poniedziałek, 3 grudnia 2012

Czy inwestowanie jest przewidywaniem? Rzecz o strefach wsparcia i oporu.

Czy inwestowanie jest przewidywaniem? Rzecz o strefach wsparcia i oporu

Autorem artykułu jest Wiesław Zajiczek


Ludzie nie związani z inwestowaniem zadają często pytania typu ,,W co zainwestować?”, ,,Mam kilka tysięcy zł i w co powinienem je włożyć”. Pytania te zdradzają intuicyjne przekonania dotyczące inwestowania. Na ile inwestowanie jest przewidywaniem, a na ile przygotowaniem się na dany scenariusz – dowiesz się w tym artykule.

Czy inwestowanie jest przewidywaniem?

W inwestowaniu są sytuacje, kiedy inwestor przewiduje. Na poziomie inwestowania fundamentalnego gdy np. amerykańska rezerwa federalna ogłasza masowy program poluzowania ilościowego (dodruku dolara), to inwestor może przewidywać, że efektem tego programu będą silne trendy wzrostowe na surowcach. Gdy jakaś spółka przynosi straty wykazane w sprawozdaniach finansowych, inwestor przewiduje, że nie uzyska z takiej spółki wysokich dywidend. Gdy rosną wolne przepływy pieniężne w spółce dywidendowej inwestor może przewidywać, że spółka wykorzysta ją na działalność inwestycyjną (np. zakup aktywów) i/lub na wypłatę wyższej dywidendy. Przykładów przewidywania można podać wiele. Umiejętność przewidywania jest bardzo ważna, ale inwestor nie może tylko na niej się opierać, musi być przygotowany na sytuację, w której jego przewidywania okażą się nietrafne, albo warunki rynkowe zmienią się. Większość ludzi, którzy zaczynają przygodę z inwestowaniem sądzi, że profesjonalni inwestorzy osiągają dobre rezultaty dlatego, że np. wiedzą jaka będzie wartość indeksu WIG, czy cena jakiejś spółki za miesiąc czy rok. Widać to po wywiadach w mediach z różnej maści analitykami. Gdy jest jakiś mocniejszy spadek n giełdzie, dziennikarze rozemocjonowani pytają analityka, co będzie dalej z indeksem. Nawet jeśli taki analityk przewiduje, co się stanie, to dla przeciętnego człowieka taka informacja jest bez znaczenia. Dlaczego? O tym w następnym punkcie.

Inwestowanie jest bardziej przygotowaniem

W inwestowaniu technicznym, czyli opierającym się na analizie wykresów możliwe jest wyodrębnienie pewnych trendów: wzrostowych, spadkowych bądź bocznych. Przykładowo w trendzie wzrostowym ceny poruszają się w pewnym kanale, który jest rosnącą funkcją czasu. Wewnątrz tego kanału ruch cen jest zwykle dość nieregularny – przeważają wzrosty, ale są i spadki. W ramach danego trendu, posługując się analizą techniczną, można wyróżnić tzw. strefy wsparcia i strefy oporu. Przykładowo, jeśli obecna cena waloru wynosi 100, to inwestor mógł wyznaczyć strefę wsparcia na 95-96 i strefę oporu na 109-111. (Nie będę tu omawiał technik wyznaczania tych stref, chodzi mi o wytłumaczenie samego znaczenia tych stref). Co mówią inwestorowi te strefy? Gdyby indeks znajdujący się na trendzie wzrostowym spadł w rejon strefy wsparcia 95-96, to inwestor obserwuje czy strefa ta zatrzymała spadki. Jeśli tak, to po potwierdzeniu, że indeks wzrasta inwestor kupuje akcje. Rozważmy teraz inną sytuację. Kurs wynosi 100 (inwestor nie ma akcji), następnie dociera do strefy oporu na 109-111 i przebija ją (dalej róśnie). Co zrobi doświadczony inwestor? Uzna, że potwierdza to siłę trendu i kupi po cenie powyżej 111 zł. Dla kogoś, kto zaczyna inwestowanie, takie zachowanie inwestora może się wydawać absurdalne. Spyta: ,,a dlaczego inwestor nie kupował jak kurs wynosił 100?”. I tu zawodzą tzw. zdroworozsądkowe przekonania o inwestowaniu. W inwestowaniu technicznym nie chodzi o to, by kupić jak najtaniej, tylko o to, by kupić wtedy, kiedy jest szansa na dalsze wzrosty. Analiza techniczna wykresów cenowych pozwala wyodrębnić na wykresach cenowych miejsca takie, że jeżeli indeks do nich dotrze, to nastąpi punkt zwrotny. Strefa oporu może nie zostać przebita i wtedy indeks spada aż przetestuje jakąś strefę wsparcia. Gdy inwestor na jakimś walorze znajdzie ważną strefę wsparcia bądź oporu (potwierdzoną różnymi technikami analitycznymi), to powyżej tej strefy daje zlecenie kupna, a poniżej – zlecenie sprzedaży (jeśli ma możliwość tzw. krótkiej sprzedaży) i w obu przypadkach zarabia – czy będą wzrosty czy będą spadki. Istnienie stref wsparcia i oporu powoduje, że pytanie o kurs waloru za miesiąc czy rok nie ma sensu. Inwestor znajdując punkty zwrotne dopuszcza również to, że z jakichś powodów sytuacja rynkowa ulegnie diametralnej zmianie, dlatego musi się zabezpieczyć przed niepożądanym ruchem indeksu. Kupując akcje, gdy indeks odbił się od jakiejś strefy wsparcia inwestor powinien ustawić poniżej tej strefy tzw. zlecenie stop-loss, czyli bezwarunkowe zlecenie sprzedaży kupionych akcji, gdyby indeks ponownie przetestował daną strefę wsparcia i ją przebił. W ten sposób inwestor ogranicza ewentualne straty. Gdy natomiast wszystko idzie po jego myśli, kurs rośnie i pokonuje kolejne opory, inwestor podnosi zlecenie stop loss do poziomów coraz wyższych także już powyżej ceny kupna i w ten sposób zaczyna chronić wypracowane już zyski. Inwestowanie techniczne jest więc bardziej sztuką kontrolowania ryzyka i zabezpieczania się przed niepożądanymi ruchami cen, a dopiero w drugiej kolejności jest przewidywaniem. Początkujący inwestorzy często skupiają się na przewidywaniu i lekceważą zasady dotyczące kontrolowania ryzyka. Gdy np. wyczytają na forum opinie, że cena jakiejś akcji pójdzie w górę, to kupują takie akcje za znaczną część swoich środków. Cena zaczyna spadać, inwestorzy nie chcą przyznać się do błędu (bo przecież cena akcji miała rosnąć), straty pogłębiają się i stanowią znaczny procent wartości depozytu, a inwestorzy zniechęcają się do inwestowania. Jak więc bezpiecznie inwestować? Prócz umiejętności zidentyfikowania stref wsparcia, oporu , ważna jest umiejętność stawiania stop-loss-ów oraz zarządzanie wielkością pozycji . Gdy rozważasz kupno jakiegoś waloru (akcji, surowców, czegokolwiek), ustaliłeś cenę, przy której kupisz i cenę, przy której sprzedasz bezwarunkowo gdyby kurs nie poszedł po Twojej myśli. Teraz b. ważne – znając różnicę cenową pomiędzy ceną kupna i ceną stop lossa (czyli dopuszczalną stratę cenową w pojedynczej transakcji) musisz ustalić, ile kupisz danych akcji, czy ile jednostek surowców kupisz, czyli ustalić wielkość pozycji. Zwykle przyjmuje się taką wielkość pozycji by ewentualna strata nie przekraczała ok. 3% całkowitej wartości depozytu jaki przeznaczasz na inwestowanie. Tzn różnica cenowa (kupno – stop loss ) razy ilość akcji nie powinna być większa od 3% całkowitej sumy, którą masz w akcjach i środkach pieniężnych na rachunku maklerskim (czy jako depozyt zabezpieczający na koncie forexowym). Oprócz tego, gdy wszystko idzie po Twojej myśli i po kupnie ceny akcji rosną, nie powinno się ucinać zysków, tzn. nie powinno się sprzedawać akcji za wcześnie. Zbyt wczesne ekscytowanie się zyskami i sprzedawanie jest częstym błędem początkujących. Najczęściej przyjmuje się, że książkowa odległość pomiędzy ceną kupna i ceną sprzedaży powinna być co najmniej 2 razy większa niż odległość pomiędzy ceną kupna a stop lossem!. Dotyczy to oczywiście sytuacji, w których stop loss nie zadziałał. Jeśli indeks odbił się od ważnej strefy wsparcia, a tuż powyżej ceny kupna jest silna strefa oporu, to należy zaniechać wykonywania transakcji i wykonać ją dopiero po ewentualnym przebiciu strefy oporu. Są to żelazne zasady, które czynią inwestowanie techniczne bezpiecznym, ale początkujący inwestor może czuć silną pokusę, żeby ich nie stosować. Skupia się wtedy tylko na bieżącym wzroście indeksu, a nie na potencjale dalszych wzrostów. Tylko odrzucenie tej pokusy i inwestowanie z kontrolą własnych emocji jest gwarantem sukcesu inwestycyjnego.

---

Artykuł pochodzi z serwisu przeplywypieniezne.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

4 filary skutecznego inwestowania technicznego

4 filary skutecznego inwestowania technicznego

Autorem artykułu jest Wiesław Zajiczek


Jeżeli chcesz nauczyć się skutecznie inwestować technicznie, czyli wykorzystywać zmiany cen walorów do zarabiania, powinieneś najpierw ,,na sucho” opanować 4 fundamenty inwestowania. Jeśli w realnych transakcjach nie będziesz znał choć jednego z nich, na nic zdadzą się analizy wykresów.

Jeden z najsłynniejszych na świecie traderów, Jim Kane – z wykształcenia matematyk, specjalista w dziedzinie technik Fibonacciego na rynkach finansowych, w swoich pracach wymienia 4 kluczowe elementy tradingu. Przytoczę je wpierw w oryginalnym nazewnictwie:

,, 1) Potential trade area (PTA): You want a reason why you think this is an area where you want to be involved in this issue
1p 2) Entry technique: You then want a trigger that tells you, once in the area where you want to become involved in the trade, that now is the time
1p 3) Trade size: You must decide, by doing some simple calculations, what the trade size will be
1p 4) Trade management: You want to have a plan in place, before you even consider getting in the trade, that tells you how you will manage this trade, whether it goes for you or against you” (cytat pochodzi ze strony www.kanetrading.com).

W artykule tym rozwinę powyższe punkty, omawiając najczęstsze błędy początkujących inwestorów.

Potencjalny obszar rozpoczynania transakcji

Analizując wykresy cenowe trader identyfikuje pewne trendy i zastanawia się nad kupnem danego waloru. Zwykle przyjmuje się, że najbardziej opłacalne jest inwestowanie zgodnie z dominującym trendem, tzn. zajmowanie pozycji długich gdy trend jest rosnący i krótkich – gdy spadkowy. Nie oznacza to jednak, że każdy moment w trendzie wzrostowym jest dobry do otwierania pozycji. Inwestorzy wykorzystują do tego zwykle korekty, czyli krótkoterminowe ruchy cen przeciwne do dominującego trendu. Trzeba jednak wiedzieć, w którym momencie korekty rozważać wejście. I tu z pomocą przychodzą potencjalne obszary wsparć i oporów wyznaczane różnymi technikami. Są to obszary na wykresach cenowych, w których potencjalnie może nastąpić powrót cen do dominującego trendu. Jedną z najskuteczniejszych metod wyznaczania potencjalnych obszarów rozpoczynania transakcji (PORT) są techniki Fibonacciego – zwłaszcza grupowanie zniesień wewnętrzynych i zewnętrznych oraz formacje XABCD. Zapoznać się można z nimi np. w znakomitym podręczniku ,,Geometria Fibonacciego” Pawła Danielewicza. Jednym z najczęstszych błędów początkujących inwestorów jest kupowanie akcji czy innych instrumentów tuż po otwarciu rachunku maklerskiego niezależnie czy ma to sens czy nie. Tymczasem, jeśli zidentyfikujemy np. jakiś rosnący trend na wykresie dziennym (każda świeca wykresu to 1 dzień), to nieraz warto poczekać i dwa tygodnie, aż korekta w pełni się uformuje i powstanie PORT. Odstępy między wiarygodnymi PORT-ami mogą wahać się od kilku dni do miesięcy, także w inwestowaniu potrzebna jest cierpliwość i inwestor powinien przygotować się na dni, w których nie będzie wykonywał żadnych transakcji. Pomijam tu oczywiście daytrading, który z pewnością nie jest bezpieczny dla początkujących inwestorów. Lepiej wykorzystać kilka dobrze ukształtowanych korekt w ciągu roku niż kupować i sprzedawać bezmyślnie codziennie. Nie oznacza to oczywiście, że na inwestowanie techniczne wystarczy poświęcić parę dni w roku – mówimy tu o momentach wejścia. Większość czasu zajmuje oczekiwanie na dogodny moment wejścia i zarządzanie pozycją po kupnie. To właśnie zarządzanie pozycją ma największy wpływ na ostateczny wynik naszego inwestowania, a nie sama analiza formacji cenowych.

Technika wejścia

Gdy już wyznaczyliśmy potencjalny obszar, w którym ceny mogą powrócić do dominującego trendu, potrzebujemy jakiegoś małego potwierdzenia, że ceny respektują dane wsparcie czy opór. Takie potwierdzenie można dostać, korzystając z analizy technicznej wykresu w mniejszej skali czasowej. Jeżeli chcemy inwestować na trendach dziennych, to możemy do ustalenia ceny wejścia wykorzystać wykres godzinny czy 30-minutowy. Przełamanie krótkoterminowego trendu spadkowego 30 minutowego może być dla nas sygnałem, że indeks zaczyna respektować długoterminową strefę wsparcia i podąża w dobrym kierunku od naszego PORT-u.

I znów jakie w tej materii są błędy inwestorów? – zwykle jest to nie przejmowanie się potwierdzeniami i wchodzenie za wcześnie – próba ,,idealnego” złapania dołka. Inwestor, który wyznaczył jakiś PORT, nie może lekceważyć tego, że indeks powinien choć trochę potwierdzić, że respektuje dany obszar. Każdy powinien wypracować (wyuczyć się) taką metodologię, aby mógł niemal mechanicznie określać precyzyjnie poziomy cenowe przy których otworzy pozycje. Otwieranie pozycji bez potwierdzeń pogarsza statystykę udanych inwestycji. O szczegółowych technikach wejścia dowiesz się również z książki P. Danielewicza czy np. w kursie J. Kane’a.

Rozmiar pozycji i początkowy stop loss

Rzecz, która jest najbardziej bagatelizowana, a najbardziej wpływa na nasz wynik inwestycyjny. Złe dobranie rozmiaru transakcji czy zbyt bliskie/dalekie umieszczanie zleceń zabezpieczających może spowodować, że inwestor straci swój depozyt nawet na silnym trendzie wzrostowym! Niewiarygodne, a jednak znam ludzi, którym się to przytrafiło. Gdy chcemy kupować na korekcie, czasem nasze PORT-y i ceny wejścia nie działają od razu, ceny potrafią kilkakrotnie wracać w (bądź pod) obszar wsparcia. Późniejsze ruchy indeksów zwykle wynagradzają sowicie minimalne straty jakie ponieśliśmy w fazie inicjowania transakcji. Pod warunkiem jednak, że rozmiar pozycji nie był zbyt duży w stosunku do naszego depozytu przeznaczonego na inwestowanie. Zwykle jako zasadę podaje się, że gdy już ustalimy, gdzie umieścimy stop loss inicjujący i obliczymy jaka strata byłaby na 1 np. akcji, gdyby stop loss zadziałał, to liczbę kupowanych akcji należy dobrać tak, aby ewentualna strata przy tej liczbie nie przekraczała 3% całości naszych środków przeznaczonych na inwestowanie. Sama zaś wielkość pozycji nie powinna przekraczać 10% środków przeznaczonych na inwestowanie. Jest to ,,żelazna zasada”, która sprawia, że zdyscyplinowane inwestowanie jest bezpieczne. Całkiem początkujący inwestorzy powinni zacząć od pozycji takich, by uruchomienie stop lossa nie przekraczało 1% depozytu, a gdy się wprawią przejść do 3%. Nie można jednak stop lossa stawiać za blisko ceny kupna, te 1% czy 3% ma nam zapewnić niezbyt duża ilość walorów, a stop loss wyznaczany jest metodami analizy technicznej.

Zarządzanie pozycją

Inwestor już w fazie przed otwarciem pozycji powinien w przybliżeniu określić, jakiego ruchu cen się spodziewa i kiedy planuje zamknąć/zredukować pozycje. Uchroni go to od emocjonalnych przeszkód, gdy już pozycja będzie otwarta. Jedną z możliwości zarządzania pozycją jest technika tzw. ruchomych stop lossów. W miarę jak ceny idą w pożądanym przez nas kierunku, podnosimy stop lossy (bądź opuszczamy, inwestując na trendzie spadkowym) tak, aby chronić część wypracowanych zysków. Precyzyjne poziomy cenowe do określenia takich stop lossów dostarczą nam np. techniki Fibonacciego. Nie zamykamy przedwcześnie pozycji, a gdy indeks dociera do ważnego oporu – zacieśniamy stop lossa bądź zamykamy część pozycji, jeśli wcześniej tak zaplanowaliśmy i wypracowane zyski są wystarczające.

Oczywiście, to co napisałem, to tylko zarys tematu, szczegóły można znaleźć w literaturze. Skoro już przywołałem Jima Kane’a, to warto podkreślić, że on w tradingu wykorzystywał tylko te walory, które zachowywały się w pewien harmoniczny sposób – korekty opisywane były liczbami Fibonacciego, a zniesienia i projekcje cenowe nieprzypadkowo grupowały się. Jest to bardzo eleganckie i skuteczne podejście do tradingu.

---

Artykuł pochodzi z serwisu przeplywypieniezne.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak wybierać spółki dywidendowe?

Jak wybierać spółki dywidendowe?

Autorem artykułu jest Wiesław Zajiczek


Jedną z możliwości zbudowania przepływów pieniężnych jest kupno akcji spółki wypłacającej regularnie dywidendę, czyli przekazującej część zysku akcjonariuszom. Czym warto kierować się przy wyborze spółki dywidendowej? Jak kontrolować swoją inwestycję?

Aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba dokładnie uświadomić sobie, co jest celem inwestycji w spółkę dywidendową. Celem jest zamiana pieniędzy w przepływ pieniężny. Wydając pieniądze na akcje spółki dywidendowej kupujemy to, że z tej spółki regularnie otrzymywać będziemy na konto środki pieniężne. Przepływ pieniężny powinien być:

-wysoki

-regularny

-z tendencją wzrostową

Aby uzyskany przepływ był wysoki, należy pamiętać o kilku rzeczach. Oczywiste jest to, że spółka powinna być w dobrej kondycji finansowej, powinna osiągać wysokie rentowności, zwłaszcza tzw. ROE, czyli zwrot z kapitałów własnych. Wskaźnik ten jest zdefiniowany jako ROE = (zysk netto)/(kapitał własny) * 100%. Spółki o wysokim ROE mogą sobie pozwolić na wypłatę akcjonariuszom nawet znacznej części zysku bez pogarszania swojej kondycji finansowej. Drugą sprawą mającą wpływ na wartość przepływów pieniężnych jest sposób podziału zysku. Gdy spółka zdecyduje się na wypłatę dywidendy w kwocie K, a całkowita liczba wyemitowanych akcji wynosi X, to na jedną akcję przypadnie kwota K/X. Jest to może oczywiste, ale wolałem to napisać. Także przy szacowaniu wielkości dywidendy potrzebować będziemy całkowitą liczbę akcji L. Można ją znaleźć dla danej spółki np. w serwisie http://gpwinfostrefa.pl w zakładce ‘emitenci’. Ponieważ kwota dywidendy jest ustalona na akcję, a nie w zależności od ceny akcji, zatem im taniej uda nam się kupić daną ilość akcji, tym większą będziemy dostawać dywidendę. Serwisy informacyjne podają zwykle tzw. Div. Yield, czyli stopę dywidendy liczoną jako (wartość dywidendy na akcję )/ (cena akcji ) *100%. Jest to bardzo ważny parametr, bo mówi nam o tym jak duża jest dywidenda w porównaniu do ceny akcji. Zatem nominalna dywidenda nie ma znaczenia, tzn dywidenda 1 zł może być wyższa od dywidendy 10 zł jeśli ceny akcji wynoszą odpowiednio 5 zł i 100 zł. Bardzo ważne jest to, że w serwisach informacyjnych zwykle DivYield liczony jest dla ceny akcji w momencie odcięcia praw do dywidendy, dlatego ma wartość tylko orientacyjną i zwykle jest zaniżony, gdyż często po informacji o dacie wypłaty i kwocie ceny akcji spółek dywidendowych rosną. Co z tego wynika dla inwestora? Spółki dywidendowe warto kupować wtedy, gdy jeszcze nie jest podany oficjalny komunikat o wysokości dywidendy i na pewno nie tuż przed dniem ustalenia prawa do dywidendy. Spółka podaje wcześniej do publicznej wiadomości, kiedy jest dzień ustalenia prawa, czyli dzień, w którym należy mieć na rachunku maklerskim akcje, aby w dniu wypłaty dywidendy otrzymać pieniądze na rachunek. Te dwa dni mogą być różnymi datami i ta druga nie ma znaczenia dla zachowania kursu. Natomiast część spekulantów kupuje akcje przed dywidendą i sprzedaje tuż po (co bywa przyczyną wzrostu kursu przed), ale jest to bardzo ryzykowne, gdyż na drugi dzień po ustaleniu prawa od wartości kursu akcji odejmowana jest kwota dywidendy i tylko od rynku zależy, czy w krótkim terminie spowoduje wzrost kursu. Dlatego inwestowanie dywidendowe z założenia powinno być strategią długoterminową. Wtedy można bezpiecznie korzystać z tego, że spółka wypracowuje w kolejnych latach nowe zyski i dzieli się nimi z akcjonariuszami – w założeniu – nie rujnując swojej wartości. Podsumowując: staramy się spółkę dywidendową kupić po jak najmniejszej cenie, bo tylko cena akcji w momencie zakupu wpływa na naszą stopę zwrotu (późniejsza już nie, dlatego po zakupie nie potrzebujemy śledzić kursów akcji! – chyba, że chcemy dokupić akcji).

Aby uzyskany przepływ był regularny, przy wyborze spółki upewnijmy się, że jej sytuacja finansowa jest dobra. W tym celu warto nauczyć się analizować raporty finansowe. Nie jest to takie trudne, jeśli nabierzemy wprawy. Raporty te podawane są do publicznej wiadomości co kwartał np. na stronie http://gpwinfostrefa.pl w dziale ‘komunikaty emitentów’. Zacznij czytać te raporty, to Twój wgląd w inwestycję, tej możliwości nie daje Ci np. inwestowanie w fundusze inwestycyjne, które dla przeciętnego człowieka jest niebezpieczne, nawet jeśli stosuje dywersyfikację. Dla regularności przepływów pieniężnych duże znaczenie ma sprawdzenie historii dywidend dla danej spółki. Można to zrobić np. w serwisie stooq.pl. Spółki, które regularnie płaciły dywidendy w przeszłości są bardziej wiarygodne od tych, które robią to po raz pierwszy. Nie możesz jednak polegać tylko na wynikach historycznych, powinieneś śledzić bieżące raporty finansowe i komunikaty prasowe. Dywidendy zwykle wypłacane są raz w roku z zysków za poprzedni rok obrotowy. Jeśli więc w danym roku stwierdzisz, że sytuacja finansowa znacznie pogorszyła się, to wpłynie to na dywidendę wypłacaną w roku przyszłym i masz jeszcze czas, aby podjąć decyzję, czy zostawać w spółce. Jeśli oceniasz trudności spółki jako przejściowe, możesz też w okresie gorszego prosperity zwiększyć udziały, jeśli cena akcji jest odpowiednio niska.

Najlepiej jest, jeśli wypłacane dywidendy wykazują z roku na rok tendencję wzrostową. Oczywiście musi to iść w parze z poprawą wyników finansowych spółki, bo inaczej byłoby złym sygnałem drenowania spółki przez akcjonariuszy większościowych. Wybieraj więc spółki, które mają perspektywy rozwoju, zdobywają coraz większy rynek itd. Bardzo ważne jest, abyś rozumiał działalność spółki. Jeśli ona np. coś sprzedaje, zastanów się, jakie czynniki mają wpływ na wielkość sprzedaży, co jest zagrożeniem dla sprzedaży, jakie są główne koszty sprzedaży. Kupuj akcje tylko spółek, których działalność w jakimś stopniu rozumiesz.

Czy wypłata dywidendy jest dobra dla spółki? Mając przed sobą zestawienie finansowe danej spółki, są w nim wyszczególnione wypłaty dywidend. Sprawdź, ile procent rocznego zysku było przeznaczone na dywidendę. Czasem spółki wypłacają dywidendę, uwalniając rezerwy i nagromadzone zyski z lat poprzednich, zwróć na to uwagę, wtedy będziesz wiedział, że nie możesz co roku spodziewać się aż tak wysokiej dywidendy. Najczęściej przyjmuje się, że dobrze jest, aby spółka przeznaczała na dywidendę 40 do 60 % rocznego zysku. Jest to orientacyjny przedział, każde odstępstwa od tych wartości warto osobno analizować. Spółka może wypłacać i cały zysk, jeśli ma dobrą sytuację finansową, nie ma w perspektywie nowych inwestycji, nie jest konieczne zatrzymanie zysku, aby poprawić jej płynność finansową. osiąga stabilne – wysokie rentowności. Sprawdź na stronie spółki politykę dywidendową, ile % rocznego zysku planuje przeznaczać na dywidendę i po kolejnych raportach kwartalnych oszacuj, ile z przewidywanej dywidendy zostało już wypracowane. Możesz to zrobić, mnożąc zadeklarowany procent zysku przez skumulowany zysk za poprzednie kwartały roku i dzieląc przez liczbę akcji. Pamiętaj, że od dywidendy zostanie Ci pobrany podatek 19% od zysków kapitałowych.

Chcesz dowiedzieć się więcej o inwestowaniu? Zajrzyj na przeplywypieniezne.pl

---

Artykuł pochodzi z serwisu przeplywypieniezne.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Mocarstwa przemijają – wartość złota pozostaje.

Mocarstwa przemijają – wartość złota pozostaje.

Autorem artykułu jest Piotr S. Wajda


,,Złoto, znaczy posiadać, a nie obiecywać. Rząd, który posiada jedną uncję złota nie potrzebuje pytać USA lub kogokolwiek innego o pozwolenie wymiany na gotówkę. Ilość złota jest ograniczona, i dokładnie w tym leży jego największa siła monetarna.”
LORD REES-MOGG (edytor The Times)

Z historii wiemy, że Babilon, starożytny Egipt, Rzym, Hiszpania, czy też Mongołowie i Hunowie przychodzą, i odchodzą. Ostatnie cztery potężne mocarstwa w dziejach, które padły to Austryjacko-Węgierskie w 1918 roku, Mocarstwo Niemieckie w 1945. Krótko potem padło światowe Mocarstwo Brytyjskie w 1949 roku i Mocarstwo Rosyjskie w 1989 roku.

Śledząc przebieg wydarzeń dnia dzisiejszego, widać jednoznacznie, że przyszła kolej na ostatnią potęgę świata - USA. Różnica tkwi jedynie w tym, iż upadek Stanów Zjednoczonych wywoła lawinę dalekoidących i niespodziewanych konsekwencji. Ważka pozycja oraz wpływ na globalną gospodarkę poprzez wypracowany w USA i wystandaryzowany na świecie system finansowy nie uchroni mocartswa przed upadkiem. Ratunkiem dla Stanów Zjednoczonych nie będzie także Federal Reserve System, czyli System Rezerw Federalnych, który od 1944 roku jako oficjalny Bank Światowy posiada licencję drukowania prywatnego środka płatniczego oraz światowej waluty – dolara. Pewnym jest, że Stany Zjednoczone podzielą los dawnych potęg, a bagatelizowanie tej przyszłości i niezabezpieczenie swojego kapitału przed kryzysem jest lekkomyślnością.

W tym miejscu pozwolę sobie zacytować jednego z założycieli FED:

„Nieliczni, którzy ten system zrozumieją, bedą tak bardzo zajęci własnym profitem lub tak uzależnieni od łask tego systemu, że z ich szeregów nigdy nie powstanie opozycja. Większość ludzi, mentalnie i intelektualnie nie zdolna do pojęcia tego systemu, poniesie jego cieżar oraz konsekwencje bez narzekania, nawet nie przypuszczając, że system ten jest szkodliwy dla ich interesow“. Cytat z roku 1863-Nathan M. Rothschild-

System, o którym mowa powyżej, bazuje na rosnącej ilości drukowanych z niczego banknotów wprost proporcjonalnie do zadłużenia publicznego. Tym samym skazany jest on na niepowodzenie, czego dowodzi analiza dziesiątek przykładów ze świata tylko z ostatnich 60-ciu lat. Dwadzieścia pięć państw, w ciągu minionych 60 lat, było dotkniętych hiperinflacją powodujacą utratę wartości pieniądza o ponad 80% w skali jednego roku (wspomnijmy Polskę w latach 1989/92). Wiąże się to, z oprócz galopująco rosnącymi cenami, także z utratą posiadanych oszczędności. Czy przypadkiem jest fakt, że żadna papierowa waluta na świecie nie przetrwała dłużej niż 80 lat? System pobierający opłaty za kredyty w postaci procentów, stworzony w celu wpędzania w zadłużenie musi zostać w określonym momencie „zresetowany“. Z doświadczenia wiemy, że historia nie tylko lubi, ale ─ biorąc pod uwagę system finansowy, w którym żyjemy – musi się powtarzać.

Wraz z rozpoczęciem amerykańskiego kryzysu z końcem 2007 roku i ogłoszeniem bankructwa jednego z pięciu najpotężniejszych banków inwestycyjnych USA Lehman Brothers w roku 2008, destabilizacja finansowa przebyła wielką wodę i w efekcie zaraziła Europę. Zostaliśmy zatem dłużnikami spłacającymi zaległości, na których wysokość nie mieliśmy wpływu.

Czy można ten system jeszcze uratować? Jak odporne i zabezpieczone przed bankructwem są europejskie banki? Czy naprawdę kryzys, w którym się znajdujemy nie jest taki straszny? Na początek proponuję kilka faktów. Przed ogłoszeniem upadku, Lehman posiadał ponad 700 Mrd. $ kapitału jako Assets, z czego 23 Mrd. $ należały do nich samych. Z tego wynika, że w zestawieniu zadłużeń i zobowiązań z własnym kapitałem skala wynosiła 30:1.
W europejskich bankach wynik ten wynosi 35:1. W Deutsche Bank, który ma ponad 2 biliony Euro zobowiązań - 50:1. Barklays Bank jest zadłużony w wysokości 1,4 bilionów brytyjskich funtów i jego skala finansowa wynosi 60:1. Wszystkie te przykłady wygladają o wiele gorzej a niżeli Lehman.

Zasada zaciągania nowych kredytów w celu spłacenia odsetek kredytów aktualnych nie może funkcjonować zbyt długo. To tak, jak gdyby palący się dom straż pożarna próbowała ugasić benzyną. Właśnie tak wyglądają tzw. próby ratowania krajów, które są zadłużone i niewypłacalne. Na tej samej zasadzie “ratowano” banki w latach 2008 do 2010. Nowe kredyty były „pompowane” w banki, których niewypłacalność została w ten sposób tylko przesunięta w czasie. Wszystko to oczywiście poparte państwowymi gwarancjami, czyli gwarancjami państw, których niewypłacalność ze względu na własne długi jest oficjalnie tabuizowana w mediach. Czy to nie paradoks?

Tak wiele lat trwało zwalczanie komunizmu a sytuacja, którą otrzymaliśmy z nowym systemem jako „wartość dodaną” przypomina słowa Karola Marxa ,,Zyski będą zbierane i niewydawane. Straty będą płacone przez podatników, a kontrola bankowości będzie w rękach państwa”. Wygląda na to, że zarówno Karol Marx, Lenin jak i Stalin mieliby z satysfakcją z czego się uśmiać.

Od ponad 7000 lat istnieje środek płatniczy i jednocześnie produkt inwestycyjny, który przetrwał wszelkie bankowe, i gospodarcze kryzysy, inflacje, super-, i hiperinflacje, deflacje, krachy na giełdach, bankructwa państw i systemów, powstania, rewolucje, wojny, oraz wszelkiego innego rodzaju katastrofy. Istnieje do dnia dzisiejszego, nieprzerwanie dając nam możliwość zabezpieczenia się przed przyszłymi problemami. Metal, który od wieków wzbudzał fascynacje królów, cesarzy, papieży. Surowiec, który nie starzeje się, nie choruje, nie umiera, nie kurczy się, jest prawie niezniszczalny, dający pełną anonimowość ze względu na brak możliwości kontroli oraz gwarantujący stałą wypłacalność akceptowaną we wszystkich - 194 krajach świata. Mowa jest oczywiście o złocie. Metal szlachetny, na bazie którego powstał cały obecny system finansowy. Złoto, którego siła nabywcza od tysięcy lat nie straciła na wartości. Kruszec, który od setek lat regularnie i systematycznie jest zakupywany przez wszystkie centralne banki na świecie w celu zabezpieczenia własnego kapitału przed kryzysami. Wiedząc o tym i zdając sobie sprawę z ww. faktów pojawia się pytanie - czy nie warto zadbać o własny “złoty filar”? Czy nie warto posiadać fizyczne
„prawdziwe wartości”, których siła nabywcza nie przemija? Czy może jednak inwestować swoje ciężko zarobione i opodatkowane pieniądze w tzw. produkty finansowe bazujące na wirtualnych, nieistniejących banknotach bez fizycznej, wewnętrznej wartości, w wyniku czego otrzymamy w przyszłości roszczenie podlegające dalszemu opodatkowaniu? A może mamy tu do czynienia ze starym i mądrym przysłowiem „Obiecanki cacanki a ……………”? Czy dane nam produkty finansowe po odliczeniu kosztów ich założenia, prowizji, ceny ich prowadzenia czyli administracji, po potrąceniu stopy inflacji i podatku są w ogóle interesujące?
A przede wszystkim, czy w obecnych czasach nie byłoby bezpieczniej i rozsądniej inwestować w złoto?

Z pewnością nie bez powodu rządy i banki na całym świecie przechowują ten tak wartościowy kruszec, który, na marginesie, zarówno przy zakupie jak również na dzień dzisiejszy przy jego sprzedaży z realizacją zysków, wolny jest od wszelkichpodatków.

Nie trzeba posiadać ekonomicznego wykształcenia, aby znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania. Bystra i krytyczna obserwacja finansowej rzeczywistości pozwoli każdemu na wyjście z labiryntu wątpliwości.

„Jedynie złoto jest pieniądzem, wszystko inne to kredyt.”

Ferdinand Lips (szwajcarski bankier prywatny)

---

Piotr S. Wajda

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zbuduj idealny portfel inwestycyjny

Zbuduj idealny portfel inwestycyjny

Autorem artykułu jest Piotr Goliszewski


Jak zbudować idealny portfel inwestycyjny? Co zrobić, aby będąc inwestorem spać spokojnie i bez przykrych niespodzianek efektywnie zwiększać swoje oszczędności? Jakich technik użyć i jakimi narzędziami się posiłkować przy opracowywaniu strategii inwestycyjnej? Jakie składniki powinny znaleźć się w optymalnym portfelu inwestycyjnym?

Poniższy artykuł nie jest rekomendacją inwestycyjną a jedynie zbiorem doświadczeń opartym o przeszło 10 lat pracy jako doradca finansowy

Nie ma niestety jasnej i jednej reguły. Efektywnie zbudowany portfel inwestycyjny zależy od wielu czynników, a najważniejsze z nich to:
Horyzont czasowy trwania inwestycji
Zasobność naszego portfela
Oczekiwana przez nas, satysfakcjonująca stopa zwrotu
Indywidualne podejście inwestora do ryzyka
Cel inwestycyjny
Dostępność do środków w trakcie trwania inwestycji
Nasza wiedza i doświadczenie inwestycyjne

W zależności od podejścia inwestora oprócz wyżej wymienionych czynników należy wziąć pod uwagę szereg innych. Każdy inwestor musi pamiętać o swoich indywidualnych potrzebach i oczekiwaniach. Doświadczony doradca finansowy bez wątpienia będzie potrafił w rozmowie z inwestorem zadać szereg innych, często kluczowych pytań, aby portfel inwestycyjny dopasować do poszczególnego inwestora.

W poniższym artykule rozpatrzymy sytuację inwestora o zrównoważonym podejściu do ryzyka. Opisywany inwestor to człowiek ze sporym doświadczeniem inwestycyjnym i chęcią osiągnięcia w długim horyzoncie czasowym stopy zwroty z inwestycji zdecydowanie przewyższającej tradycyjne lokaty bankowe. Okres trwania inwestycji przekracza 6 lat a inwestor posiada do zainwestowania 300 tys. złotych polskich.

Należy tu zaznaczyć, że poniższa propozycja nie uwzględnia aktualnej koniunktury giełdowej, która w każdej sytuacji bez wątpienia powinna wyznaczać w dużym stopniu strategię inwestycyjną naszego portfela. Artykuł ten jest próbą pokazania optymalnej dywersyfikacji – bardzo często źle pojmowanej przez początkujących inwestorów.

Rysunek nr 1. przedstawia instrumenty finansowe, jakie w przypadku naszego inwestora powinny znaleźć się w koszyku inwestycyjnym. Już na tym przykładzie widać, że w optymalnym portfelu powinno się znaleźć jak najwięcej zróżnicowanych form inwestycyjnych. Dywersyfikacja oparta jedynie o zróżnicowanie geograficzne, tak często stosowana nie jest dobrą formą zabezpieczenia naszych aktywów. W przypadku nagłego załamania się koniunktury, jak to miało miejsce w połowie roku 2007 na nic zdało się wcześniejsze podzielenie koszyka inwestycyjnego na mocno oddalone od siebie regiony świata. Korelacja światowych giełd jest tak duża, że tego rodzaju dywersyfikacja wydaje się być często niewybaczalnym błędem. Przyjrzyjmy się rysunkowi nr 1.


Rysunek 1.

W naszym portfelu inwestycyjnym na pierwszy rzut oka znalazło się siedem różnych rodzajów instrumentów inwestycyjnych. W rzeczywistości tak zbudowany portfel możemy podzielić jeszcze bardziej.

Akcje zawsze z rozwagą.

Zacznijmy od funduszy akcyjnych. Ich procentowy skład w portfelu naszego inwestora określiliśmy na poziomie 15%. Niezbędny tutaj powinien być podział na fundusze z rynku polskiego i te zagraniczne. Dobór funduszy zagranicznych uzależniony musi być od aktualnej sytuacji ekonomicznej i politycznej kraju, w którym dany fundusz inwestuje swoje aktywa. Swego czasu wyjątkowo wysokie stopy zwrotu zyskiwały fundusze z Rosji, Chin, Indii i Brazylii, tzw. fundusze BRIC. Każdy inwestor powinien mieć te regiony nadal na uwadze, choć wejście w te rynki wymaga głębokiej analizy i racjonalnej oceny. Zalecam dokładną obserwacje tych właśnie rynków. Bardzo dużo ostatnimi czasy mówi się o inwestycjach w krajach Europy Wschodniej i Środkowej. Turcja to jeden z inwestycyjnych hitów ostatnich lat. Dziś inwestowanie w fundusze lokujące swoje aktywa na tym rynku wymaga ogromnej ostrożności i związane jest z dużym ryzykiem. Podobnie jak w przypadku BRIC-ów ważna jest uważna analiza tego regionu, bez wątpienia bowiem potencjał wzrostu gospodarczego Turcji jest nadal duży. Uwagę wielu inwestorów przyciągają fundusze akcji inwestujące w Afryce, Tajwanie czy Tajlandii. Według niektórych analityków te regiony świata powinny w najbliższym dziesięcioleciu cieszyć się dużym zainteresowaniem i powodzeniem wśród inwestorów a stopy zwrotu w znacznym stopniu przewyższą te z tradycyjnych lokat bankowych. Z racji na małą stabilność polityczną tych obszarów świata zalecana jest tu nadzwyczajna czujność a tego rodzaju inwestycje polecić można jedynie inwestorom doświadczonym, akceptującym znaczące wahania jednostek w czasie.

Duży może więcej?

Na pewno tak. Czy duży jednak w przypadku funduszy inwestycyjnych to dobry wybór? Odpowiem na przykładzie, który usłyszałem wiele lat temu, gdy zaczynałem swoją pracę jako doradca finansowy. Wyobraźmy sobie, że znajdujemy się na targu. Na jednym stoisku jedna ze sprzedawczyń ma do sprzedania 30 kg bardzo dobrych jabłek. Obok inna ma ich tylko 2 kg i są równie dobre. Która sprzeda swoje jabłka pierwsza? Statystycznie rzecz biorąc zapewne ta druga. Ten przykład, choć odległy od świata funduszy inwestycyjnych pokazuje, jak w przypadku nagłego załamania koniunktury zarządzający małym funduszem inwestycyjnym zdecydowanie szybciej pozbędzie się niechcianych walorów w swoim portfelu starając się chronić kapitał swoich klientów. Zarządzający większym funduszem będzie miał spory problem zanim pozbędzie się tych samych składników w znacznie większej ilości, a co za tym idzie fundusz taki zdecydowanie dłużej będzie reagował na spadki a jego elastyczność jest mocno ograniczona.

Wróćmy do naszego modelowego portfela.

Zabezpiecz swój portfel inwestycyjny i pozostaw znaczną część w inwestycjach płynnych i bezpiecznych.

Kolejne 40% należy do funduszy obligacyjnych i pieniężnych. Te drugie powinny znaleźć się w portfelu inwestycyjnym zawsze. Choć stopy zwrotu z tych funduszy zbliżone są do lokat bankowych to jednak ich przewagą nad tradycyjnymi lokatami bankowymi jest duża elastyczność. Odkupienie jednostek uczestnictwa takiego funduszu w niektórych towarzystwach odbywa się w ciągu jednego dnia i w przeciwieństwie do lokat nie ryzykujemy utratą wypracowanych odsetek. Fundusze te charakteryzują się bardzo dużym bezpieczeństwem i są szczególnie polecane dla osób, które myślą jedynie o zabezpieczeniu swoich oszczędności oraz inwestują krótkoterminowo. W przypadku inwestycji długoterminowych posiadanie części aktywów w tego rodzaju funduszach chroni nas w przypadku nagłej konieczności wyciągnięcia części aktywów w razie nieprzewidzianych wydatków.

Fundusze obligacyjne podzielić powinniśmy na te, które lokują swój kapitał w obligacje zarówno skarbowe jak i te korporacyjne. Te drugie związane z większym ryzykiem dają tym samym szanse na większe zyski.

Złoto lekarstwem na kryzys.

Eksperci są zdania, że minimum 10% naszych oszczędności lokować powinniśmy w złoto. W naszym portfelu udział złota to 15%. Dlaczego tak dużo? Argumentów przemawiających za inwestycją w złoto jest tak wiele, że temu tematowi poświęcam szczególną uwagę w osobnym artykule. Tutaj skupię się na tych najważniejszych:
Złoto jest odporne na kryzysy i stanowi ubezpieczenie na wypadek kryzysów finansowych
Złoto przetrwało każdy kryzys gospodarczy, każdy kryzys walutowy i każde bankructwo państwa
Złota i srebra jest mało, a popyt rośnie
Popyt przewyższa produkcję
Złota nie da się sztucznie wyprodukować
Złoto zachowuje swoją siłę nabywczą
Złoto wolne jest od podatku od zysków akapitowych (podatek Belki)
Złoto jest zwolnione z podatku VAT
Zyski są zwolnione z podatku po 12 miesiącach depozytu

Te podstawowe argumenty, które przemawiają za rozsądną decyzją posiadania w portfelu inwestycyjnym minimum 10% aktywów w złocie. Możliwości inwestowania w złoto jest wiele. Poświęcam im sporo uwagi we wspomnianym już osobnym artykule.

Inwestuj w dobra lubiane, na które zawsze będzie popyt.

W naszym inwestycyjnym koszyku powinny znaleźć się również instrumenty odporne na nastroje inwestorów i wahania giełdowe. Dobrą propozycją wydają się inwestycje w takie dobra jak wino czy whisky. Nie mam tu oczywiście na myśli zakupu tego rodzaju trunków w sklepie i dalsze przechowywanie ich w domowych barkach. Poza ryzykiem, że zawsze może przyjść nam ochota na otworzenie cennego alkoholu i nasza inwestycja zakończy się dużo przed czasem, musimy również pamiętać, że zarówno najcenniejsze wina jak i whisky wymagają specjalistycznego przechowywania. Do tego rodzaju inwestycji służą dużo bardziej wyspecjalizowane narzędzia inwestycyjne, a specjalne portfele oparte o te instrumenty alternatywne dostępne są u najlepszych doradców finansowych w kraju.

Wino zawsze będzie miało swoich zagorzałych zwolenników.

Według prognoz w samej tylko Polsce w ciągu najbliższych 5 lat popyt na wino wzrośnie o około 100%. Żyjemy w coraz bogatszym społeczeństwie a co za tym idzie coraz bardziej dążymy do życia w luksusie nie tylko od święta. W wielu domach do obiadu coraz częstej pojawiają się na stołach butelki wina wartego kilkaset czy nawet kilka tysięcy złotych. I o inwestycji w takie wina powinniśmy pomyśleć. Dla potwierdzenia mojej tezy kilka liczb:
Na znanym winie z rocznika 2006 do stycznia 2010 roku można było zarobić 343%.
Na innym winie z rocznika 2008 do stycznia 2010 roku inwestorzy osiągnęli zyski na poziomie 97%
Przy tego rodzaju bezpiecznych inwestycjach stopy zwrotu przekraczały w przeszłości 50% a nawet 100% zysku rocznie.

Jednak:

Cena innego znanego wina z rocznika 2007 do stycznia 2010 wzrosła o 32%, a to samo wino z rocznika 2008 do stycznia 2010 przyniosło zysk rzędu 221%

Jaki z tego wniosek?

Nawet przy tego rodzaju inwestycjach konieczna jest dywersyfikacja.

Nie wielu jednak inwestorów ma dostateczną wiedzę, aby samemu zająć się tego rodzaju inwestycjami. Polecam tu specjalne portfele modelowe, które już z góry według umowy z zarządzającym dają nam gwarancję lokowania naszych środków w wina z różnych roczników najlepszych światowych producentów. Poza z góry określoną dywersyfikacją dostajemy tym samym możliwość przechowywania naszych win w specjalnych, odpowiednio do tego przygotowanych magazynach, tak aby wino nie traciło swoich cennych właściwości, kluczowych dla jego inwestycyjnej wartości. Jednocześnie w każdej chwili na nasze zamówienie zakupione przez nas skrzynki wina mogą zostać przetransportowane pod wskazany adres. W swojej pracy spotykam się z ogromnym zainteresowaniem wśród klientów tego rodzaju dodatkiem do portfela inwestycyjnego. Dodatkiem, który szczególnie w sytuacji złej koniunktury na giełdzie daje bardzo satysfakcjonujące stopy zwrotu. Musimy jednak pamiętać, że inwestycje zarówno w wino jak i whisky nie powinny być traktowane jako krótkoterminowe lokowanie nadwyżek naszego kapitału. Tematowi whisky i wina również poświęcam osobny artykuł. W niniejszym zaznaczam jedynie, że w idealnym portfelu inwestycyjnym warto rozważyć umieszczenie tego rodzaju walorów. Na spotkaniach z moimi klientami zawsze dokładnie wyjaśniam celowość takiej inwestycji i omawiam jej szczegóły.

Czy nadal można zarobić na nieruchomościach?

Można. Trzeba tylko odpowiednio wybrać rodzaj inwestycji i z rozsądkiem lokować swoje oszczędności. Złote czasy, kiedy na tak zwanych „dziurach w ziemi” (zakupione od dewelopera mieszkania sprzedawane były na rynku wtórnym, jeszcze przed wybudowaniem) można było zarobić kilkadziesiąt procent mamy już dawno za sobą. Inwestorzy z dużym kapitałem powinni jednak pomyśleć o ulokowaniu części swoich nadwyżek w grunty orne w pobliżu dużych aglomeracji miejskich. Na ich podziale i przekształceniu w działki budowlane istnieje duża szansa osiągnięcia sporego zysku. Kto jednak nie ma czasu, aby zająć się tym sam powinien dołączyć do specjalnie przygotowanych do tego inwestycji grupowych. Stara zasada głosi, że w ilości siła. Dzięki dołączeniu do sporej grupy z dużym kapitałem mamy większe możliwości negocjacyjne przy zakupie dużej ilości działek już na starcie zyskując na ich wartości. Jednocześnie jako udziałowiec w inwestycji mamy wgląd w to, co dzieje się z naszymi środkami i w jaki sposób są lokowane. W minionych latach tego rodzaju inwestycje mogły pochwalić się zyskami na poziomie przeszło 300% w ciągu 3 – 4 lat. Biorąc po uwagę, że Polacy coraz częściej wybierają własny dom za miastem zamiast mieszkania, popyt na działki budowlane wokół miast rośnie. Trend ten będzie się nasilał wraz ze wzrostem gospodarczym, a ziemia pozostanie jedną z najbardziej atrakcyjnych lokat kapitału (źródło: Wealth Solutions). Podstawową zasadę tej inwestycji można określić krótko: kupić tani hektar – sprzedać drogi metr. Wyspecjalizowane firmy inwestycyjne zajmą się wszelkimi procedurami za nas, a my po kilku latach cieszyć się będziemy według prognoz sporym zyskiem (te szacunkowe na najbliższe lata mówią o minimalnej stopie zwrotu na poziomie 20%). Oczywiście jak zawsze tu również musimy akceptować pełen pułap ryzyka. Swoim klientom zalecam udział w inwestycjach przygotowanych przez specjalne firmy inwestycyjne. To swego rodzaju zabezpieczenie niepowodzenia inwestycji na danym regionie. Dzięki udziałowi w dużej grupie kupowane grunty znajdują się w różnych lokalizacjach. To dywersfikuje ryzyko na wypadek, gdyby któraś z lokalizacji cieszyła się dużo mniejszym powodzeniem. Jeśli nasz doradca finansowy nie jest tylko sprzedawcą funduszy inwestycyjnych warto z nim porozmawiać o takich rozwiązaniach.

I na hosse i na besse.

Kilka procent naszych aktywów powinno zostać ulokowane w fundusze hedgingowe. W Polsce jest tylko kilka Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych, które zajmują się tego rodzaju inwestycjami. Choć fundusze te obarczone są sporym ryzykiem, to jednak mogą okazać się lekarstwem na długotrwające spadki na giełdach. Dzięki wyspecjalizowanym mechanizmom opartym o kontrakty terminowe fundusze hedgingowe mają możliwość zarabiania zarówno na spadkach jak i na wzrostach. Ich wadą jest dość nieprzewidziane zachowania w przypadku trendów bocznych. Rok 2007 i 2008 bez wątpienia należał właśnie do tego rodzaju funduszy. Gdy inne fundusze akcji traciły kilkanaście czy kilkadziesiąt procent w skali roku najlepszy fundusze hedgingowe wypracowywały zyski przekraczające 20%. W sytuacji bessy niewątpliwie jest to wynik godny uwagi. Z racji na spore ryzyko związane z tymi funduszami zalecam lokowanie w tego rodzaju instrumenty maksymalnie 10% swoich oszczędności – optymalnie 5%.

Podsumujmy.

Budując swój portfel inwestycyjny musimy wziąć pod uwagę aktualną koniunkturę. Opieranie się jedynie na danych historycznych często prowadzi do porażki. Rozsądek jest tu najlepszym doradcom. Warto jednocześnie zasięgnąć opinii u kogoś, kto inwestycjami zajmuje się od wielu lat i może pochwalić się szeroką gamą instrumentów finansowych. Sami jednak musimy określić horyzont trwania inwestycji - nie zrobi tego za nas nawet najlepszy doradca, bo jedynie my znamy swoje plany na przyszłość. Im większa różnorodność cechować będzie nasz portfel inwestycyjny, tym mniejsze związane z nim ryzyko. Dobrze zbudowany portfel inwestycyjny nawet w czasach poważnego kryzysu nie musi wiązać się ze stratą naszego majątku. A pieniądz? Aby nie tracić na wartości musi pracować. Lokaty bankowe nie zawsze uchronią przed stratą jego wartości w czasie. Przy obecnym poziomie inflacji i podatku „Belki” oprocentowanie lokat na poziomie 5% trudno uznać za „super ofertę”. Cierpliwość, różnorodność, rozsądek i mądrość w podejmowaniu decyzji – te cechy niech nam towarzyszą zawsze przy budowaniu idealnego portfela inwestycyjnego.

Autor:

Piotr Goliszewski
Specjalista ds. Inwestycji

www.doradcafinansowy.net.pl


Artykuł nie jest rekomendacją inwestycyjną w świetle obowiązującego prawa a jego treść przedstawia subiektywne opinie autora.
Autor nie ponosi odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne
podjęte pod wpływem niniejszego artykułu.

---

Piotr Goliszewski

Dyrektor Zarządzający
Specjalista ds. Inwestycji i Kredytów Hipotecznych

www.doradcafinansowy.net.pl
p.goliszewski@financialfuture.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl