępnych pozycji "Value of", domyślnie proponuje "Value of Close (now) is greater than 10".

W pierwszej części nic nie zmieniasz, bo właśnie cena zamknięcia ma być "większa od". Klikasz tylko na "10" i z proponowanych pozycji wybierasz "MA - Simple Moving Average". Reguła zmienia się na "Value of Close (now) is greater than 15 -bar moving average of Close now". Prawie koniec. Masz już, że cena zamknięcia jest wyższa od 15 okresowej średniej prostej liczonej z cen zamknięcia.

Pozostaje jedynie zmienić 15 okresów na 25. Klikasz na "15-bar moving average" i w dolnej części okna po prawej stronie masz pole do edycji tego parametru. Wpisujesz 25 i gotowe.

Czy już domyślasz się co kliknąć, aby zmienić średnią z cen zamknięcia na średnią z maksimów? Naprawdę warto spróbować tego narzędzia. Nadaje się ono zarówno do prostych, jak i średnio skomplikowanych systemów. Na dodatek możesz się bawić i zmieniać do woli, patrząc jak wyglądają tworzone reguły.

Ale ma jeszcze jedną zaletę

Pod regułą zapisaną słownie, opisowo, cały czas pokazywana jest linijka kodu w języku AFL. Zerkaj sobie na nią za każdym razem jak układasz klocki. Zobaczysz, że ten język programowania nie gryzie, a zapisy są proste i logiczne - zgodne z tym co wyżej wyrażasz słowami. To jest naprawdę bardzo dobry wstęp do opatrzenia się z programowaniem i zrozumienia języka.

Właśnie ta metoda może być początkiem Twojej własnej drogi inwestora systemowego.

---

Chcesz zbudować własny system inwestycyjny?
Zobacz więcej na http://zobacz.CzarodziejAFL.pl/

Akcje, Kontrakty FW20, DAX, S&P500, Forex.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy potrafisz inwestować na giełdzie lepiej od małpy?

Czy potrafisz inwestować na giełdzie lepiej od małpy?

Autorem artykułu jest Rafał Wysocki



Inwestowanie na giełdzie jest sprzeczne z intuicją. Większość jest w błędzie, a zarabia zaledwie co dziesiąty inwestor. Wynika to chociażby z tego, że to, co jest powszechnie uważane za najważniejsze, czyli metoda zajmowania pozycji na rynku, ma tak naprawdę najmniejsze znaczenie. Co ma w takim razie znaczenie?

Już w kilku wersjach przeprowadzano ten eksperyment. W 1988 rzucano lotkami do tarczy aby wybrać akcje do inwestowania (The Wall Street Journal), w 1996 w Polsce akcje losowała żywa małpa (Gazeta Wyborcza). Zawsze tego typu eksperymenty prowadzą do tego samego wniosku. Decyzja o wyborze akcji i momencie zakupu jest najmniej ważna.

Znacznie ważniejsze natomiast są kolejne elementy kompletnej metody inwestycyjnej, czyli metody ochrony kapitału (stop loss), metody ochrony zysku i prawidłowe zarządzanie tzw. wielkością pozycji (czyli ile sztuk można kupić za posiadany kapitał).

Wymienione wyżej eksperymenty miały dla ich wartości poznawczej jedna wadę. Aby je osobiście przetestować, wymagane jest poświęcenie dużej ilości czasu. Jednak wystarczy użyć jakiegokolwiek programu, który jest w stanie przeprowadzić prawidłowy test na danych historycznych.

W momencie kiedy dysponujesz już takim programem (polecam program Amibroker), wystarczy chwila pracy i możesz rozpocząć poszukiwania najlepszej metody zamykania pozycji.

Po pierwsze trzeba wiedzieć jak wygenerować losowe sygnały kupna. Większość języków programowania (również języki giełdowe) ma funkcję Rand (lub jej odmianę) , która generuje liczby losowe z przedziału < 0 ; 1 >. Wystarczy połączyć ją z dodatkowym warunkiem "<" i już masz gotowy sygnał kupna.


Np. 10% szansy na zakup otrzymasz gdy zapiszesz "Jeżeli Rand()<0.1 to wtedy Kup". Pomijam tu zastosowany język programowania. W każdym programie może to wyglądać trochę inaczej. Ważna jest zasada. Taki zapis średnio co 10 słupek da sygnał kupna. Oczywiście możesz łatwo manipulować wartością, aby uzyskać inną częstotliwość.


Kiedy losowe sygnały kupna masz gotowe, możesz przejść do sedna. Opracowujesz zlecenie stop. Osobiście do takiego przypadku polecam stop kroczący, wyliczany na bieżąco ze zmienności. Po prostu od ceny zamknięcia, lub od ceny minimalnej odejmij mnoznik * ATR, gdzie mnożnik zazwyczaj ustala się w granicach < 1 ; 4 > i należy dostosować go do danego rynku.

Jakich należy oczekiwać wyników? Wykonałem test na 3060 próbach. Mnożnik wynosił 3 i zmienność była liczona od 100 do 200 słupków.

Na 3060 testów, tylko 21 zakończyło się stratą. pozostałe dały zysk od kilku/kilkunastu tysięcy złotych do 18 milionów.

Oczywiście do gotowego systemu inwestycyjnego jeszcze trochę brakuje. Nie nastawiaj się raczej na inwestowanie z rzucaniem monety czy rzutki. Tak skonstruowany system zachowuje się niestabilnie, a ostateczny zysk bardzo zależy od szczęścia. Dobra strategia wejścia na rynek pomaga ustabilizować wyniki, jednak sama w sobie niczego nie osiągnie. Gwarancją sukcesu jest dopiero dobre wychodzenie z rynku i zarządzanie wielkością pozycji.

---

Chcesz zbudować własny system inwestycyjny?
Zobacz więcej na http://zobacz.CzarodziejAFL.pl/

Akcje, Kontrakty FW20, DAX, S&P500, Forex.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Lokaty bankowe - jak wybrać najlepszą?

Lokaty bankowe - jak wybrać najlepszą?

Autorem artykułu jest Adrian Matuszczyk



Jak wybrać lokatę bankową? Jeśli szukacie dobrego sposobu ulokowania swoich oszczędności, to z pewnością jedną z najrozważniejszych i odpowiedzialnych decyzji będzie depozyt w banku.

Oczywiście wielkim odkryciem nie będzie stwierdzenie, że lokata lokacie nie jest równa. Którą lokatę więc mamy dla siebie wybrać? Czy lepsze są lokaty bankowe ze stałym czy zmiennym oprocentowaniem? A może lokata z funduszem inwestycyjnym będzie tą najlepszą? W artykule tym podpowiemy Państwu co jest najważniejsze przy wyborze lokaty.

Najważniejszą sprawą jest oczywiście to, żeby nasza lokata była jak najwyżej oprocentowana. To nie ulega wątpliwości. Jednak, tu pojawi się pytanie, czy to jedyna sprawa, na którą mamy zwracać uwagę podczas wyboru banku, w którym chcemy założyć lokatę? Oczywiście, że nie. Na produkty oszczędnościowe trzeba patrzeć z dużo szerszej perspektywy.

Co to jest rentowność przy lokatach? Stopień rentowności lokaty bankowej określa wartość zysku, jakiego inwestor może się spodziewać po zakończonym okresie zapadalności (czyli po prostu po wygaśnięciu lokaty). Wyższa rentowność, gwarantuje wyższe odsetki.

Kiedy więc założyć lokatę ze zmiennymi bądź stałymi odsetkami? Odpowiedź jest prosta. Jeśli oczekujemy podwyżki stóp procentowych, warto zdecydować się na zmienne oprocentowanie, aby zyskać na prawdopodobnych przyszłych wzrostach. W odwrotnej sytuacji zaleca się wybierać depozyty oferujące stałe odsetki, jako swego rodzaju ubezpieczenie przed ewentualnym spadkiem stóp. Jeśli chcemy ryzykować, zakładamy lokatę o zmiennym oprocentowaniu. Jeśli jednak chcemy mieć pewność, że zarobimy mniej, ale pieniądze będą pewne, to lepiej założyć lokatę ze stałym oprocentowaniem. Nigdy nie wiemy czy rynek finansowy legnie w gruzach, czy nagle wszystko skoczy diametralnie do góry, tego nigdy nie możemy być pewni, tak więc jeśli nie chcemy zbytnio ryzykować to lokata stała, stale oprocentowana, będzie idealna dla nas.

Kolejnym czynnikiem, na który na pewno należy zwrócić uwagę jest stopień ryzyka, które będzie towarzyszyło inwestycji. Ryzyko możemy rozpatrywać w różnych wymiarach. Skupmy się jednak na konkretach, a mianowicie na możliwości utraty zainwestowania kapitału. Pod tym względem wszystkie tradycyjne lokaty uchodzą za najbezpieczniejsze sposoby pomnażania naszych oszczędności.

„Zwykła”, tradycyjna lokata także nie jest wolna od ryzyka utraty kapitału, z tym musimy się liczyć, musimy być na to przygotowani. Zawsze może dojść do nieprzewidzianej niewypłacalności danego banku, w którym założyliśmy lokatę. Co wtedy... ? Wszystkie środki danego klienta w banku, który został postawiony w stan likwidacji są w stu procentach chronione przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny, do łącznej wysokości 50 tysięcy euro. Oznacza to, że jeśli mamy w banku odłożone 500 tysięcy złotych, to z BFG dostaniemy z powrotem minimum około 200 tysięcy złotych... Suma niezadowalająca dla wszystkich, ale cóż, musimy liczyć się z tym, że takie ryzyko choć minimalne jednak istnieje.

---

Osoby zainteresowane zainwestowaniem oszczędności w dobre lokaty zapraszam do rankingu najlepsze lokaty bankowe.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Lokata wysoko oprocentowana – zysk na maksa

Lokata wysoko oprocentowana – zysk na maksa

Autorem artykułu jest Marek Brocki



Oprocentowanie lokat terminowych jest bardzo zróżnicowane. By dobrze ulokować oszczędności i zarobić na tym najwięcej, należy wyszukać i wybrać lokatę, najlepiej antybelkową, z najwyższym oprocentowaniem.

Wszyscy chcą zarabiać jak najwięcej, lecz nie zawsze swoje ciężko zarobione pieniądze lokują na wysoko oprocentowanych lokatach. Często osoby przywiązane do „marki” jednego banku, bez różnicy, czy oferuje on oprocentowanie 2,10% czy 4% w stosunku rocznym inwestują jedynie w nim. Tracą na tym dużo, w porównaniu z konkurencyjnymi ofertami. Banki wykorzystują niewiedzę, wybór klienta i same pozyskując pieniądze, które pożyczają na niewielki procent inwestują je przemyślnie, sprzedając chociażby większą liczbę kredytów.

Za każdym razem, gdy zamierzamy ulokować własne oszczędności w banku na lokacie, porównajmy oferty bankowe, zwłaszcza ich oprocentowanie. Można zrobić to korzystając z porównywarki lokat zamieszczonej w ekspozyturze: lokaty. Przeprowadzona symulacja wskaże najbardziej intratne banki, wysoko oprocentowane lokaty, które można założyć również przez Internet.

Obecnie najlepsza lokata daje zarobić 8,50%. W promocji o nazwie „Lokatomania“ Deutsche Bank PBC proponuje, antybelkową 3-miesięczną lokatę o oprocentowaniu 3,44%, co odpowiada oprocentowaniu tradycyjnej lokaty w wysokości 4,25%. Każda osoba, która otworzy bezpłatne konto internetowe dbNET otrzyma premię dodatkową - 3,44%. Łączne oprocentowanie depozytu antybelkowego, wyniesie więc 6,88%, co daje dużo większe zyski niż na zwykłych lokatach, aż 8,50%.

Haczyk banku tkwi w konieczności otwarcia konta dbNET. Umożliwiając inwestorom, solidne zyski, przekraczające inflację, pragnie w ten sposób pozyskać nowych klientów. Coś za coś!

Układ taki jednak się opłaci biorąc pod uwagę, że lokata jest wysoko oprocentowana a internetowe konto dbNET pozbawione jest jakichkolwiek opłat za jego użytkowanie. Za prowadzenie rachunku osobistego i przelewy internetowe nic nie zapłacimy. Bezpłatnie można wypłacać gotówkę ze wszystkich bankomatów.

Warto, więc skorzystać z tej propozycji i złożyć wniosek o otwarcie konta dbNET: konta bankowe.

---

Tanio, bez zaświadczen, przez Internet: Kredyty gotówkowe


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Globalny wirus krachów giełdowych

Globalny wirus krachów giełdowych

Autorem artykułu jest Mariusz Chodzicki



Artykuł ogólnie nawiązuje do mechanizmu zarażania cen aktywów na międzynarodowych rynkach finansowych. Teoria efektu motylich skrzydeł nabiera zupełnie innego znaczenia, niż wynika to z chaosu deterministycznego Edwarda Lorenza.

Muśnięcie skrzydłami „motyla” może być punktem zwrotnym w trendzie i nie koniecznie będzie tym samym, co mówi w swojej krytyce Profesor Richard Eykholt z Uniwersytetu Colorado.

Od dawien dawna gospodarki narodowe w coraz większym stopniu angażują się w międzynarodową wymianę handlową w celu nie tylko podniesienia dobrobytu własnych społeczności, ale również w celu zwiększenia różnorodności produktów i usług na rynku krajowym i zagranicznym. Globalizacja rozpoczęła się w momencie zaistnienia wielkich odkryć geograficznych i związanych z nią kolonizacji ziem podbitych. Po drodze w XIX wieku nastąpiła rewolucja przemysłowa, która wzmocniła trend globalizacyjny, ale II wojna światowa osłabiła jej istotę. Zniszczenia i pożoga powojenna tchnęły nowego ducha w nowy ład gospodarczy, ale świat tym razem podzielił się na różne systemy rządów i strefy wpływów. Niestety głęboką przyczyną każdego z etapów globalizacji zawsze była i jest pewna grupa interesu, która dominowała na przestrzeni wieków. Mowa o kapitalistach i ich kapitale.

Czy to źle, czy dobrze, że kapitaliści mają dominujący wpływ na globalizację? Zdania są podzielone. Jednak przemożny wpływ świata finansów na politykę jest z pewnością złym rozwiązaniem i na pewno nie wyjdzie to na dobre ciężko pracującej ludności, która ma kredyt w banku. Obecnie jesteśmy po kryzysie bankowym z września 2008r. Czy czegoś politycy się nauczyli po bankructwie Lehmann Brothers? Nie, a całą winę bankierów potraktowano, jako wypadek przy pracy. Koszty tego wypadku przerzucono na ludność całego świata w postaci dodatkowej elektronicznej makulatury, która rozpędza bańki spekulacyjne. Nawet bankowcy nie za bardzo się przejmują opinią publiczną i finansowe wsparcia dla banków bankrutów przeznaczają na premie dla swoich pracowników departamentów inwestycyjnych, które najwięcej nabroiły w systemie bankowym. Czy na tym ma polegać pomoc? Raczej jest to nieporozumienie. Tak właśnie kreowany jest rzeczywisty obraz bankowości nie tylko w Anglii, ale i w każdym innym państwie, gdzie dominujący wpływ na politykę ma elita bankierów. Przykład powiązań AIG z Goldman Sachs i personalne układy z Departamentem Skarbu USA dobrze obrazuje problem sieci personalnych wpływów.

Czy to dobrze, czy źle, że na WGPW mamy hossę i zyski z akcji rosną lepiej niż na lokacie? Jedni się cieszą, ale drudzy przestrzegają, że wzrost cen żywności i paliw jest egzogeniczny i nie ma on nic wspólnego ze wzrostem cen w Polsce. Współczesna teoria ekonomii łaskawie oznajmia nam, że cena jest efektem czasowej równowagi popytu i podaży. To oczywiście jest niezaprzeczalna prawda, lecz jest to prawda tylko teoretyczna. Występuje ona tylko w warunkach statycznych dla układu zamkniętego, gdzie istnieje izolowanie tych dwóch parametrów od czynników zewnętrznych. Niestety świat finansów jest układem bardzo dynamicznym i bardzo skomplikowanym. Gdy mamy do czynienia z takim układem to korelacja zmienności pomiędzy indeksem WIG20, a indeksem SP500 sięga nawet poziomu 96%. Oczywiście nie zawsze tak jest, ale sierpień 2010r. jest tego przykładem. Mamy zatem dziwną sytuację, która powoduje, że wycena krajowych aktywów finansowych jest zależna nie od krajowej stopy procentowej, czy krajowej koniunktury gospodarczej, lecz od strategii inwestycyjnej inwestorów z Wall Street. Mało tego, konstrukcja indeksu WIG20 nie ma żadnego związku przyczynowo-skutkowego z konstrukcją indeksu SP500. Owszem oba indeksy opierają się na matematycznym liczeniu kapitalizacji spółek, ale te podobieństwa na tym się kończą. Inna jest kapitalizacja spółek wchodzących w skład SP500, a inna w WIG20. Więc w czym jest problem? Czy takie uzależnienie jest normalne? Może to rodzaj choroby wirusowej, która rozprzestrzenia się za pomocą pieniędzy. Może jest też tak, że polscy inwestorzy, aby przetrwać na WGPW muszą naśladować ruchy innych giełd? Tak, czy siak coś w tym jest, bo patrząc na miesięczne generowane obroty na akcjach WIG20 z podziałem na poszczególne podmioty widać, że są tam angażowane spore ilości gotówki. Problem w tym, które zlecenia decydują o cenie na wykresach i z którego miejsca na planecie Ziemia te pieniądze pochodzą? Kto jest głównym graczem lub graczami na kontraktach na WIG20? Tego typu pytań może być jeszcze więcej. Część odpowiedzi na zadane pytania można znaleźć w raportach WGPW, ale są one na tyle ogólne, że nie mogą stanowić miarodajnej i szczegółowej wiedzy. Formalnie tylko WGPW, KDPW i sami członkowie giełdy mają dostęp do szczegółowej wiedzy na ten temat. Małym inwestorom zawsze wieje wiatr w oczy.

Teraz trochę o pewnym wydarzeniu, które nie do końca da radę wyjaśnić w prosty sposób. Otóż bardzo ciekawym przykładem na zbieżność punktów zwrotnych jest to, co się stało pomiędzy 15 kwietnia, a 6 maja 2010r. na WGPW, giełdach w USA, w Londynie, Madrycie i Paryżu oraz na rynkach walutowych. 16 kwietnia 2010r. Goldman Sachs został pozwany o oszustwo, a akcje tego banku o godzinie 11.00 czasu miejscowego tracą 11%, co znaczy, że w Polsce była godzina 17.00. Sesja na WGPW została już zamknięta. 19 kwietnia WGPW otwiera się na minusie. Indeks WIG20 i kontrakty CFD na DOW JONES mają lukę na otwarciu od ceny zamknięcia z dnia poprzedniego. Niby nic szczególnego, wiadomość skrajnie smutna dla malkontentów rynku i posiadaczy akcji tego banku. Jednak patrząc na wykresy widać zupełnie inny obraz rynku. Na pół godziny przed publikacją SEC (U.S. Securities and Exchange Commission) zaczyna się zmienność na indeksie CFD DOW JONES z poziomu 11096pkt. Dokładnie o godzinie 17.00 czasu polskiego następuje przyśpieszenie korekty spadkowej. Cały zasięg spadku od momentu publikacji do wygaśnięcia zmienności to różnica pomiędzy 11040pkt., a 10914 pkt. To nie dużo, jak na taką informację. Jednak to jest tylko prolog w porównaniu z tym, co się stało później na NYSE i Nasdaq. Dzień wcześniej na WGPW wystąpił lokalny szczyt na WIG20 na poziomie prawie 2600pkt. Potem zaczęła się korekta na polskiej giełdzie do poziomu 2223pkt. Na giełdach w Londynie, Paryżu, Madrycie ceny akcji osiągają swoje lokalne szczyty dokładnie na 15 kwietnia 2010r. Inne giełdy choć nie tak dokładnie też notują swoje maksima w podobnym przedziale czasu. Mijają dni powolnego osłabiania się rynków finansowych i wyciągania pieniążków przez bardzo dużych inwestorów, aż do pamiętnego 6 maja 2010r., kiedy to akcje w USA zaczynają tracić w ciągu kilku godzin prawie 10%. Nigdy do tej pory nie było takiego spadku w tak krótkim czasie. Ponoć winę za to ponosi makler, który pomylił rząd zer w zleceniu.

Robert Gwiazdowski tak pisze o tym wydarzeniu cyt. "Podobno amerykańskim rynkiem zachwiał makler, który zamiast "m" (milion) przycisnął "b" (bilion - czyli po europejsku miliard) i w ten sposób zwiększył transakcję sprzedaży 1.000 razy. To w świetnej kondycji musi być Wall Street skoro jedna transakcja na jednym papierze (choćby nawet o 1000 razy zaniżona) mogła zachwiać całą giełdą, na której inwestują ponoć profesjonaliści pobierający co roku miliardy USD (czyli po amerykańsku "biliony") wynagrodzenia za swoją - jak się wyraził Prezes Goldman Sachs - "boską robotę". Koniec cytatu.

Dlatego w pewnym sensie podzielam opinię R. Gwiazdowskiego i ośmielam się napisać więcej, że wersja o jednym zleceniu jest prawdopodobnie mitem dla gawiedzi. Można również zrozumieć, że "m" to nie "b", bo w szkole uczyli pisać i czytać, ale patrząc realnie to np. na klawiaturze Bloomberg`a, czy EBS (Electronic Broking Services) przyciski są tak pokolorowane, ze nie sposób się pomylić. Zatem, czy to błąd maklera, który chciał przechytrzyć logicznie "myślący binarnie" system i załadował 1 mld akcji na jeden strzał? Jeśli założymy, że 10 spółek ma rzeczywiście łącznie 1 mld akcji to nie będzie to jedno zlecenie tylko zleceń będzie10.

Ale jest jeszcze inny wariant wg Tomasza Symonowicza, który sądzi, że to duża ilość sprzedawanych zleceń na mini indeks SP500 spowodował krach związany z brakiem płynności na sieci giełd. Jak było naprawdę tego tak szybko się nie dowiemy. Zatem, czy istnieje jakaś spółka, która posiada 1 mld akcji? Może i jest, ale chyba są to akcje śmieciowe. Albo rzeczywiście były to zlecenia na mini indeks SP500. Jeśli podzielimy 1 mld przez 500 to otrzymamy 2.000.000 jednostek indeksu SP500, a dzieląc jeszcze przez 10 otrzymujemy 20.000.000 jednostek mini indeksu SP500. To już spora ilość, którą pomnożymy przez 10$ i będziemy mieli raptem 200 mln$. Mam nadzieję, że dobrze to policzyłem, bo wielkość 200 mln $ na giełdzie NYSE to drobna kwota, która podważyła sens istnienia systemu bezpieczeństwa giełdowego.

Ale uwaga sprzedaż takiego indeksu to sprzedaż kontraktu futures, czyli ceny benchmarka wyrażonej w punktach, jakim jest SP500. Wycena instrumentu mini SP500 jest dokonywana na koniec dnia. Jeśli ktoś notorycznie sprzedawał od godz. 12.00 czasu polskiego takie mini SP500 futures na poziomie 1300pkt. to robił to z myślą o zamknięciu sesji na znacznie niższym poziomie. I rzeczywiście zamknięcie było na 1122pkt o 22.00-22.15 czasu polskiego. Jeśli anulowano część zleceń to było to prawdopodobnie dla zakresu od 1060 do 1100pkt. Jako ciekawostkę można uznać, że anulowano tylko te zlecenia w których ceny akcji spadły powyżej 60%. Dlaczego nie powyżej 10%, gdzie następuje zatrzymanie systemu transakcyjnego? Jeśli taka była wersja wydarzeń to w jaki sposób kontrakt futures wpłynął na indeks bazowy? Otóż nie mógł teoretycznie na niego wpłynąć, ale w praktyce wygląda to tak, że ktoś, kto sprzedawał mini SP500 to sprzedawał również akcje i zaraz odkupywał kontrakty futures na sprzedaż mini SP500. Prościej być nie może. Reasumując sprzedano akcje za 200mln$ i kupiono mini SP500 za tą samą kwotę. Cena rozliczenia kontraktu na koniec dnia była zyskiem.

Czy prawdą może być, że winny jest człowiek? Raczej nie, bo przy obecnej technologii HFT (High-frequency trading) nie możliwym jest ręczne sterowanie zleceniami. Czy winny jest komputer? Raczej tak, bo ktoś wysyłał te zlecenia z komputera na sprzedaż od godz. 12.00, a serwer je przyjmował do arkusza zleceń. W takich sytuacjach zawsze trzeba znaleźć kozła ofiarnego, który poniesie konsekwencję za tę korektę, bo to najprostsze rozwiązanie. To, czy kozioł jest winny to inna bajka. Jednak, czy ktoś wie, gdzie ten makler, który zawinił? Czy ktoś zna ten serwer, którego później wymienili na nowszy model? Gdzie może istnieć odpowiedz?! Prawdopodobnie na rynku walutowym.

SEC raczył poinformować, że istnieje możliwość anulowania zleceń giełdowych od godziny 20:40 do 21:00 na giełdach Nasdaq i NYSE, co zresztą zrobił. Jednak, czy dał radę anulować zlecenia na rynku międzybankowym, gdzie handlowano również walutami od godziny 20:05 do 21:00 na głównych parach walutowych? Raczej jest to niewykonalne. Otóż w/w okresy czasu stanowią pewien punkt zaczepienia, jak doszło do „tąpnięcia” cen akcji.

Na rynku międzybankowym od godziny 17.00 do 20.05 na parze walutowej USD/JPY następuje przygotowanie do krachu na rynkach akcji. Cena przebiła opór na 93.28 o godz.17.00 i zaczęła przyśpieszać do 92.00 do godz. 17.51, potem przebito opór na 91.60 o godzinie 20.06. Decydujący atak niedźwiedzi był pomiędzy 20.44, a 20.46. Wtedy cena osiągnęła dno na 87.94. Co jest ciekawe, że pomiędzy godz. 20.06, a 20.21 cena miała prawie ten sam zakres spadku, co pomiędzy godz. 20.44, a 20.46. Rynek akcji bez większych korekt zniżkował już od godz. 20.26, ale decydujący spadek miał miejsce od godz. 20.39 do 20.45

Patrząc na wykresy innych par walutowych sytuacja wygląda następująco.

Dla pary walutowej GBP/JPY przygotowanie do krachu akcji zaczęło się o godz. 16.40 po przebiciu poziomu 140. Dla pary GBP/USD nie widać symptomów gwałtownej zmienności uzasadniającej początek krachu akcji. Na CHF/JPY widać przygotowanie do krachu od godz. 20.05 na poziomie 82.45. Na USD/CHF nie widać symptomów gwałtownej zmienności uzasadniającej początek krachu akcji. Na EUR/JPY jest przygotowanie do krachu dzień wcześniej czyli od 2010-05-05 godz. 14.00 na poziomie 116. Na EUR/USD jest przygotowany krach dwa dni wcześniej czyli od 2010-05-04 godz. 14.00 na poziomie 1.31 Na AUD/JPY widać przygotowanie do krachu od godz. 17.00 na poziomie 83.70. Na CAD/JPY widać przygotowanie do krachu od godz. 17.00 na poziomie 90.00. Na USD/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 12.00 na poziomie 3.0000. Na EUR/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 12.00 na poziomie 3.9500. Na CHF/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 15.00 na poziomie 2.7600. Na GBP/PLN widać przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 13.00 na poziomie 4.5650. Na USD/MXN przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 19.00 na poziomie 12.45 Na USD/ZAR przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 15.00 na poziomie 7.515Na USD/NOK przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 16.00 na poziomie 6.000Na EUR/NOK nie widać symptomów gwałtownej zmienności uzasadniającej początek krachu akcji. Na USD/HUF przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 11.00 na poziomie 207.00Na EUR/HUF przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 13.00 na poziomie 272.50Na USD/SEK przygotowanie do krachu dwa dni wcześniej 2010-05-04 od godz. 15.00 na poziomie 7.35

Wszystkie powyższe poziomy cen i czas ich zaistnienia to poziomy wsparcia lub oporu, które zostały naruszone. Zadziwiające również jest to, że maksymalny szczyt na prawie wszystkich w/w parach walutowych wystąpił dokładnie w tym samym czasie, kiedy zakończył się krach na NYSE i NASDAQ, czyli w przybliżeniu o godzinie 20.45-20.46. Natomiast formowanie się minimum przypada dla większości par na 15 kwietnia 2010r. Wniosek, jaki można napisać brzmi. Nie ma przypadku. Kiedy rynek walutowy przygotowywał się do gwałtownych oscylacji, rynek giełdowy w USA notował kolejne wzrosty. Impuls wyszedł z pary walutowej EUR/USD, co automatycznie przełożyło się na parę USD/JPY, a następnie na wszystkie pary krzyżowe walut głównych związanych z JPY.

Zatem można postawić pytanie. Jaka była pierwotna przyczyna uruchomionej lawiny akcji w USA? Odpowiedz każdy z osobna może znaleźć na wykresach. Wykresy nie kłamią, jeśli umie się je odczytywać. Rynki nie są zawieszone w próżni, a siły jakie działają na poszczególne jego segmenty są jak naciągające się nawzajem sprężyny. Kto bardziej rozciągnie jedną z nich i puści ją bezwładnie ten wygrywa i nie musi kopać się z koniem.

Artykuł miał na celu przybliżenie mechanizmu zmienności, który jest tak skomplikowany, że nawet naukowcy nauk ścisłych mają problemy z rozszyfrowaniem jego natury. Kto stoi za tym mechanizmem? Z pewnością są to inwestorzy, którzy mają dosłownie nieograniczoną pulę pieniędzy, aby nimi żonglować na wszystkich rynkach finansowych świata.

---

http://finansebeztajemnic.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Forex - Struktura funkcjonalna rynku walutowego OTC

Forex - Struktura funkcjonalna rynku walutowego OTC

Autorem artykułu jest Mariusz Chodzicki



Artykuł poświęcony jest strukturze funkcjonalnej rynku walutowego na świecie. Większość inwestorów nie zdaje sobie nawet sprawy w jaki sposób funkcjonuje ten biznes od środka. Struktura podzielona jest na funkcje, które łącznie tworzą cały mechanizm pozyskiwania nowych klientów do domowego handlu walutami.

Rynek walutowy każdemu kojarzy się z miejscem handlu walutami. Aby przekonać się, jak to w rzeczywistości wygląda wystarczy zainstalować na komputerze oprogramowanie jakiejkolwiek dostępnej platformy walutowej. Jednak takie oprogramowanie to tylko końcówka terminala klientowskiego, który łączami teleinformatycznymi połączony jest z serwerem brokera walutowego. Na serwerze spotykają się wszystkie zlecenia klientów w arkusz zleceń. Aby handlować walutą, powyższa wiedza w pełni wystarcza, aby odnosić sukcesy finansowe, bądź stracić wszystkie pieniądze na koncie. Jednak wiedza o strukturze rynku FOREX jest zbyt obszerna, aby ją lekceważyć.

Rynek OTC to sieć brokerów, którzy mają swoje siedziby i oddziały na całym świecie. Specyfiką tej struktury są powiązania partnerskie i handlowe w obrębie wszystkich trzech poziomów. Przedstawione poziomy nie są odizolowanymi od siebie rynkami działającymi samodzielnie. Mało tego, poniższy podział jest ogólny i można go rozszerzyć o inne instytucje finansowe, które uczestniczą w sieci powiązań. Są to min. fundusze inwestycyjne, fundusze hedgingowe, fundusze rządowe, instytucje clearingowe, które rozliczają rynki finansowe, korporacje międzynarodowe, banki detaliczne oraz inwestycyjne. Szacuje się, że na rynkach finansowych funkcjonuje 4351 brokerów z czego 1784 przypada na Europę[1]. Tym, co różnicuje poszczególnych brokerów jest wielkość kapitałów własnych, ilość klientów oraz zasobność ich portfeli. W tym kontekście rynek OTC posiada trzy poziomy:

1. Rynek międzybankowy (Interbank)

2. Rynek brokerów ECN (Electronic communication network)

3. Rynek brokerów MM (Maker Market)

Powyższa struktura rynku OTC byłaby niepełna, gdyby nie fakt, że firmy działające na rynku walutowym różnią się między sobą również zakresem wykonywanych funkcji. Tym razem rynek OTC podzielimy wg funkcji:

1. Agregacji (aggregation)

2. Handlu (trading)

3. Płynności (liquidity)

O ile struktura wielopoziomowa rynku OTC nie budzi większych wątpliwości u traderów o tyle struktura funkcjonalna nie do końca jest zrozumiała, być może nawet i pomijana przez nich. Dlatego przyjrzyjmy się czym są te funkcjonalności.

Ad.1 Agregacja to funkcja pozyskiwania nowych klientów na rynku walutowym. Związane jest to z dość wysokim wskaźnikiem rezygnacji klientów z usług brokerskich w ciągu pierwszego roku. Mówi się, że ta funkcja jest siłą napędową branży. Na rynku występuje wiele firm, które zajmują się tylko i wyłącznie naborem nowych klientów chętnych do rozpoczęcia przygody z rynkiem walutowym. Takie podmioty nazywane są IB (broker wprowadzający) lub White Label. Broker wprowadzający przeważnie jest osobą fizyczną lub osobą prawną. Trudni się amatorsko lub zawodowo handlem na rynku walutowym i dorabia sobie naborem nowych klientów. White Label dotyczy już instytucji finansowych, które mają ugruntowaną pozycję na rynku i generują na rynku walutowym obroty rzędu 1 mld $ USD miesięcznie[2].

Za każdego zwerbowanego klienta firma trudniąca się naborem otrzymuje prowizje sięgające do 50%[3] udziału w przychodach generowanych przez poleconego klienta. Odbiorcami klientów są firmy brokerskie działające w branży.

Następną wersją pośrednictwa w agregacji jest udostępnianie platformy walutowej przez brokera wprowadzającego dla potencjalnych nowych klientów. Jednak logo nazwy firmy brokerskiej jest dominujące i informuje, że usługi brokerskie świadczy dany broker, a nie broker wprowadzający. Otwierane są realne rachunki inwestycyjne dla klientów, a broker wprowadzający dysponuje pieniędzmi klientów na odpowiednich kontach inwestycyjnych zgodnie z regulacjami nadzoru finansowego. Wszystkie zlecenia, jak i płynność przekazywane są do firmy brokerskiej. Jest to o tyle sensowne, że broker wprowadzający nie ponosi ryzyka nierównowagi w karnecie zleceń, wynikającej z agregacji pomiędzy popytem i podażą w zleceniach klientowskich.

Bardziej rozbudowaną formą pośrednictwa z poprzedniej wersji agregacji jest posiadanie przez brokera wprowadzającego własnego logo marki firmy pośredniczącej. Broker wspiera finansowo i technicznie stronę internetową brokera wprowadzającego i nieodpłatnie udostępnia mu platformę walutową w zamian za dokonywane inwestycje marketingowe przyciągające nowych klientów. W dalszym ciągu broker wprowadzający przekazuje wszystkie zlecenia i płynność do brokera[4].

Ad.2 Funkcja handlowa. Firma brokerska udostępniania swoim klientom ofertę z kwotowaniem cen instrumentów finansowych oraz realizuje zlecenia. Z punktu widzenia klienta jest to bardzo prosty mechanizm. Klikamy myszką zlecenie i w ułamku sekundy otwieramy lub zamykamy pozycję. W istocie mechanizm zawierania transakcji jest bardzo skomplikowany. Broker udostępniając klientom swoją ofertę w postaci cen BID i ASK, pokazuje własną cenę kwotowań opracowaną na podstawie kwotowań referencyjnych, która z kolei pochodzi od wiodących dostawców tj. Reuters, EBS, Bloomberg, banki, czy ECN`s. Z punktu widzenia funkcji handlowej nieistotnym jest, czy firma brokerska wykorzystuje dodatkowo pierwszą, czy też trzecią funkcje lub obie jednocześnie.

Ad.3 Funkcja płynności. Rynek OTC jest rynkiem globalnie zdecentralizowanym, który ma też swoje wady. Najistotniejszą z tych wad jest brak płynności w bardzo krótkim czasie na poziomie brokerów ECN i MM. Manifestuje się to wtedy, gdy duża ilość zleceń nie ma możliwości realizacji egzekucji po określonej cenie rynkowej. Wynika to z braku przeciwstawnych zleceń w arkuszu zleceń brokera. Następuje wtedy brak egzekucji zlecenia lub zlecenie realizowane jest po diametralnie innej cenie. Sytuacja taka występuje wtedy, gdy zlecenie ma status egzekucji po cenie rynkowej. Poślizg cen ma miejsce podczas publikacji ważnych danych z gospodarek np. NONFARM PAYROLSS[5].

Brokerzy informują w regulaminach, że mogą zrealizować w jednym zleceniu tylko określony wolumen np. od 5 do 20 mln $ USD. W celu zwiększenia wolumenu przypadającego na jedno zlecenie i zwiększenie płynności w handlu walutami, brokerzy zaczęli łączyć się w tzw. kartele płynności. Są to technologicznie bardzo zaawansowane systemy API spinające arkusze zleceń brokerów biorących udział w kartelu. Umożliwiają one egzekucje zleceń o wartości wolumenu do 100 milionów dla pary do GBP/USD i 200 milionów dla pary EUR/USD w zakresie 4-5 pipsów. Przy mniejszych zleceniach zmniejsza się zakres ceny od 0.5 pipsa dla EUR/USD i 1 pipsa dla GBP/USD[6],[7].

To, czy broker stosuje którąś z powyższych funkcji zależne jest od rozmiarów prowadzonej przez brokera działalności. Istotnym jest również wielkość kapitałów własnych, ilość i aktywność własnych klientów.

Reasumując należy zaznaczyć, że aby rynek walutowy nadal istniał, wszystkie trzy funkcje muszą się uzupełniać. Przyszłość rynku walutowego to nieustająca wiara brokerów w mit o szybkim bogactwie, który ciągle nęci swym blaskiem nowych klientów, którzy gotowi są zaryzykować swoje pieniądze na rynku FOREX.

[1] http://blog.100lar3k.pl/2011/01/ilu-jest-brokerow-forex-na-swiecie.html

[2] http://www.dukascopy.com/swiss/english/ia/WL/

[3] http://www.dukascopy.com/swiss/english/ia/classicIA/

[4] na podstawie http://www.leaprate.com/uploads/LeapRate_Online_Trading_Report_2010_Excerpts.pdf s. 6

[5] http://en.wikipedia.org/wiki/Nonfarm_payrolls

[6] http://www.dukascopy.com/swiss/english/forex/swfx/technology/

[7] http://www.dukascopy.com/swiss/docs/SWFXMarketplace.pdf


---

http://finansebeztajemnic.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Dlaczego analiza fundamentalna jest lepsza od technicznej?

Dlaczego analiza fundamentalna jest lepsza od technicznej?

Autorem artykułu jest Filon



Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego analiza fundamentalna jest znacznie rzadziej wykorzystywaną techniką analizy spółek giełdowych, niż analiza techniczna? Odpowiedź jest bardzo prosta...

Analizę techniczną można przeprowadzić przy użyciu mniejszej ilości danych. Musimy tylko posiadać historyczne notowania cen akcji wybranej firmy. Analiza fundamentalna natomiast, dodatkowo stwarza konieczność posiadania co najmniej kilkunastu raportów finansowych analizowanej spółki.

Pomimo iż sprawozdania finansowe dostępne są dla każdego, to ogrom pracy jaki jest wymagany do przeanalizowania danych, skutecznie odstrasza niemal każdego inwestora. A niepotrzebnie, gdyż zalety jakie oferuje analiza finansowa w całości rekompensują poświęcony czas. Zaprzęgając do pracy analizę fundamentalną otrzymujemy zyski, których inny rodzaj analizy nigdy nie byłaby w stanie nam zagwarantować. Zastanów się tylko ile kojarzysz osobistości, które dorobiły się dzięki analizie fundamentalnej? Wierzę, że nie są Ci obce nazwiska takie jak Warren Buffet czy Donald Trump lub też Polacy jak np. Roman Karkosik lub Leszek Czarnecki.

Wszyscy ci panowie stosują analizę fundamentalną. Wybierają odpowiednią spółkę, która ma szansę rozwijać się w przyszłości, kupują jej akcje, a na koniec po prostu nie sprzedają przez długi czas. Kolejne pytanie brzmi: Ilu znasz stale zarabiających analityków technicznych? Żadnego. W prawdzie było paru, którzy wybili się na pewien okres, ale pod koniec kariery ZAWSZE bankrutowali, ponieważ aby gromadzić pieniądze byli zmuszeni bardzo ryzykować, co zawsze kiedyś się zemści. Oczywiście jeszcze parę lat temu można było używać usprawiedliwień dla niestosowania analizy fundamentalnej, sugerując że nie ma się czasu i wymaganego poziomu umiejętności, gdyż wyznaczenie wszystkich wskaźników we własnym zakresie z pewnością nie było takie proste, a do tego wymagało mnóstwo czasu.

Ale w dzisiejszych czasach, gdy istnieją setki serwisów typu Fundamentalna.net, które liczą wszystkie potrzebne dane bez naszego udziału, generując dla nas - inwestorów już przygotowane wykresy, znika usprawiedliwienie dla ignorowania analizy fundamentalnej. Dlatego nawet jeśli teraz stosujesz wyłącznie typowo techniczne sposoby analizy, być może warto rozważyć czy nie przyłączyć także fundamentalnych.

---

Zobacz blog inwestora, który na przykładzie własnych pieniędzy pokazuje w co inwestować.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Przyszłość dwuzłotówek

Przyszłość dwuzłotówek

Autorem artykułu jest Dawid Pisarski



Czy inwestycja w duwzłotówki na przestrzeni kilku lat może okazać się dobrym wyborem? Co będzie w momencie, gdy Polska wejdzie do strfy euro?

Niestety jak w przypadku większości monet polskich trudno oszacować, jak kształtować się będzie ich cena na przestrzeni kilku czy kilkunastu lat. Wiele osób jest zdania, że wejście Polski w strefę euro zmieni zainteresowania numizmatyczne Polaków i przerzucą się oni na nowe monety o nominale 2… euro. Jednak trzeba pamiętać, że może być dokładnie odwrotnie – nowy pieniądz Euro może wzbudzić tęsknotę za polskimi złotówkami! Ciekawą alternatywą może być też zakup całego zestawu monet (wszystkich dwuzłotówek, które się ukazały).

Kolejnym poważnym argumentem, który przekonuje, że inwestycja w monety dwuzłotowe nie przyniesie zysków jest ich stop: CuAl5Zn5Sn1.

Zabezpieczeniem przed silnym spadkiem cen monet złotych i srebrnych jest ich drogi kruszec. W przypadku dwójek takiego zabezpieczenia nie ma! Jeżeli zainteresowanie numizmatyką spadłoby to posiadacze dwójek zostaliby ze złomem!

Trudno w tym przypadku przewidzieć co będzie dalej… jeżeli ktoś mimo wszystko chciałby zainwestować w GNy to myślę, że powinien wystrzegać się monet drogich (powyżej 50zł) o olbrzymich nakładach (powyżej 500 000szt), gdyż te mają najmniejsze szanse na wzrosty ich cen. Kolejną wskazówką jaką mogę udzielić, to kupowanie monet w stanach menniczych (idealnych, bez żadnych uszkodzeń) oraz tych, które wchodzą w skład jakiejś serii – zwiększa to zainteresowanie. Dodatkową zaletą może być zakup całego woreczka menniczego. Należy pamiętać, że inwestycja w dwójki jest jedną z najbardziej niepewnych!

Dlaczego więc dwuzłotówki mają wielu fanów?

Przede wszystkim dlatego, że początkujący kolekcjonerzy i inwestorzy z niskim kapitałem zaczynają właśnie od GNów! Nie trzeba operować tysiącami, żeby móc w nie zainwestować! W wielu przypadkach wystarczy kilkanaście złotych, by za kilka miesięcy cieszyć się drobnym zyskiem.


Podsumowując:
Monety dwuzłotowe są dobrym rozwiązaniem dla osób z małym kapitałem.

Historia pokazała nam, że przyniosły one nawet spore zyski po kilku latach.

Należy wystrzegać się monet dwuzłotowych o olbrzymich nakładach (powyżej 500 000).

Warto pomyśleć nad zakupem całego woreczka menniczego, zawierającego 50szt monet. W przypadku inwestycji długoterminowej monety dwuzłotowe nie są najpewniejszym rozwiązaniem ze względu na wykonanie z taniego metalu, który w przypadku, gdy wartość numizmatyczna monety będzie bardzo niska nie zabezpieczy nas finansowo oraz niepewność związaną z przyjęciem przez Polskę nowej waluty.

W przypadku inwestycji krótkoterminowej zysk może być niewielki.

Ciekawym rozwiązaniem może być zakup całego woreczka menniczego zawierającego 50 szt. monet.

Dwuzłotówki można polecić kolekcjonerom, gdyż ich liczność powoduje, że zebranie ich wszystkich może być ciekawym wyzwaniem.

---

Kontroluj moje postępy w drodze do miliona:
http://www.milionzlotych.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Polskie dwuzłotówki

Polskie dwuzłotówki

Autorem artykułu jest Dawid Pisarski



Najpopularniejsze monety kolekcjonerskie w Polsce, to bez wątpienia numizmaty, których nominał wynosi dwa złote. Większość osób, określa je jako „dwuzłotówki” oraz „złote monety”.

Należy jednak pamiętać, że ich druga popularna nazwa („złote monety”) odnosi się TYLKO do ich charakterystycznego złotego koloru. Stop, z którego są wybijane to Golden Nordic (GN) – jego skład to: CuAl5Zn5Sn1. Ciekawostką jest także, że sześć pierwszych „dwuzłotówek” została wyprodukowana z miedzioniklu (CuNi) w roku 1995, zaś od roku 1996 wszystkie monety kolekcjonerskie o nominale 2zł aż do dzisiaj są wykonywane ze stopu Golden Nordic.

„Dwuzłotówki” upamiętniają ważne wydarzenia, osobowości czy miejsca. Ukazują się również w seriach np. „Zwierzęta Świata” czy „Zamki i Pałace w Polsce”.

Trudno znaleźć osobę, która nigdy nie widziała chociaż jednej z tych monet a zapewne spora część osób, otrzymała ją jako resztę podczas zakupów. Nie możemy się temu dziwić, gdyż obecne wysokie nakłady powodują, że duża ilość tych monet trafia do obiegu. Dlaczego? Ponieważ nie ma w Polsce 1,5 miliona kolekcjonerów monet, żeby wszystkie dwuzłotówki z danego tematu znalazły się w kolekcjach. Idąc dalej mogę stwierdzić, że nie ma nawet pół miliona aktywnych kolekcjonerów!

Na pewnym forum internetowym toczyła się nawet dyskusja na temat ilości kolekcjonerów w Polsce. Większość osób stwierdziła, że aktywnych kolekcjonerów (tzn. takich, którzy na bieżąco śledzą wszystkie nowinki, mają sporą wiedzę numizmatyczną i systematycznie uzupełniają kolekcje) jest w Polsce kilkadziesiąt tysięcy w tym kilka tysięcy, którzy mogą przeznaczyć większą ilość pieniędzy na uzupełnianie zbiorów.

W takim razie skoro „prawdziwych” kolekcjonerów w Polsce jest tylko kilkadziesiąt tysięcy to co z resztą monet?

Po pierwsze należy zaznaczyć, że nie wszyscy kolekcjonerzy kupują po 1 sztuce i wspomnieć, że są także kolekcjonerzy woreczków menniczych (w jednym woreczku jest 50 sztuk dwójek) czy „parciaków” (w jednym parciaku jest 40szt woreczków, które mają po 50 sztuk monet, co daje nam 2000 numizmatów w parciaku)!

Po za tym wiele dwuzłotówek jest także w rękach przypadkowych osób, którzy otrzymali taką monetę jako resztę i postanowili ją sobie zatrzymać oraz u początkujących kolekcjonerów, którzy nie zaliczają się do grupy „prawdziwych”.

I oczywiście sporą część posiadają inwestorzy.

Monety dwuzłotowe jako inwestycję, wybierają przede wszystkim inwestorzy z niskim kapitałem. Osoby, które chcą ulokować większą ilość pieniędzy w monetach dwuzłotowych, zazwyczaj kupują wspomniane wcześniej woreczki mennicze lub worki parciane.

W większości przypadków o rozpoczęciu przygody z dwójkami decyduje otrzymanie jej w prezencie lub jako reszty w sklepie. Warto sprawdzić wtedy cenę danego numizmatu w Internecie, gdyż często może się okazać, że moneta, którą otrzymaliśmy po cenie nominalnej jest warta dużo więcej. Odkąd w ubiegłym roku otrzymałem jako resztę monetę „Henryk Sienkiewicz” wartą wówczas 90zł, za każdym razem pytam się kasjera czy przypadkiem nie ma jakiejś dwójki. W trzech sklepach dogadałem się także ze sprzedawcami, żeby mi zostawiali wszelkie dwuzłotówki a ja co pewien czas wpadnę i je odbiorę. Co prawda nie trafiła mi się już nigdy moneta warta 90zł, ale gdyby przeliczyć wartość tych wszystkich monet, które otrzymałem przy kasie to zarobiłem kilkaset złotych!

---

Poznaj tajniki inwestowania w monety za free www.e-monety.blogspot.com


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

5 pytań dotyczących inwestowania w monety cz.III

5 pytań dotyczących inwestowania w monety cz.III

Autorem artykułu jest Dawid Pisarski



Artykuł odpowiada na podstawowe pytania dotyczące inwestowania w monety. Dowiesz się m.in. co to jest przedsprzedaż i czy warto kupować monety, gdy ich cena jest w dołku.

Co to jest przedsprzedaż?

Przedsprzedaż jak sama nazwa wskazuje jest sprzedażą przed oficjalnym wprowadzeniem danego numizmatu na rynek kolekcjonerski (datą emisji). Przedsprzedaży dokonują zazwyczaj podmioty, które mają zapewniony odbiór danych monet od mennicy lub banku. Jeżeli mają podpisaną umowę na odbiór np. 1 000 szt., to mogą już wcześniej na swojej stronie internetowej lub serwisie aukcyjnym rozpocząć sprzedaż owych monet.

Czy przedsprzedaż jest bezpieczna?

Jeżeli zachowamy podstawowe środki bezpieczeństwa to owszem. Powinniśmy przede wszystkim sprawdzić profil osoby sprzedającej monety (w przypadku akcji internetowych) i jego wiarygodność. Trudno, żeby osoba prywatna miała dostęp do większej liczy monet przed ich emisją.

Zdarza się, że w przypadku przedsprzedaży kupujemy nie bezpośrednio od osoby, która ma zagwarantowane owe monety lecz od kolejnego pośrednika. Otóż może się tak zdarzyć, że firma np. „NUMISMATOS” (nazwa wymyślona), która ma zagwarantowany odbiór 1 000 monet wystawi je pół roku przed emisją za kwotę 100zł za sztukę. Miesiąc później zainteresowanie ową monetą może się zwiększyć i osoby, które kupiły od firmy NUMISMATOS monety po 100zł, sprzedadzą je za 130zł. Wszystko dotąd wygląda prosto… za kilka miesięcy jak będzie emisja owej monety, firma NUMISMATOS porozsyła swe monety, osobom którzy kupili je za 100zł a oni odeślą dalej tym, którzy zapłacili 130zł. Ich zysk wyniesie 30zł. Co jednak będzie, gdy o monecie zrobi się „głośno” i jej cena w dniu emisji gwałtownie skoczy np. do 300zł? Po firmie należy się spodziewać, że roześle ona swe monety za cenę 100zł… ale czy osoby, które kupiły za 100 a sprzedały za 130 dotrzymają transakcji, skoro teraz ich moneta jest warta 170 złotych więcej? Jak widzimy wszystko różnie może się potoczyć. Dla przykładu powiem, że ponad rok temu na pewnym serwisie aukcyjnym kupiłem 6 złotych monet przed datą ich emisji (monety kupiłem od 3 sprzedawców). Gdy moneta się ukazała i jej cena gwałtownie skoczyła w górę przewyższając kwotę, którą zapłaciłem o kilkaset złotych otrzymałem tylko 3 monety od jednego sprzedawcy. Pozostali dwaj nie przysłali mi moich monet tylko zwrócili pieniądze. Po długiej kłótni jeden z nich w ramach przeprosin przysłał mi w ramach rekompensaty pewną srebrną monetę wartą ok. 70zł.

Jak więc widać… należy być ostrożnym, gdyż sytuacja może być także odwrotna. Możemy kupić monetę kilka miesięcy wcześniej w przedsprzedaży za 400zł a jak zostanie ukazany jej projekt graficzny i zostanie podany nakład – może się okazać, że coś co miało być dobrą inwestycją okaże się klapą i będziemy stratni. Dlatego w wypadku chęci zakupu monet w przedsprzedaży powinniśmy dobrze wszystko przeanalizować.

Kupiłem monetę za 400zł, dziś kosztuje 350. Sprzedać, czy czekać na wzrosty?

Niestety nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Może się okazać, ze ta moneta, na której Pan stracił wkrótce się odbije ale może minąć wiele lat a jej cena będzie jeszcze niższa. Gdzie jest możliwość zdobycia dużych pieniędzy tam w grę wchodzi ryzyko. Decyzja należy do Pana. Inwestowanie w monety jak widać nie jest formą bez ryzyka.

Czy warto kupować daną monetę, jak jej cena zaczyna rosnąć?

Rynek numizmatyczny jest coraz bardziej popularny i ulega dużym spekulacją. Najszybciej rosną ceny tych monet, na które jest największy popyt. Jednak nie wiadomo jak długo będą rosły. Może się okazać, że tendencja niebawem się zmieni. Może być to skutkiem chęci szybkiej realizacji zysków.

Czy warto kupować monetę, kiedy jej cena jest w dołku?

Wiele osób twierdzi, że właśnie wtedy powinniśmy kupować monety kolekcjonerskie – kiedy ich cena jest najniższa. „Gdy wszyscy sprzedają ty kupuj, gdy wszyscy kupują ty sprzedawaj” – nie da się ukryć, że to zdanie może mieć w wielu przypadkach rację. Warto wcześniej przeanalizować jak kształtowała się cena danej monety na przestrzeni kilku lat. Jeżeli zaobserwowaliśmy tendencję wzrostową to zapewne warto zaryzykować. Jeżeli zaś, cena monety nie zmieniała się lub systematycznie spadała – jest to zapewne oznaka słabego zainteresowania i tutaj ryzyko inwestycji jest większe.

---

Kontroluj moje postępy w drodze do miliona:
http://www.milionzlotych.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy zegarki mogą być dobrą inwestycją?

Czy zegarki mogą być dobrą inwestycją?

Autorem artykułu jest papaj



W czasach, w których każdy posiada przynajmniej jeden telefon komórkowy, zegarek przestaje być jedynym urządzeniem, na którym można sprawdzić aktualną godzinę. Okazuje się jednak, że nie znika z naszych rąk. Po prostu zmienia swoją funkcję.

Czym jest dla nas teraz zegarek? Dla niektórych jest sposobem na pokazanie swojego statusu, albo tego, że są modni, inni traktują go jak biżuterię, a dla jeszcze innych jest inwestycją. Jak to możliwe? Czy zegarki mogą tak samo jak mieszkania lub dzieła sztuki przybierać na wartości? Okazuje się, że tak. Oczywiście chodzi o bardzo wyjątkowe zegarki, które kosztują czasami nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kolekcjonować można zarówno zegarki męskie, jak i zegarki damskie.

Najbardziej pożądanymi zegarkami, przez każdego kolekcjonera są specjalne i limitowane edycje. Firmy produkujące zegarki najczęściej tworzą takie modele na okrągłe rocznice swojego istnienia, a także często ze względu na obchody rocznicy jakiegoś ważnego wydarzenia. Tak było na przykład ostatnio przy okazji obchodów 40 rocznicy wylądowania człowieka na księżycu. Z tej okazji firma Omega wypuściła specjalną limitowaną edycję zegarków Speedmaster, które towarzyszyły pierwszym kosmonautom.

Najbardziej poszukiwane i zarazem najdroższe są zegarki, których produkuje się najmniej. Limitowane edycje znanych marek, których nakład to kilkadziesiąt lub kilkaset sztuk są najbardziej poszukiwanymi przez kolekcjonerów egzemplarzami. Za kilka lat ceny tych zegarków mogą się nawet podwoić. Właśnie dzięki temu takie zegarki są doskonałą inwestycją, którą od czasu do czasu można się pochwalić idąc na wystawne przyjęcie. Najlepiej jednak bardzo na nie uważać, ponieważ uszkodzenie takiego wyjątkowego zegarku to naprawdę ogromna strata. Dlatego też bardzo rzadko zdarza się, żeby ktoś nosił takie zegarki na co dzień.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

5 pytań dotyczących inwestowania w monety cz.II

5 pytań dotyczących inwestowania w monety cz.II

Autorem artykułu jest Dawid Pisarski



Artykuł odpowiada na podstawowe pytania dotyczące inwestowania w monety. Dowiesz się m.in. jaka była pierwsza moneta kolekcjonerska w Polsce, czy warto kupić katalog monet i czy powninno się płacić podatki.

Jaka była pierwsza moneta kolekcjonerska w Polsce?

Pierwszą monetą kolekcjonerską wybitą w Polsce jest srebrna 100-stuzłotówka z Mieszkiem i Dąbrówką – wybita w 1966 roku w nakładzie 198 000 sztuk.

Czy musimy płacić podatek od zysków związanych z numizmatyką?

Musimy mieć tą swiadomość, ze inwestowanie w monety wiąże się także z podatkami. Zgodnie z obowiązującym prawem w Polsce każda transakcja na kwotę większą niż 1000 złotych musi być opodatkowana w wysokości 2 %. Obecnie pracownicy Urzędu Skarbowego nie monitorują dokładnie aukcji internetowych, jednak coraz częściej słyszymy i czytamy o zmianie tego stanu rzeczy. Wielu sprzedających zaznacza, że ewentualny podatek płaci kupujący – umywając sobie tym samym ręce od odpowiedzialności. W praktyce nie spotkałem się jeszcze z osobami, które płaciłyby podatek PCC. W przypadku zakupu w sklepie numizmatycznym – problem ten dla kupującego zanika.

Jeśli chodzi o podatek od zysków to wynosi on 19%. Zysk jak wiadomo jest różnicą ceny za jaką sprzedaliśmy numizmat od ceny, za jaką go nabyliśmy. Zgodnie jednak z polskim prawem posiadając przedmiot co najmniej pół roku (np. monetę) nie mamy obowiązku płacić i tego podatku. Należy jednak pamiętać, że w razie kontroli musimy udowodnić, że dany przedmiot należał do nas przez ostatnie sześć miesięcy. Można tutaj zauważyć, że mimo różnych zawiłości podatkowych inwestowanie w monety jest i tak korzystniejsze (pod względem podatkowym) od korzystania z lokat bankowych. Dlaczego? Otóż w wypadku numizmatyki oba podatki można ominąć, zaś od zysków na lokatach płacimy tzw. „podatek Belki” w wysokości 19%.

Czy wzrost cen złota przekłada się na wzrost cen złotych monet?

Mimo, że może się to wydawać logicznym związkiem przyczynowo-skutkowym to jednak nie występują w tym wypadku aż tak mocne zależności. Cena złota przekłada się bezpośrednio na cenę monet lokacyjnych wybitych w złocie o najwyższej próbie (monety bulionowe). Narodowy Bank Polski (o czym już pisałem wcześniej) emituje złote monety kolekcjonerskie o nazwie „Orzeł Bielik”, których cena sprzedaży uzależniona jest od kursów cen złota na giełdach. Na wolnym rynku „Bieliki” osiągają zazwyczaj wyższe nakłady, gdyż dla wielu osób maja wartość numizmatyczną i niskie nakłady. Jeśli chodzi o pozostałe monety to trudno zaobserwować jakąś mocną zależność ale należy się spodziewać, że jeżeli cena złota nadal będzie rosnąć – przełoży się to korzystnie na rynek złotych monet numizmatycznych.

Nie należy także zapominać, że boom na inwestowanie w złoto sprawia, że wiele osób rozważa zakup złotych monet kolekcjonerskich – rośnie więc popyt – a zgodnie z prawem rynku większy popyt jest oznaką zainteresowania i bezpośrednio przekłada się na ceny numizmatów.

Czy warto kupić katalog monet?

Uważam, że dzięki posiadaniu katalogu mamy możliwość zapoznać się z numizmatami, które zostały wybite. Poznać ich parametry (nakład, cenę emisyjną, stop czy zobaczyć na zdjęciu jak ona wygląda). Pozwala nam to na lepsze poznanie rynku numizmatycznego oraz ułatwia ich zbieranie. Jeśli chodzi o prognozy dotycząc cen numizmatów – można się często z nimi nie zgodzić. Jednak należy pamiętać, że w wielu przypadkach się sprawdzają. Myślę jednak, że w dobie Internetu, katalogi, do których się przyzwyczailiśmy mają coraz mniej szans na istnienie. Obecnie większość informacji uzyskujemy z Internetu, gdzie możemy je zdobyć za darmo lub niewielką opłatą – dlatego także i w tym wypadku liczy się innowacyjność.

Co chwilę powstają serwisy internetowe, gdzie możemy sprawdzić wszystkie interesujące nas rzeczy, prześledzić aktualne ceny monet itp. Warto się więc zastanowić, czy zamiast kupować katalog nie lepiej zainwestować pieniędzy w zakup jakiegoś ciekawego numizmatu czy odłożenia ich na swój pierwszy milion.

Często spotykam na forach internetowych informacje, że cena danej monety niedługo podskoczy. Ostatnio przeczytałem, że moneta o nominale 2 euro z roku 2004 „75 lecie założenia Watykanu” zdrożeje o kilkaset złotych? Czy takie informacje są prawdziwe? Czy warto zainwestować w tą monetę?

Poruszył Pan ważną sprawę. Otóż nie można przewidzieć jak ukształtuje się cena monety w najbliższym czasie. Posty o takich treściach piszą zazwyczaj tzw. „naganiacze”. Kupują oni np. kilka sztuk takich samych monet i zakładają wątki/tematy o akurat tych monetach. Często na początku padają pytania typu: „Co sądzicie o monecie xxxx?”, „Czy monetka xxxx ma szanse zdrożeć?”, „Chciałbym zainwestować w monetkę xxxx, co możecie mi o niej napisać?” a później przytaczają argumenty świadczące o „niezwykłości” danej monety, która spowoduje wzrost jej ceny. Robią to celowo, by zwiększyć zainteresowanie danymi numizmatami, co może się przełożyć na lekki wzrost ich cen. Należy im stanowczo powiedzieć: NIE! Jeśli chodzi o wzrost ceny tej „dwueurówki” to nie chcę spekulować. Monety euro wśród polskich kolekcjonerów są coraz bardziej popularne. Jeśli chodzi o te, których nakład nie przekracza 100 000 można zastanowić się nad zainwestowaniem w chociaż kilka numizmatów.

---

Kontroluj moje postępy w drodze do miliona:
http://www.milionzlotych.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Lokaty bankowe zagrożone poziomem inflacji

Lokaty bankowe zagrożone poziomem inflacji.

Autorem artykułu jest Robert Malanowski



Poziom inflacji w listopadzie wzrósł do prawie 3% co spowodowało, że realne zyski z lokat założonych przed rokiem mocno spadły. Dość powiedzieć, iż tylko w dwóch instytucjach finansowych realny zysk z zeszłorocznej lokaty przekroczy 2% (jeszcze pare miesięcy temu takich instytucji było blisko 20).

Jeżeli tempo wzrostu poziomu inflacji utrzyma się na dotychczasowym poziomie możliwa stanie się sytuacja, w której zakładanie lokat bankowych nie pozwoli nie tylko na osiągnięcie kilkuprocentowych zysków, ale nawet na ochronę wartości własnego kapitału.

Kiedy Główny Urząd Statystyczny opublikował wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w ujęciu rok do roku na poziomie 2,9% okazało się, że średnia realna stopa zwrotu z rocznych lokat wynosi 1,08%. Jeszcze trzy miesiące temu wynosiła ona około 2,24% w skali roku. Jedną z przyczyn takiej sytuacji jest oczywiście systematyczne obniżanie oprocentowania depozytów przez polskie banki, które nieustannie czekają na przewidywaną decyzję Rady Polityki Pieniężnej dotyczącą podwyżki stóp procentowych. Nie jest to jednak przyczyna najistotniejsza ponieważ głównym czynnikiem tak znacznego obniżenia rentowności lokat jest skokowy wzrost poziomu inflacji w przeciągu dwóch ostatnich miesięcy.

Spadająca od kilku miesięcy realna zyskowność lokat rocznych nie oznacza wbrew pozorom, że październik był całkowicie nieudany dla wszystkich, którzy założyli lokaty w poprzednim roku. Co prawda w październiku ubiegłego roku klienci mogli liczyć na prawie dwukrotnie wyższy zysk, ale była to sytuacja nadzwyczajna, spowodowana pogłębiającym się kryzysem finansowym i wojną banków o przyjęcie z rynku jak największej ilości kapitału. W porównaniu z lokatami zakończonymi w październiku 2007 i 2008 r. poprzedni miesiąc nadal prezentuje się dosyć atrakcyjnie, gdyż w tamtym okresie najlepsze lokaty dały zarobić tylko ok. 0,35 proc., a wiele z nich przyniosła nawet realną stratę.

---

Wszystkich zainteresowanych zapraszam na aktualne porównanie lokat.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl