piątek, 24 grudnia 2010

Kolejna fala bessy już jest! Ma ostry wzrok.

Kolejna fala bessy już jest! Ma ostry wzrok.


Autorem artykułu jest Dariusz Bartłomiejczak




Okazuje się, że sterowanie większościa giełd na świecie jest banalnie proste. Wystarczy na siłe pchać w górę rynek amerykański aby reszta świata......

Okazuje się, że sterowanie większością giełd na świecie jest banalnie proste. Wystarczy na siłę pchać w górę rynek amerykański aby reszta świata wpatrzona w niego jak w świętość, również kopiowała to na swoim podwórku. Fakt, że nowe szczyty na indeksach za oceanem jak na obecną chwilę nie dały rady wyciągnąć większości innych giełd na swoje szczyty to tylko zasługa i utwierdzenie w tym, iż wąska grupa "wielkich inwestorów" wie co w trawie piszczy. A ryzyko takiego postępowania? Żadne. W końcu w USA kupują akcje za dolary a nie za euro(niewątpliwie sprawa walut ma tez ogromne znaczenie, a co to może sugerować? Myślę, że jest to temat na oddzielny artykuł).
Drugą prawdą jest fakt, iż każdy wzrost jest tłumaczony poprawą sytuacji gospodarczej, która nie koniecznie kwitnie a co najwyżej wygląda trochę lepiej niż kilkanaście miesięcy prędzej. Jakimś dziwnym trafem, tylko sporadycznie ktoś jest w stanie zauważyć zagrożenia i wypowiedzieć się o nich publicznie, jednak nawet wówczas szybko dochodzi do "zakłóceń w eterze" i nikt już nie mówi o tym poważnie. Po co to wszystko się dzieje?


Być może odpowiedź znajdziemy na rynku, który uchodzi za najlepiej rozwijający się na świecie? Rynek chiński, bo o nim mam zamiar napisać, zdaje się być rynkiem idealnym, a zagrożenia takie jak chociażby rozdmuchany chyba jeszcze bardziej niż dwa lata temu w USA spekulacyjny balon rynku nieruchomości, czy wielkie poluźnienie polityki kredytowej tamtejszych banków, zdają się nie mieć w ogóle miejsca. W każdym bądź razie o tych jak i kilku innych problemach nie mówi się głośno ba, prawie wcale. Czyżby po to aby nie przestraszyć drobnych inwestorów całego świata i ponownie sprowadzić "te kurczaczki" do lisiej nory, gdzie staną się daniem głównym? Myślę, że na to jak i na inne podobne pytania, odpowiedź możemy znaleźć na wykresie Hang Seng czyli indeksie giełdowym rynku chińskiego. Rozpocznę najpierw od wykresu w skali tygodniowej.


hstygodniowy


Mimo, że zacznę od Elliotta, to nie omieszkam przedstawić sporego kalibru argumentów czysto z analizy technicznej.
Na wykresie wydać bardzo dokładnie, że fala bessy 2007-2009 przybrała postać "piątki"(wcale nie jest to odosobniony przypadek). Spełnione są wszystkie warunki dotyczące impulsu(zmienność korekt, trzeci fala itd). Jak dobrze wiadomo z teorii Elliotta, ruch pięciofalowy nigdy nie kończy korekty a to oznacza, że prędzej czy później, po odreagowaniu wzrostowym, musi przyjść kolejna fala spadkowa. Z tej zaznaczonej na wykresie "piątki" spadkowej można było wyczytać informację, iż z dużym prawdopodobieństwem, następujące po niej odreagowanie czyli korekta, będzie sporych rozmiarów. Dlaczego? Można powiedzieć, iż piata fala była jakby załamana a to zawsze oznacza silną korektę.
Zatem w marcu rynek osiągnął ostateczny dołek z którego nastąpiła korekta a-b-c. Wiele wskazuje na to, że czas korekty minął i obecnie znajdujemy się już w kolejnym impulsie spadkowym. Co ma wpływ na powyższe stwierdzenie? Aby dać odpowiedź na to pytanie posłużę się już wykresem dziennym.


Już na pierwszy rzut oka widać, że ostatnie 8 miesięcy "rysuje" wzór formacji szczytowej jaką niewątpliwie jest formacja cenowa RGR. Od końca lipca 2009 do pierwszych dni września 2009 zostało utworzone lewe ramię. Kolejne pięć miesięcy, zakończone na początku lutego 2010, przyniosło w efekcie "głowę" a od lutego do dnia dzisiejszego tworzy się prawe ramię. Dodatkowo, pierwsza część prawego ramienia przybrała formę kolejne formacji, a mianowicie klina wzrostowego co może tylko utwierdzać, że dojdzie co najmniej do próby ukształtowania pełnej formacji RGR z linią szyi na poziomie ok 19500.
Oczywiście o formacji można mówić dopiero wówczas gdy zostanie przebita linia szyi jednak wygląd wykresu wskazuje właśnie na taki scenariusz. Jak wiadomo na giełdzie najważniejszymi informacjami są: cena i obrót. Jeśli chodzi o "cenę" Hang Seng to powyższy opis jest już wystarczający, a co na to "mówi" obrót?


Na przestrzeni dotychczasowo ukształtowanej znacznej części formacji obrót układa się wręcz podręcznikowo. Prawe ramię największy, głowa już trochę mniejszy i lewe ramię a właściwie jego część tworzy się przy najmniejszym obrocie.


Jeśli dojdzie do realizacji takiego scenariusza, a uważam że jest on wielce ale to naprawdę bardzo prawdopodobny(na giełdzie nie ma nic pewnego), to minimalny zasięg wynikający z RGR to poziom ok. 15500 czyli poziom lokalnego szczytu umiejscowionego między dołkami z października 2008 i marca 2009. Od dzisiejszego poziomu było by to ok. 30% i myślę, że wytworzona dzięki takim spadkom panika nie koniecznie będzie w stanie ostatecznie zatrzymać się na tych poziomach.
No cóż, na podstawie tego co powyżej napisałem można założyć, iż w listopadzie 2009, na rynku chińskim zakończyła się korekta. Od tego momentu mamy do czynienia(w każdym bądź razie wiele na to wskazuje) z rozpoczynającą się kolejną falą bessy.
Jak zapewne wszyscy wiedzą, giełda wyprzedza gospodarkę o kilka miesięcy. Nie wnikając co może być "zapalnikiem" dla przyspieszenia spadków na Hang Seng, jedno jest pewne, taki scenariusz nie może nie odbić się na innych rynkach i to nie tylko akcji. Powiedziałbym, że kto wie czy nie bardziej na rynkach towarowych. W końcu Chiny są kołem zamachowym popytu na surowce i inne towary.
Odwrót od spekulacyjnych(inaczej tego nie można określić) wzrostów cen na rynkach towarowych da dopiero okazję do powiedzenia głośno tego o czym dzisiaj nie mówią analitycy choć powinni. Skoro indeks BDI, obrazujący ceny transportu morskiego za pomocą którego towary i surowce są rozwożone po całym świecie jest w trendzie spadkowym, skoro rosną zapasy surowców, skoro popyt na surowce spada a już na pewno nie rośnie, no i skoro ostatnio nawet dolar się umacnia to dlaczego rosną ceny ropy, miedzi itd.?



---

Dariusz Bartłomiejczak
www.profesjonalnyinwestor.blogspot.com
darbart@op.pl



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Pożyczka jako lokata "nieterminowa"

Pożyczka jako lokata "nieterminowa"


Autorem artykułu jest Robert Grabowski




Inwestycja w udzielenie pożyczki może być bardzo dobrą lokatą oszczędności. Pod warunkiem że udzielimy jej właściwej osobie i jesteśmy przygotowani na to, że kapitał wraz z odsetkami otrzymamy później niż ustaliliśmy w umowie pożyczki.

Inwestycja w udzielenie pożyczki prywatnej może okazać się strzałem w przysłowiową dziesiątkę a jej opłacalności nie dorówna żadna lokata terminowa, inwestycja w obligacje, fundusz inwestycyjny, złoto i co tam jeszcze. Niejeden prywatny pożyczkobiorca w potrzebie zgodzi się na ustalenie w umowie pożyczki odsetek maksymalnych w rozumieniu kodeksu cywilnego więc czterokrotnie wyższe od obowiązującej kredytu lombardowego Narodowego Banku Polskiego. W dniu pisania niniejszego artykułu stopa ta wynosi 5%. Czyli, wysokość odsetek maksymalnych to 20%. Zgodzi się gdyż koszt takiej pożyczki i tak będzie niższy od kredytu bankowego, bo pożyczka potrzebna jest mu natychmiast a formalności w banku trwają jak i nieraz dlatego, że nie posiada wystarczającej w oczach banku zdolności kredytowej.


Na udzieleniu pożyczki tak oprocentowanej można więc przyzwoicie zarobić bez obawy o to, ze inflacja pochłonie zysk z odsetek jak to bywa na lokacie w banku. Oczywiście pożyczka obarczona jest większym ryzykiem niż lokata bankowa a to z racji tego że nigdy nie mamy pewności tego że zainwestowane pieniądze odzyskamy. Oczywiście poza przypadkami gdy należycie pożyczkę zabezpieczymy poprzez zastaw na rzeczach ruchomych albo jeszcze lepiej - poprzez ustanowienie hipoteki na nieruchomości pożyczkobiorcy. Jednak wiele pożyczek prywatnych udzielanych jest bez żadnego zabezpieczenia.


Załóżmy jednak, że prędzej czy później pieniądze odzyskamy. Problem jednak w tym, że może to być nie tak szybko jak zastrzegliśmy to w umowie pożyczki i planując inwestycję w postaci pożyczki powinniśmy to brać pod uwagę i zastanowić się nad tym, czy opóźnienie w spłacie albo egzekucji pożyczki nie wpłynie negatywnie na nasz budżet, realizację naszych planów a nawet czy nie spowoduje że sami staniemy się dłużnikiem nie mogąc regulować naszych własnych zobowiązań finansowych.


W tym ostatnim przypadku może okazać się że w końcu chociaż odzyskaliśmy pożyczkę wraz z należnymi odsetkami, to koszty związane z nieuregulowaniem na czas naszych własnych zobowiązań są wyższe od zysku z pożyczki i w ostatecznym rozrachunku ponieśliśmy stratę. Np. dlatego, że nasi wierzyciele skierowali sprawy do sądu o zapłatę przeciwko nam, albo dlatego że sami w końcu musieliśmy wziąć kredyt czy pożyczkę w banku.


Jak długo po terminie określonym w umowie pożyczki może przyjść nam czekać na zwrot pieniędzy? A choćby rok albo jeszcze dłużej, np. dwa lata. Ten dodatkowy czas wiąże się z przede wszystkim wydłużaniem przez dłużnika czasu jaki mija pomiędzy terminem zwrotu pożyczki a skierowaniem sprawy do sądu, wiąże się z przeciąganiem przez dłużnika postępowania sądowego oraz dodatkowo ewentualnie z postępowaniem egzekucyjnym prowadzonym przez komornika sądowego. Wszystkie wyżej wymienione etapy łącznie mogą potrwać choćby kilka lat.


Ta zwłoka nie musi być sama w sobie zła, jeśli pieniądze zainwestowane w pożyczkę nie są nam pilnie potrzebne. Jeżeli w umowie pożyczki zastrzegliśmy odsetki umowne (i to nawet maksymalne), to po terminie na jaki umowa pożyczki została zawarta odsetki te w dalszym ciągu obowiązują, już jako odsetki za zwłokę. Czasem więc to czekanie zostaje sowicie wynagrodzone.


---

Pożyczka jako lokata "nieterminowa"



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

W co warto inwestować w 2010 roku?

W co warto inwestować w 2010 roku?


Autorem artykułu jest Piotr Goliszewski




Czym kierować się przy budowaniu portfela inwestycyjnego w roku 2010? Jakich błędów unikać? Na jakie instrumenty finansowe zwróćić szczególną uwagę? Na czym można zarobić inwestując swoje nadwyżki finansowe w bieżącym okresie?
Artykuł jest próbą odpowiedzi na tak postawione pytania.


W co warto inwestować w 2010 roku?


21-01-2010


No i mamy rok 2010. A wraz z nim - jak co roku - pojawia się pytanie - jaki ten rok będzie dla inwestorów, którzy myślą o ulokowaniu swoich nadwyżek finansowych bezpośrednio na giełdzie czy to w inne instrumenty, które w nadchodzącym roku powinny przynieść zyski. Jak zawsze postaram się odpowiedzieć na te pytania prostym i jasnym językiem. Żywię głęboką nadzieję, że Ci którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z instrumentami finansowymi znajdą w poniższym artykule odpowiedzi na podstawowe nurtujące ich pytania; ci zaś bardziej doświadczeni wybaczą mi poruszanie tematów często prostych i już im znanych. Mam nadzieję, że dzięki sprawdzeniu się moich prognoz z podobnego artykułu w roku ubiegłym, niniejsza publikacja okaże się interesująca i przydatna.


Zanim jednak skupię się na analizie perspektyw inwestycyjnych w roku 2010 cofnijmy się odrobinę w czasie i wróćmy do roku 2009. Roku - pomimo wciąż niejasnych informacji z rynków finansowych - dobrego dla zdecydowanej większości inwestorów. Niestety mało się o tym mówi w mediach - pamiętamy z jaką „pasją" wielu dziennikarzy opowiadało o kryzysie finansowym - ale rok 2009 przyniósł inwestorom stopy zwrotu bardzo często sięgające poziomu 50%, a nierzadko z funduszy inwestycyjnych dostępnych na polskim rynku można było osiągnąć zysk przekraczający 100%.


100% w jeden rok - chyba każdy byłby z takiego wyniku zadowolony. Niestety po roku 2007 i 2008 wielu inwestorów wolało okres ten przeczekać a swoje wolne nadwyżki finansowe do dziś trzymają na lokatach bankowych gdzie realny zysk odliczając podatek Belki oraz inflację rzadko kiedy przekracza 3%.


Analizować roku 2009 nie będę - takich analiz nie brakuje. Skupmy się więc na roku 2010.


Fundusze Inwestycyjne.


Dzięki zaraportowaniu dobrych wyników z roku 2009 rok 2010 powinien być drugim z rzędu dobrym dla Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych. Dobre wyniki z roku poprzedniego z pewnością przekonają wielu inwestorów, że inwestycja w fundusze inwestycyjne jest wciąż atrakcyjną formą lokowania swoich nadwyżek finansowych. Najtrudniej będzie oczywiście przekonać tych, którzy inwestycje w fundusze rozpoczęli na szczycie hossy w roku 2007, a którzy do dziś pomimo dobrych kilkunastu minionych miesięcy nadal nie odrobili strat sprzed ponad roku.


Wybierając ten sposób lokowania wolnych środków musimy zwrócić uwagę na kilka ważnych kwestii. Podstawowym błędem początkującego inwestora jest zwracanie uwagi jedynie na wyniki historyczne funduszu. Większość takich inwestorów do dziś opłakuje straty z roku 2008, którzy zachęceni poradami znajomych ulokowali znaczne części swoich oszczędności na giełdzie w czasie kiedy Ci bardziej doświadczeni już z niej uciekali.


Na co więc zwracać uwagę? Pamiętajmy, że funduszem inwestycyjnym poza małymi wyjątkami zarządzają ludzie. Wybierając fundusz zwróćmy uwagę kto nim zarządza, jakimi dana osoba może pochwalić się sukcesami i czy w ostatnim czasie nie nastąpiła znacząca zmiana w składzie personalnym wśród zarządzających wybranego przez nas funduszu. Jeśli nasz zarządzający w przeszłości może pochwalić się historycznymi wynikami wyższymi niż konkurencja to dobry znak.


Nie możemy również pominąć dwóch bardzo ważnych wskaźników: Wskaźnika Sharp'a, który w uproszczeniu mierzy poziom zysku funduszu w stosunku do poziomu ryzyka) oraz tak zwanego odchylenia standardowego, który to z kolei pokazuje jakiej zmienności można oczekiwać. Jeśli przy wyborze odpowiedniego funduszu korzystamy z porady doradcy finansowego zapytajmy go o oba te wskaźniki. Jeśli będzie miał problemy z odpowiedzią zastanówmy się czy na pewno chcemy korzystać z jego usług.


Nie bez znaczenia jest również wielkość funduszu w który planujemy zainwestować swoje wolne środki. I tu paradoksalnie wbrew przekonaniu im fundusz mniejszy, tym bezpieczniejszy. Omówię to na dobrze znanym przykładzie. Wyobraźmy sobie, że na targu mamy do wyboru dwa stoiska z jabłkami. Na jednym i drugim jabłka wyglądają bardzo podobnie a ich cena niczym się różni. Jedyna różnica polega na tym, że jeden sprzedawca ma tych jabłek tylko 10 kilo, drugi 100. Skoro jabłka niczym się nie różnią, który ze sprzedawców wcześniej pozbędzie się towaru? Odpowiedź jest prosta. Podobnie jest z funduszem inwestycyjnym. Jeśli porównamy z sobą dwa fundusze - ten z kapitałem 10 milionów i ten z kapitałem 100 milionów, któremu z nich łatwiej będzie pozbyć się niechcianych akcji czy innych walorów w przypadku nagłego załamania na giełdzie? Oczywiście temu mniejszemu. Ten drugi długo będzie musiał szukał kupców, szczególnie w okresie kiedy wszyscy wolą sprzedawać niż kupować. Oczywiście w znaczący sposób odbija się to na wynikach takiego funduszu. A co w takim razie z naszymi pieniędzmi w przypadku gdyby to małe Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych zbankrutowało. Pomijając ryzyko inwestycyjne i starty związane ze złą koniunkturą na giełdzie nasze pieniądze ulokowane w TFI są bezpieczniejsze niż te zdeponowane na lokatach bankowych. Dlaczego? Dlatego, że jednostki uczestnictwa poszczególnych funduszy inwestycyjnych według obowiązującego prawa są wyłączone z masy upadłościowej Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych. Każde takie Towarzystwo podlega pod nadzór Komisji Nadzoru Finansowego, a uzyskanie pozwolenia na taką działalność do najprostszych nie należy. Kończąc wątek jeśli nasze nadwyżki finansowe zdeponujemy na lokacie bankowej nie możemy zapomnieć, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny według ustawy gwarantuje tylko określoną część zwrotu naszego majątku w przypadku bankructwa banku.


Wiemy już na co zwrócić uwagę wybierając fundusze inwestycyjne. Pozostaje odpowiedź na inne ważne pytanie: akcje czy obligacje? A może surowce lub sztuka?


Zacznijmy od surowców. Czy po dobrym dla większości z nich roku 2009 jest szansa na dalsze wzrosty? Moim zdaniem tak. Oto kilka argumentów potwierdzających tą tezę:


- przede wszystkim podaż surowców. Ta jest ograniczona, trudniej o nowa złoża surowców a co za tym idzie mniejsza podaż równa się wyższa cena


- wiele metali szlachetnych do dziś nie powróciła do poziomów z roku 2007 a co za tym idzie potencjał ich wzrostu sięga w niektórych przypadkach nawet 100%


- znaczący wzrost podaży pieniądza w przyszłości powinien spowodować znaczący wzrost inflacji, a skoro ceny miałyby wzrosnąć, to ceny surowców również powinny wzrosnąć. Poza tym surowce, w tym głównie metale szlachetne, traktowane są bardzo często jako ochrona przed inflacją


- bardzo silny jest popyt na surowce w ciągle rozwijających się krajach jak Chiny i Indie, co wpływa na wzrost cen surowców. Dodatkowo takie kraje jak Chiny kupują surowce nie tylko na cele przemysłowe ale również jak dobry rodzaj lokaty kapitału


- wzrost wartości surowców jest silnie skorelowany z dolarem. Im tańszy dolar tym droższe surowce. Biorąc pod uwagę plany ożywienia gospodarki w USA należy się raczej spodziewać spadku cen tej waluty.


- nie można również zapomnieć o wciąż niskich stopach procentowych w wielu krajach. To sprawia, że inwestycja w surowce jest wciąż atrakcyjną formą lokowania kapitału nie tylko do inwestorów z naszego kraju.


Podsumowując: Surowce w portfelu inwestycyjnym w roku 1010 - tak. Przy założeniu kontynuacji światowego ożywienia fundusz oparty na koszyku podstawowych surowców przemysłowych i rolniczych powinien przynieść dodatnie stopy zwrotu.. Surowce charakteryzują się niewysoką korelacją z innymi aktywami, co czyni z nich pożądany składnik dobrze zdywersyfikowanego portfela. Podałem tylko kilka argumentów przemawiających za taką inwestycją. Jeśli zamierzamy wybrać ten rodzaj inwestycji a nasza wiedza z tego zakresu jest niewielka dobrym rozwiązaniem jest zrobić to poprzez fundusze inwestycyjne lokujące swój kapitał właśnie w surowce. Zwróćmy jednak uwagę, czy dany fundusz mający w nazwie surowcowy lokuje nasze środki bezpośrednio w surowce czy ich indeksy, czy skupia się głównie na doborze spółek surowcowych, co może mieć znaczący wpływ na wyniki takiego funduszu. Moim zdaniem w roku 2010 inwestycja w fundusze surowcowe powinna przynieść stopę zwrotu znacznie przekraczająca stopę zwrotu z lokat bankowych czy obligacji.


Akcje i fundusze akcyjne.


Po spektakularnym dla polskich akcji roku 2009 trudno spodziewać się podobnie wysokich wzrostów w roku 2010. Mimo to tego rodzaju instrumentów nie powinno zabraknąć w dobrze zbudowanym portfelu inwestycyjnym. Wyceny akcji pomimo, że zdecydowanie droższe niż na początku roku 2009 nadal są dalekie od przewartościowania. Rok 2009 zdecydowanie należał do małych i średnich spółek. Myślę, że w roku bieżącym będzie podobnie.


Z uwagą należy przyglądać się funduszom typu BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny). Fundusze tego rodzaju bardzo mocno ucierpiały w roku 2008. Z tego powodu nie dziwią stopy zwrotu z roku ubiegłego tych funduszy przekraczające nierzadko 100%. Czy w roku 2010 możemy spodziewać się podobnego zysku. Raczej nie. Po mocnych wzrostach należy spodziewać się krótkiej ale głębokiej korekty. Mimo to rok 2010 powinien zakończyć się dla funduszy z grupy BRIC na zdecydowanym plusie. Wybierając ten rodzaj inwestycji musimy pamiętać, że nie jest to inwestycja krótkoterminowa.


Obligacje.


Minął udany rok dla krajowych funduszy obligacji. Co prawda wskaźnik koniunktury na rynku długu (indeks IROS) zyskał niewiele ponad +4% to jednak średni wynik w funduszach obligacji jest już o +2 pkt proc. większy. Wielu zarządzających dokonała dobrych wyborów inwestycyjnych i wypracowała wynik lepszy od tego, który oferował sam rynek. Nie brak wśród polskich funduszy obligacyjnych również takich, które osiągnęły stopę zwrotu przekraczającą 20%. Trudno się więc nie zgodzić ze stwierdzeniem, że rok 2009 był dla obligacji bardzo udanym.


A co z rokiem 2010? Koniunktura na rynku długu rozpoczyna się zazwyczaj w okresie gdy inflacja osiąga swoje maksimum, a kończy się gdy inflacja osiąga swoje minimum. Podobnie było w przypadku obecnej hossy na obligacjach, która zaczęła się w połowie 2008 roku. Od tego momentu minęło już ponad 1,5 roku, roczna dynamika inflacji w listopadzie wyniosła 3,3%, a to oznacza, że spora cześć hossy na obligacjach jest już za nami. Warto również dodać, że poziom inflacji jest zależny od sytuacji gospodarczej, a ta już od marca 2009 ulega stopniowej poprawie. . W trwającej fazie cyklu gospodarczego papiery dłużne z reguły nie są już dobrą inwestycją. Co prawda ewentualne zacieśnianie polityki pieniężnej (czyli wzrost stóp procentowych), zarówno w Polsce jak i w większości innych państw, nastąpi prawdopodobnie nie wcześniej niż pod koniec roku. Jednakże rynki mogą zacząć taki scenariusz dyskontować z pewnym wyprzedzeniem. A wzrost stóp procentowych to spadek cen obligacji znajdujących się w portfelach funduszy. Jeśli więc zależy nam na obligacjach w naszym portfelu inwestycyjnym wybierzmy te fundusze, które zarządzane są aktywnie na zasadzie kupuję/sprzedaję. Niestety mało jest w Polsce specjalistów, którzy właśnie w taki sposób zarządzają funduszami obligacyjnymi.


Podsumowując. Budując portfel inwestycyjny zawsze musimy brać pod uwagę aktualną koniunkturę. Nie bez znaczenie jak zawsze jest okres na jaki chcemy zainwestować nasze nadwyżki finansowe, oczekiwana stopa zwrotu oraz nasze podejście do ryzyka. Jeśli w roku ubiegłym niektóre z bardzo bezpiecznych funduszy pieniężnych osiągnęły stopę zwrotu przekraczającą 10% wybór pomiędzy lokatą bankową a takim funduszem wydaje się prosty.


Zawsze warto zasięgnąć porady niezależnego specjalisty. Korzystając z usług takiej osoby zwróćmy uwagę na jego dotychczasowe doświadczenie i osiągnięcia. Unikajmy „sprzedawców", którzy za wszelką cenę namawiają nas do jednego wybranego produktu. Pamiętajmy, że ostateczna decyzja należy do nas i na nas niestety spada cała odpowiedzialność za źle podjęte decyzje inwestycyjne. Warto skonsultować swoją decyzję nie z jednym a z kilkoma specjalistami, którzy nierzadko będą mieli inne spojrzenie na rynek i zaproponują nam zupełnie inne rozwiązania. Najważniejszy jest jednak cel a droga inwestycyjna do tego celu może być różna. Rok 2010 powinien być dobrym rokiem dla rozważnych i roztropnych inwestorów. Nie powinno zabraknąć również miłych niespodzianek dla tych, którzy pozwalając sobie na trochę większe ryzyko powinni osiągnąć zyski znacznie przekraczające zyski ze standardowych lokal bankowych.


Opracował:


Piotr Goliszewski


Specjalista ds. Inwestycji i Kredytów Hipotecznych Goldenegg S.A.


www.doradcafinansowy.net.pl


Powyższy artykuł nie jest rekomendacją inwestycyjną. Autor nie ponosi odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podjęte pod wpływem powyższej publikacji. Przedstawione stanowisko jest prywatnym stanowiskiem autora. Nie stanowi oficjalnej rekomendacji firmy Goldenegg S.A.


---

Piotr Goliszewski


Dyrektor Zarządzający
Specjalista ds. Inwestycji i Kredytów Hipotecznych


www.doradcafinansowy.net.pl
p.goliszewski@financialfuture.pl



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Nielegalna strategia

Nielegalna strategia


Autorem artykułu jest marek mat




Chciałbym opisać pewną nielegalną praktykę, która pozwoliła wielu "inwestorom" dorobić się sporych sumek. Mam w tym przypadku na myśli nic innego, jak metodę pump-and-dump (napompować i pozbyć się).

Opisywana metoda - w przypadku GPW - polega na kupieniu akcji określonego przedsiębiorstwa, a następnie na wychwalaniu ich wśród innych inwestorów, tak by zainteresowani tym przedsiębiorstwem, także zakupili określone akcje. W przypadku, gdy wszystko idzie po myśli "inwestora" pompującego cenę akcji i coraz więcej osób zakupuje promowane przez niego papiery, on sam pozbywa się ich i realizuje tym samym zakładany zysk. W dobie Internetu tego typu zagrywki stały się jeszcze prostsze, gdyż wystarczy jedynie wejść na jakieś bardzo popularne forum o tematyce inwestycyjnej, po czym pod wieloma pseudonimami rozpocząć akcję promującą określone przedsiębiorstwo.


W przypadku rynku amerykańskiego istnieje analogiczne podejście (również nielegalne), które nosi miano short-and-distort (sprzedaj krótko i zniekształć perspektywy). Polega ono właśnie na sprzedaniu akcji (na GPW raczej nie sprzedajemy krótko akcji, gdyż jest to mocno utrudnione), po czym należy robić wszystko by wmówić innym uczestnikom rynku, że dane akcje są nic nie warte. W tym celu możemy posłużyć się fałszywymi pogłoskami, jakoby spadły zyski przedsiębiorstwa, zwiększył się dług, bądź rozpoczęło się postępowanie sądowe etc. - wszystko zależy od twórczości oszusta gotowego podjąć się takiej nieczystej praktyki.


W historii rynków finansowych miały miejsce przypadki, gdzie udowodniono spore zarobki wygenerowane tego typu metodą. Przykładem może być nie tylko jedna z wielkich firm inwestycyjnych przyłapanych na oszustwie ale również aresztowany jakiś czas temu piętnastoletni uczeń szkoły średniej w New Jersey, który po zajęciach szkolnych dorabiał sobie w ten sposób do kieszonkowego.


Na zakończenie pragnę oznajmić, iż przytaczam opisywaną strategię jedynie w celach informacyjno-edukacyjnych. Moja wypowiedź nie ma charakteru promowania żadnych nielegalnych strategii.



---

TraderTeam.pl - Szkolenia forex



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Co spowodują pieniądze wpompowane do światowych gospodarek w czasie kryzysu?

Co spowodują pieniądze wpompowane do światowych gospodarek w czasie kryzysu?


Autorem artykułu jest klub cashflow




Rządzący myślą, że dając ludziom pieniądze (pompując je do gospodarek) wyciąną nas z kryzysu. I pewnie tak też się stanie, ale tylko na krótką metę.

To co należałoby zrobić to nauczyć ludzi jak zarobić szybko pieniądze.


W 1971 ówczesny prezydent USA Richard Nixson bez zgody kongresu zniósł zależność dolara od złota i dolar stał się zależny od długu (kredytu). Nixson stworzył wtedy możliwość dodrukowywania dolara bez konieczności zabezpieczania tych dodrukowanych pieniędzy złotem. Od tamtego momentu wartość dolara zaczęła spadać podczas gdy ceny rosły.


Po 1971 rozpoczął się największy boom w historii.


W przeszłości zawsze było tak, że kiedykolwiek rząd jakiegoś państwa dodrukowywał pieniądze to i tak zawsze wracały one do swojej pierwotnej wartości czyli do zera.


Każde kolejne dodrukowywanie powoduje, że nasze pieniądze staja się mniej warte.


W przyszłości nie będzie klasy średniej. Bogaci staja się bogatsi, a biedni biedniejsi. Klasa średnia zniknie. Zdecydowana większość dzisiejszej klasy średniej dołączy do klasy biednych.


Po ostatniej wielkiej depresji Amerykańskiemu indeksowi giełdowemu zajęło 25 lat żeby powrócić do poziomu z przed kryzysu czyli z przed 1929 r. Przebił on temu poziom dopiero w 1954 r.


Wielka depresja zdarzała się do tej pory średnio co 75 lat. Powinna się ona rozpocząć w 2005 r. Nie miało to jednak miejsca. Powodem tego było to, że Rezerwa Federalna wraz z rządem USA dodrukowały pieniądze, żeby podtrzymać gospodarkę i robią to samo dziś. Sprawi to tylko tyle, że kolejne kryzysy będą jeszcze gorsze. Nie rozwiąże to problemu tylko go odwlecze w czasie.


Do 2008 r. zajęło ekonomistom stwierdzenie, że jesteśmy w recesji. Stwierdzili to dopiero po tym jak już byliśmy w niej od roku.


Ludzie powyżej 45 roku życia wiążący swoją przyszłość emerytalną z giełdą maja poważny problem ponieważ za parę lat w wiek emerytalny zaczną wchodzić ludzie z powojennego wyżu demograficznego, a w większości krajów inwestowali oni swoje oszczędności w giełdę. Najczęściej poprzez fundusze inwestycyjne. Zaczną oni wtedy wybierać pieniądze i zarządzający funduszami będą musieli pozbywać się akcji. A gdy więcej osób będzie chciało sprzedawać niż kupować to ceny pójdą w dół.


Dodrukowywanie pieniędzy w przyszłości spowoduje także wzrost podatków.


W marcu 2009 po raz pierwszy Chiny zaczęły się domagać zniesienia dolara amerykańskiego jako światowej waluty. Najprawdopodobniej prędzej czy później to nastąpi. Chiny już wkrótce staną się najbogatszym państwem świata. W dzisiejszych czasach USA kupuje więcej niż sprzedaje. Kupują głównie od Chin i to za pożyczone pieniądze, pieniądze z kredytów. Chiny są obecnie największym kredytodawcom dla USA.


W dzisiejszych czasach szkoły nie przygotowują swoich absolwentów do ery Internetu, z którą mamy teraz do czynienia. Zanim ktoś skończy szkołę to wiedza, którą tam nabył jest już nieaktualna.


Jeszcze do niedawna nagminne było branie kredytów, żeby móc sobie kupić rzeczy, którymi zaimponuje się ludziom. Dziś nadal tak się dzieje, ale branie kredytów i zadłużanie się nie jest już tak pochwalane. Lepiej jest postrzegane gdy ktoś nie ma kredytu hipotecznego "na karku". Ludzie wydają pieniądze modrzej. Ale niestety gdy społeczeństwo się nie zadłuża to gospodarka nie może się rozwijać w odpowiednim tempie. Kiedy mniej wydajemy zaczyna rosnąć bezrobocie.


Artykuł napisano korzystają z książki Roberta T Kiyosakiego "Spisek bogatych", którą gorąco polecamy


---

jak zarobić duże pieniądze



Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl